Obudziła się ze straszliwym bólem głowy i zmarnowana powlokła do łazienki. Z radością czekała na ten dzień, ale teraz jakoś nie chciało jej się skakać z radości. Spojrzała na odbicie swojej zmęczonej twarzy i uśmiechnęła się gorzko. Zachciało jej się powrotu do zagadek, gdyby tylko wcześniej wiedziała, że ciąża tak pogorszy jej samopoczucie. Ale nie wiedziała, nie wiedziała nawet, że w ogóle jest w ciąży. Pani Collins by się ucieszyła. Sherry westchnęła ciężko na wspomnienie tej poczciwej kobiety. Teraz jednak nie było przebacz i musiała przygotować się do wyjścia. Przecież raz rozpoczętej sprawy nie zakończy od tak, nawet nie obejrzawszy zwłok. Co z tego, że psich? Tym bardziej, że James, który był przeciwny szybszemu powrotowi do zagadek, zgodził się na to.
Pani Holmes zakluczyła drzwi łazienki i pogładziwszy swój płaski póki co brzuch, zabrała się za poranną toaletę. Po chwili jej mąż zaczął pukać do drzwi, bo i jemu zależało na skorzystaniu z toalety. W bardziej naglącej sprawie.
- Już ci otwieram skarbie - odparła tylko Sherry i rozmasowawszy skronie otworzyła drzwi, by wyminąć się w nich z ukochanym i jeszcze na kwadrans paść do łóżka.
- Już ci otwieram skarbie - odparła tylko Sherry i rozmasowawszy skronie otworzyła drzwi, by wyminąć się w nich z ukochanym i jeszcze na kwadrans paść do łóżka.
*
Pogoda była niezbyt przyjazna. Szare chmury zakryły niebo i zraszały ziemię deszczem. Nie było też żadnych znaków, które miałyby zapowiadać rychłe pojawienie się słońca. Pani detektyw czekała w drzwiach na Jamesa, który wrócił się po czarny parasol do domu.
- Co Mycroft? Nie masz ochoty poprzyglądać się psu, który zdechł przeszło trzy dni temu? - rzuciła do swojego brzucha, a jej twarz zrobiła się nienaturalnie blada - Nie męcz mamusi i tak rozwiążę tę zagadkę. Widzę niestety, że ciebie będzie dopiero nauczyć zamiłowania do podobnych rzeczy...
Wtem jednak przerwała rozmowę z nienarodzonym malcem, który jeszcze dobrze nie rozwinął się w jej wnętrzu, bo wrócił Holmes. Ucałował ją w policzek i radosny jak nigdy dotąd rozłożył czarny parasol, pod którym ruszył w ramię z żoną. Co prawda mieli przejść tylko do samochodu, który stał przed domem, ale Sherry uparła się na zabranie parasola. Chwilę później małżonkowie siedzieli już w pojeździe i zmierzali w stronę domu pana Morta Firmana.
- Wszystko w porządku Sherry? Słabo wyglądasz - rzucił Holmes, nie spuszczając drogi z oczu - Myślałem, że będziesz się cieszyć, a ja będę naburmuszony. A tu proszę, odwrotnie.
- Nie jestem naburmuszona - odburknęła i skrzyżowała ręce na piersi - To Mycroft jest pyskatym dzieckiem.
- Oczywiście. Zwal wszystko na nierozwinięty płód - odparł wymijająco James i zamilkł.
Na miejsce dotarli w ciszy, której nie było pomiędzy nimi od dość dawna, a która była dla nich obojga gorsza od kłótni. Krople deszczu rozbijające się o szybę dosłownie drażniły ich uszy, a głos prezentera radiowego był nieznośny. Mimo to żadne z nich nie przerwało tej niemej potyczki, która nie miała logicznego uzasadnienia.
*
Mort Firman odpoczywał akurat na kanapie, gdy w jego domu rozległ się dzwonek. Mężczyzna momentalnie przypomniał sobie, że był umówiony na ten dzień z panią detektyw i jej mężem. Bądź co bądź, tamta noc niewiele rozjaśniła, jedynie bardziej zagmatwała w jego życiu. Owinął się więc szczelniej szlafrokiem, w którym chodził po domu niezależnie od pory dnia i nocy, poprawił skołtunione włosy i okulary na nosie, po czym otworzył drzwi. Dwójka którą ujrzał nawet w świetle dnia, niezwykle pochmurnego, ale jednak dnia, wyglądała nieprzeciętnie. Czarny parasol, który trzymali nad głowami, mimo że wkroczyli już na jego werandę, dopełniał całego obrazu. Zaraz też dostrzegł, bo jako pisarz starał się odczytywać emocje i większe zmiany zachodzące w ludziach, że pani detektyw, którą miał już zaszczyt gościć, niezwykle spochmurniała od ich ostatniego spotkania.
