Po wielu godzinach deszczu, słońce rzuciło na Londyn ciepły blask. Parasolki znikają znad głów przechodniów i zamieniają się w poręczne laski. Dzieci wybiegają w kaloszach na ulice i skaczą po kałużach. Taksówki opryskują przypadkowych przechodniów brudną wodą, która zebrała się na ulicy. Miny wszystkich dorosłych są posępne. Tylko nie pewnej brunetki, która zachowuje się bardzo podobnie, co dzieci skaczące po kałużach. Jej towarzysz podąża w ślad za nią z niebieską parasolką robiącą w tej chwili za podpórkę.
- Będziesz musiał mi coś zagrać - w głosie Sherry słychać wielką radość - Nie pomyślałam, że możesz grać na instrumentach.
- Nie mówmy o tym. To całkiem zwyczajne. Nie wiem czym się ekscytujesz. Obawiałem się wręcz przeciwnej reakcji z twojej strony.
- Niby jakiej? - dopytuje kobieta.
- "To nudne", "James nudzi mi się", "Czy ty musisz być taki nudny?". Stanowczo nadużywasz tego słowa Sherry - odpowiada z lekkością Holmes.
Wbrew pozorom i on jest zadowolony. Deszcz nie zrobił na nim większego wrażenia, ot zwykła mżawka. Kilka kropel jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
- Ale kiedy świat jest przeciwko mnie. Ludzie tak rzadko potrzebują detektywa, że kilkakrotnie rozważałam podjęcie innej pracy.
- I czemu nie zmieniłaś? - James uśmiecha się chytrze, nie wyobraża sobie panny White w innym zawodzie.
- E.... Nie ma ciekawych prac. Wszystkie są do niczego. Tylko jako detektyw mam szansę na odrobinę emocji i podniecenia. A granie wcale nie jest nudne. Zwłaszcza jeśli Twój znajomy mówił prawdę i masz do tego talent - teraz to kobieta uśmiecha się szeroko, uwielbia drążyć drażniące Holmesa tematy.
- Ciągniesz to i ciągniesz - kręci głowa mężczyzna - Zagram ci kiedyś, ale będziesz się musiała jakoś odwdzięczyć....
Sherry nie czekała aż jej towarzysz dokończy zdanie. Zerwała się z miejsca i popędziła do drzwi z numerem "221B". Pewnie kulturalnie pozwoliłaby Holmesowi skończyć, gdyby pod tymi drzwiami nie leżał omdlały mężczyzna. Kobieta w mgnieniu oka była przy nieprzytomnym. Był żywy, tylko tyle potrafiła stwierdzić. James też nie był zdolny do określenia czegoś więcej.
- Po prostu zemdlał. Pewnie z przemęczenia, śpieszył się - zaczęła jak na komendę opowiadać Sherry.
- Nie teraz. Po popisujesz się potem, trzeba zadzwonić po pogotowie.
Kobieta wystawiła do Holmesa język i posłusznie chwyciła za komórkę. Spokojnie wydeklamowała potrzebną formułkę i rozłączyła się. W tym czasie mężczyzna zabrał się za pierwszą pomoc.
- W Londynie karetka przyjeżdża po około ośmiu minutach. Może herbaty? - Sherry uśmiechnęła się szeroko od towarzysza i przekroczyła próg drzwi.
Jej asystent został na zewnątrz, nad omdlałym i tylko kręcił głową. Jednakże chętnie przyjął przyniesioną po chwili herbatę. Panna White, po wręczeniu mu jej, na powrót zniknęła we wnętrzu. Kazała się powiadomić, gdy tylko przyjadą odpowiednie służby. I tak zagubiony James musiał czekać aż przybędzie pogotowie.