Gestem zaprosił swoich gości do środka i pozwolił im rozgościć się na kanapie, na której przed chwilą ucinał sobie drzemkę.
- Przepraszam za bałagan - rzucił, gdy pan Holmes ze zdziwieniem począł lustrować wnętrze jego domu.
Jego przeprosiny zostały jednak zbagatelizowane, a goście postanowili nie czekać długo z przechodzeniem do rzeczy. Firman osobiście liczył na to, że nie zostanie uznany za wariata, gdy wytłumaczy pani detektyw, co się stało tamtej nocy na górze, gdy zemdlała na schodach.
- Może pan bez zbędnych wstępów przejść do tego, co się wtedy stało? Usłyszałam tylko krzyk i zdołałam zobaczyć pana z pogrzebaczem w dłoni...
- Chodzi o to, że tam na piętrze... Był włamywacz - oznajmił właściciel domu.
- Włamywacz? - Sherry uniosła jedną brew - Myślałam, że po znalezieniu zabitego psa zaczął pan wręcz panicznie chronić swój dom przed nieproszonymi gośćmi. Wręcz miałam wrażenie, że trochę ban zbzikował na punkcie samoobrony...
- Co? - Mort Firman rozdziawił szeroko usta i wpatrywał się w kobietę szeroko otwartymi oczyma zza okularów.
Nawet słowem nie wspomniał jej o zabezpieczeniach jakie zastosował po tym, jak zabito jego psa. Sam czasami dochodził do wniosku, że ześwirował, bo przecież zamykanie śrubokrętów w sejfie nie należało do normalnych zachowań. Tylko skąd ONA mogłaby cokolwiek o tym wiedzieć.
- Przepraszam - wydukała Sherry, gdy James trącił ja stanowczo w ramię - Po prostu odczytuję sygnały. Dedukcja, panie Firman.
Mężczyzna kiwnął głową na znak, że rozumie i zamknął usta. Ale tak na prawdę nic nie rozumiał.
*
W pokoju na piętrze nie było zbyt wiele. Skrzypiące łóżko z naciągniętą równomiernie kołdrą w kwiaty. Widać było, że pan Firman wolał spać na kanapie niż we własnym łóżku. Obok mała szafka z rozwaloną rączka od szuflady. Na niej lampka bez klosza i pudełko po wypalonych papierosach. Do tego jeszcze okno zasłonięte ciemnymi firanami i drzwi do łazienki. Tam było już ciekawiej. Toaleta wyłożona został kafelkami o morskiej barwie, a reszta wyposażenia, co zresztą nikogo by nie zdziwiło, była biała. Teoretycznie więc była to typował łazienka przeciętnego człowieka. Nie licząc lustra zbitego pogrzebaczem i rozwalonego prysznica. Sherry posłała wymowne spojrzenie właścicielowi domu.
- Myślałem, że to włamywacz hałasował pod prysznicem i przerażony walnąłem w niego pogrzebaczem, ale to była tylko mysz - wyjaśnił ten - Potem zobaczyłem odbicie w lustrze i zrobiłem to samo, nie zastanowiłem się po prostu. Zabiłem moje lustro.
Ostatnie stwierdzenie rozbawiło Jamesa, który uśmiechnął się delikatnie. Pani detektyw jednak nie rozumiała tego uśmiechu, bo pierwszy raz w życiu nie potrafiła poskładać elementów układanki w całość. Już raz zdarzył jej się błąd, teraz nie wiedziała w co włożyć ręce. Stała się bliska popadnięcia w depresję.
- To był tu ten włamywacz, czy nie? - spytała po chwili.
- Był - potwierdził stanowczo Firman - Ale wyskoczył przez okno.
Wzrok wszystkich powędrował ku zasłoniętemu oknu, które było zamknięte na cztery spusty. Pani Holmes była gotowa przysiąc, że tamtej nocy także było zamknięte.
- Panie Firman - zaczęła łagodnie - Czy jest pan pewien, że w ogóle ktoś tu był? - wbiła w zdezorientowanego mężczyznę.
Ten tylko otworzył usta, by coś powiedzieć, ale koniec końców nie udało mu się to. Sam zaczął zastanawiać się nad tym, czy naprawdę widział wtedy człowieka, czy tylko tak mu się wydawało.
*
Kwadrans później, gdy para detektywów przyglądała się psim zwłokom, rozdzwonił się telefon pana Firmana. Mężczyzna odszedł na bok, by odebrać. Tymczasem Sherry doszła do wniosku, że ten kto zabił psa, potrafił zatuszować po sobie ślady.
- To nie było od tak. Ostrzeżenie, ale bez podpisu, że się tak wyrażę. Użyto własności naszego klienta, a zabójca nie zostawił na nich swoich odcisków, ani tym bardziej innych poszlak.
James westchnął ciężko, gdy jego małżonka użyła słowa "klient", ale postanowił nic nie mówić. Tym bardziej, że Sherry była w nie najlepszym nastroju. Kobieta wstała znad zwłok zwierzaka i otrzepała się symbolicznie. Wtedy też powrócił pan Firman z niewesołą miną.
- Zadzwonił do mnie ten, który oskarża mnie o plagiat. Prosił o spotkanie - wydukał zdruzgotany mężczyzna i poprawił okulary na nosie.
- Świetnie - podsumowała pani detektyw - Będziemy mieć okazję, żeby sprawdzić, czy to on jest naszym podejrzanym.
- Ale jak nie ma żadnych dowodów, to co to da? - spytał niepewny Firman.
- Niech się już tym pan nie przejmuje, Sherry ma swoje sposoby - zapewnił go z uśmiechem Holmes i ukradkiem spojrzał na żonę.
Ta nie zwróciła na to większej uwagi i chwytając w dłoń porzucony parasol, ruszyła ku samochodowi. James tylko jej się przyglądał i pierwszy raz w życiu przyznał w myślach, po cichu i skrycie, że ją kocha. Wielu wiedziało to już wcześniej, Sherry była tego pewna od bardzo dawna, ale Holmes potwierdził to dopiero w tamtej chwili.
- To nie było od tak. Ostrzeżenie, ale bez podpisu, że się tak wyrażę. Użyto własności naszego klienta, a zabójca nie zostawił na nich swoich odcisków, ani tym bardziej innych poszlak.
James westchnął ciężko, gdy jego małżonka użyła słowa "klient", ale postanowił nic nie mówić. Tym bardziej, że Sherry była w nie najlepszym nastroju. Kobieta wstała znad zwłok zwierzaka i otrzepała się symbolicznie. Wtedy też powrócił pan Firman z niewesołą miną.
- Zadzwonił do mnie ten, który oskarża mnie o plagiat. Prosił o spotkanie - wydukał zdruzgotany mężczyzna i poprawił okulary na nosie.
- Świetnie - podsumowała pani detektyw - Będziemy mieć okazję, żeby sprawdzić, czy to on jest naszym podejrzanym.
- Ale jak nie ma żadnych dowodów, to co to da? - spytał niepewny Firman.
- Niech się już tym pan nie przejmuje, Sherry ma swoje sposoby - zapewnił go z uśmiechem Holmes i ukradkiem spojrzał na żonę.
Ta nie zwróciła na to większej uwagi i chwytając w dłoń porzucony parasol, ruszyła ku samochodowi. James tylko jej się przyglądał i pierwszy raz w życiu przyznał w myślach, po cichu i skrycie, że ją kocha. Wielu wiedziało to już wcześniej, Sherry była tego pewna od bardzo dawna, ale Holmes potwierdził to dopiero w tamtej chwili.
*
Mort Firman schodził zboczem pagórka ku zaparowanemu jeepowi, zostawiając parę detektywów za plecami. Wiedział, że jego oskarżyciel nie będzie zadowolony. Miał przyjść sam, zupełnie sam. Jednakże nie mógł sobie pozwolić na taką głupotę i zostawić bez zabezpieczenia choćby w formie tej dziwnej dwójki. Wreszcie stanął na równym terenie i mógł rozejrzeć się w około. Ani żywego ducha. Tylko wiatr wył upiornie płatając mu figle. Mężczyzna poczuł się zagubiony i nie wiedział, w którą stronę się ruszyć. Trwał więc w miejscu, pozwalając zimnemu powietrzu wyziębiać swoje ręce i wichrzyć włosy. Do tego wszystkiego jeszcze ten nieszczęsny deszcz, Firman zaczął się martwić, że to wszystko źle się skończy.
- Miał pan przybyć bez obstawy - głos dobiegający z auta wywołał dreszcze na ciele Morta.
- To tylko znajomi, nie chcieli ustąpić. Nie usłyszą nic i nie zobaczą - wytłumaczył zaraz Firman i łapiąc się rękoma za ramiona, odwrócił w stronę jeepa.