*
- Jestem malarzem. Niezbyt znanym. Moje obrazy schodzą raczej po przeciętnych cenach. Nigdy prawdziwie na tym nie zarobiłem. Jednak ostatnio zdarzyło się coś dziwnego. Dokładnie dwa tygodnie temu, odnawiałem obrazy leżące na strychu. Szybko niszczeją i po paru latach przydała im się ta odnowa. Odnowiłem dokładnie dwanaście obrazów. Strych dokładnie zamknąłem, jak zawsze. Tylko ja mam do niego klucze. Inni mieszkańcy mojej kamienicy nie mają strychu. Cały jest wykupiony przeze mnie. Teoretycznie pewna pani - ręce mężczyzny drżały, a głos mu się załamywał, przewiercający go na wylot wzrok pani detektyw wcale niczego nie ułatwiał, a do tego był jeszcze ten dziwny asystent, który spoglądał na niego jak na imbecyla - wynajmuje u mnie skrawek...
- Panie Downey - głos Sherry był spokojny, ale dobitny - Co się właściwie stało, jeśli mógłby pan do tego przejść....
Są różni klienci. Większość myśli, że jest ona cudotwórcą i wystarczy, iż powiedzą jak się nazywają i gdzie mieszkają, a ona po pięciu minutach wręczy im zamknięte akta sprawy. Inni boją się, że wyśmieje ich, gdy tylko zdradzą o co chodzi. Jeszcze inni są konkretni, rzeczowi i w miarę opanowani. Tych White lubi najbardziej. Ale ocucony co dopiero Downey nie należał do żadnej z tych grup. On był z tych, co myślą, że przyda jej się każda informacja. Nawet ta, co zjedli na śniadanie. Snują opowieści i niestety często przekoloryzują sprawę. Od takich ciężko wyciągnąć informację, co się właściwie stało.
- No... Te obrazy, które odnawiałem. Dwa dni później zostały wystawione przez kogoś na aukcję i sprzedane za wielkie pieniądze. Zniknęły ze strychu. Nie ma ich. Potem odnowiłem kolejną dziesiątkę. Dokładnie przedwczoraj. Dziś pojawiły się na aukcji. Pięć jest już sprzedanych. Za równie wielkie pieniądze. Policja nie potrafi nic ustalić, a ja nie czuję się bezpiecznie i normalnie, gdy ktoś wykrada z mojego strychu moje stare obrazy i sprzedaje je za pieniądze, których ja nigdy bym nie uzyskał.
- Niech pan nie podejrzewa tej pani, co wynajmuje u pana kawałek strychu. Przecież nie dał jej pan kluczy.... - podsumowała go White.
- Skąd pani...?
- Sam pan powiedział, że tylko pan ma klucze - westchnęła detektyw i pokręciła głową.
Holmes parsknął cicho w kuchni, a herbata którą właśnie pił, wytrysnęła z jego ust. Pan Downey posłał mu dziwne spojrzenie, a mężczyzna szybko spoważniał i zabrał się za sprzątanie. Pani Collins nie mogła tego zobaczyć, a zaraz będą z panną White wychodzić. Sherry na pewno weźmie tą sprawę. W sumie to i sam James był nią prawdziwie zaintrygowany. Niecodziennie ktoś się wkrada na strzeżony strych, by ukraść, powiedzmy szczerze, bezwartościowe obrazy i sprzedać je po wygórowanych cenach.
Na początek weszli do mieszkanka Jeremiego po klucze. Malarz nie posiadał dużej powierzchni. Tylko cztery pomieszczenia na krzyż, nie licząc korytarza. Była to sypialnia, pracownia, łazienka i kuchnia. Każde w innym kolorze, każde minimalistyczne. James czuł się tam okropnie. Nie pojmował też, jak mężczyzna może mieszkać gdzieś, gdzie da się zrobić tylko po dwa kroki w każdą stronę. Małe kroki. Pominąwszy jednak to, nie po to Holmes przywędrował za Downey'em w te strony. Byli na trzecim piętrze, czekało ich jeszcze trochę schodów nim dotrą na strych. Więc gdy właściciel zaproponował herbatę, asystent pani White nie odmówił. Podczas gdy Jeremy z uśmiechem gotował wodę, James rozejrzał się po jego czterech kątach. Downey stanowczo był kawalerem, na co wskazywały już same wymiary domu. Nie dbał też o porządek. Wszędzie panował "twórczy chaos", jak to tłumaczą artyści. Ściany zdobiła masa przedziwnych malowideł. Poprzekrzywiane twarze, nierealne wizje. Sama pracownia wyglądała natomiast zdumiewająco dobrze. Podłoga wolna od zbędnych rzeczy, żadnych mebli. Tylko wykorzystane płótna ustawione pod ścianą. Z brzegu wielka sztaluga, a tuż obok niej mały stoliczek z potrzebnymi narzędziami.