Nikogo nie widział zza przycienionych szyb, ale doskonale wiedział jak jego rozmówca wygląda. Ostatnie ich spotkanie zapadło mu w pamięci.
- Czego pan ode mnie chce? - wydukał zziębnięty już mężczyzna.
- Żeby pan przyznał się do plagiatu - odparł twardo jego schowany rozmówca - I podpisał to dzieło moim nazwiskiem. Crumbly - jeśli pan zapomniał.
- Pamiętam - zapewnił Mort - Ale jest problem, bo nie splagiatowałem pana. A zabicie mojego psa było nierozważne - zagroził na koniec, choć jego głos uwiązł w połowie i stracił groźny ton.
- Pańskiego psa? - Crumbly podważył przynależność martwego zwierzaka i uchyliwszy szybę, uśmiechnął się do Firmana - Czy potrafi pan udowodnić, że wydał swój tekst pierwszy?
- Tak. Mówił pan, że napisał swoją wersję dwunastego listopada w dziewięćdziesiątym ósmym?
- Zgadza się - potwierdził tamten i poprawił kapelusz na głowie.
- Mój tekst opublikowano dwa miesiące wcześniej w "CuriousTale" - mężczyzna uśmiechnął się zwycięsko i wypiął dumnie pierś.
- Daje panu trzy dni. Albo ktoś więcej niż pies pożałuje pańskich uników - odparł jego rozmówca i zamknąwszy szybę, odpalił silnik.
Mort Firman został w miejscu i moknąc patrzył za odjeżdżającym jeepem. Może wcale Sherry i James nie będą mu potrzebni. Może obejdzie się bez większych kłopotów.
*
Sherry przyglądała się krytycznym wzrokiem kobiecie siedzącej na siedzeniu kierowcy z podręczną siekierą wbitą w głowę. Wystarczyło spojrzenie na ręce, strój i twarz, by pani detektyw wiedziała, że kobieta udawała się do byłego kochanka, jakim był nie kto inny jak Mort Firman.
- Nie wspomniał pan o niej - stwierdziła chłodno.
- Myślałem, że to nie ma znaczenia. Byliśmy ze sobą chwilę po tym jak się rozwiodłem, ale nie wyszło. Zadzwoniłem do niej, chciałem ostrzec... - zaczął tłumaczyć się mężczyzna, nerwowo przebierając palcami.
- Na dobre jej to nie wyszło - przerwała mu kobieta i skinęła na męża.
Po chwili stali już kawałek dalej, a ich klient nadal stał zdumiony nad zwłokami kobiety. Widać było, że nie może się pozbierać.
- On jest zabójcą - rzekła pewnie kobieta - Ześwirował po stracie żony. Dowiedziałam się od niej, że najpierw ona poroniła, potem zdradziła, na czym ten ją nakrył i się rozstali. Podobno miała od niego kilka dziwnych telefonów. Wymyślił sobie to wszystko. to schizofrenik.
- Ale podał nam nazwisko. Wczorajsze spotkanie pod pagórkiem... - zaczął James.
- Wczorajsze spotkanie? Widziałeś cokolwiek? Staliśmy w takim miejscu, że równie dobrze mógłby sam, a my o tym nie wiedzieliśmy. Nic nie było widać i gówno nam dało to całe spotkanie. To już nie pies. tę kobietę zabito jego siekierką. Z jego DNA. Zamkną go.
- Chyba że to przemilczymy i będziemy szukać dalej - zaprotestował mężczyzna.
- Czemu? Mamy wszystko na talerzu. Nie możemy pomagać mordercy. Nawet sam się do nas nie zgłosił. Tamtej nocy miałam wrażenie, że jestem niemile widziana.
Jej mąż odpowiedział tylko ciężkim westchnieniem.
*
Firman na prawdę zwariował, gdy policja zakuła go w kajdany, choć akurat znalazł gazetę ze swoim tekstem, o którego plagiat został rzekomo oskarżony. Rzucał się na wszystkie strony, próbując podać go pani detektyw, ale ona tylko odwróciła się do niego plecami i odeszła. "CuriousTale" wylądował na ziemi, tuż pod nogami Holmesa, który podniósł go i zabrał ze sobą. Tymczasem Mort Firman został zabrany do sądu i skazany za morderstwo. Dostał wyrok kilku lat, choć przez cały czas uważał siebie za niewinnego. Holmesowie byli na jego rozprawie i w milczeniu przyglądali się szamocącemu przed sądem sąsiadowi. Tak na prawdę był jedynym osobnikiem z ich okolicy, którego znali.
- Odpuszczę sobie jeszcze ze sprawami. Przynajmniej na czas ciąży. Mycroft tego nie lubi - oświadczyła na koniec rozprawy Sherry i wbiła lodowe spojrzenie w męża.
James nigdy nie podejrzewał, że on będzie komuś współczuł, podczas gdy ona wzgardzi tym ludzkim odruchem. Szybko też doszedł do wniosku, że ich dziecko nie będzie najzwyklejsze. Nie powiedział jednak tego na głos, tylko objął żonę ramieniem i przytuliwszy mocno do piersi, pocałował w sam czubek głowy. Ona niepewnie oparła się na jego ramieniu i tak opuścili sąd. Na zewnątrz padła deszcz, więc nad ich głowami zawisła czarna parasolka, która odprowadziła ich pod same drzwi ich pustego domu.
*
9 miesięcy później
Do drzwi ich domu rozległo się pukanie. James nie podejrzewał, że tak radośnie zareaguje kiedykolwiek na pukanie do drzwi. No ale jeśli już przyjemność sprawiało mu oglądanie nowo narodzonego syna, to wszystko mogło się zdarzyć.
- Nie wstawaj Sherry, otworzę.
Kobieta jednak nie usłuchała i zabrawszy dziecko na ręce, ruszyła za mężem do drzwi. Chciała z całym światem podzielić się swoją radością i słodką buźką Mycrofta, Myckiego. James zamaszystym ruchem otworzył drzwi, spodziewajac się Henrego Pistona, Margaret Rainey, a nawet Samanty Williams lub Nolana Edwardsa. Nigdy jednak nie spodziewałby się tego mężczyzny.
- Ciężko było was znaleźć. Słyszałem, że szukacie chrzestnego - Mort Firman uśmiechnął się szeroko do malca i podał mu palec swojej dłoni, podczas gdy para detektywów stała oniemiała.
----------------------------------------------------
No wiem, długo mi to zajęło.
Ale już jest!
Nie zabijajcie. Ciągle tylko przeciągam i jestem tego świadoma.
No, przynajmniej Mycroft już jest na świecie!
Jej. To oznacza, że za siedem opowiadaniowych lat przyjdzie pora na Sherlocka.
Już się na to cieszę xD
Co myślicie o Morcie? :3
Jego rola się jeszcze nie skończyła.
I prędko nie skończy ^^
(musiałam dać gdzieś Johnny'ego <3
chociaż tak go zasugerować <3 )
chociaż tak go zasugerować <3 )
Johnny zawsze i na zawsze. Czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńTak milusio, kto jest za Johnny'm, ten niech wie, że jakby potrzebował pomocy, to na mnie może liczyć. W imię Johnny'owego uwielbienia!
UsuńCieszę się, że czekasz na więcej, tak bardzo dziękuje, że w ogóle ktoś komentuje :>
kochanie, przepraszam, ze spóźniona, ale jestem i przeczytałam już wczoraj rano, po prostu dopiero teraz znalazłam chwilę i komentuję :)
OdpowiedzUsuńczy mnie wzrok myli, czy ten rozdział jest jakby jakiś...krótki? szczerze, to co do pojawienia się Mycrofta to myślałam, że jakoś to ładnie napiszesz, a nie od razu że ma już parę dni/tygodni i tak jakby...pominiesz jego narodziny. Trochę się zawiodłam, ale co tam! Ważne, ze jednak już jest! :D
A co do Morta, to dziwny facet, nawet bardzo. i jak on u licha wydostał się z więzienia, skoro skazali go za morderstwo? O Boziuniu...jak ja już chce kolejny rozdział! Coś czuję, ze będzie jakaś większa akcja :D
Ej, ej kochana! Spokojnie! To wszystko celowo. W następnym rozdziale wszystko się wyjaśni i będzie jak się Mort wydostał i jak się dzieciątko narodziło. To po porostu jeszcze nie była pora. Chciała zakończyć ten rozdział z przytupem, żeby wiedzieć za co się zabrać w następnym ;)
UsuńRozdział jest ciekawy. Podobała mi się ta scena z parasolką. Jakby tłumaczyła zamiłowanie Mycrofta do parasolki. Uśmiałam się wyobrażając sobie tą scenę. Ale jak ten świr wydostał się. I dlaczego państwo Holmes nie chronili maleństwa? Czy tu nie było zagrożenia i instykt rodzicielski nie kazałby chronić syna?
OdpowiedzUsuńO to w sumie chodziło z tą parasolką xD
UsuńI z kolejnym pytaniem trafiłaś w dziesiątkę :> Ale wszystko po kolei wyjaśni się w swoim czasie ;)