- No.... Podziwiam pana. Ja to nawet człowieka narysować nie umiem - rzekł uśmiechnięty James, podchodząc do Downeya - Od zawsze robiłem patyczaki.
- To nic takiego. Niektórzy wielcy malarze zaczynali od patyczaków, a jeszcze inni do końca swych dni nie potrafili namalować człowieka.
- Czyli uważa pan, że jest dla mnie szansa? - zachichotał Holmes, był w wyjątkowo dobrym humorze.
- Mógłbym pana nauczyć - Downey uśmiechną się nieznacznie.
- Jeszcze nie pora na dyrdymały - orzekł Holmes - Musisz mi się z kilku rzeczy wytłumaczyć. Po pierwsze.... Skąd się znasz na farbach? Wiedziałaś, że podpis jest podrobiony nie tylko z koloru i charakteru pisma. Pamiętam, że wspominałaś coś o farbach olejnych na akwarelach. Tłumacz mi się.
- Och czytałam gdzieś... - skłamała bez problemu.
- Nie wierzę - oświadczył twardo jej współlokator.
- To uwierz - wystawiła do niego język.
- Malujesz? - spytał nie zniechęcony.
Ona tylko wywróciła oczyma, Holmes znał już odpowiedź. Uśmiechnął się szeroko i przysiadł na skraju kanapy.
- Kiedyś mi pokażesz. To wtedy ja może zagram dla ciebie.
Kobieta zrobiła zadziorną minę. Podobało jej się takie oświadczenie z jego strony. Twarde, sprytne, nie do podważenia.
- A teraz.... Papierosy. Paliłaś. Czuję to. Dlaczego zniweczyłaś tygodnie odwyku?
- Miesiące - poprawiał go i wzruszyła ramionami - Tak jakoś.
- Och Sherry... - westchnął, a ona uśmiechnęła się słodko.
Wtem wstała na równe nogi i narzuciła płaszcz na grzbiet. Pytające spojrzenie Holmesa śledziło każdy jej krok. Kobieta jeszcze zawiązała szalik na szyi i rzuciła asystentowi jego kurtkę.
- Gdzie idziemy? - spytał, zakładając ja powoli.
- Na kolację. Przy okazji opowiem ci o moim arcy.
- Arcy? - nie zrozumiał James.
- Arcywrogu naturalnie - zachichotała pani detektyw i nim wyszła pocałowała go w policzek.
James zastygł w pół ruchu. Dopiero gdy Sherry zniknęła za drzwiami, dokończył ubieranie kurtki. Niepewnie dotknął swojego policzka, jakby bojąc się, że został w niego ugodzony. Potem zrobił zadumaną minę i wzruszywszy ramionami, ruszył ku wyjściu.
- Panie Downey - głos Sherry był spokojny, ale dobitny - Co się właściwie stało, jeśli mógłby pan do tego przejść....
Są różni klienci. Większość myśli, że jest ona cudotwórcą i wystarczy, iż powiedzą jak się nazywają i gdzie mieszkają, a ona po pięciu minutach wręczy im zamknięte akta sprawy. Inni boją się, że wyśmieje ich, gdy tylko zdradzą o co chodzi. Jeszcze inni są konkretni, rzeczowi i w miarę opanowani. Tych White lubi najbardziej. Ale ocucony co dopiero Downey nie należał do żadnej z tych grup. On był z tych, co myślą, że przyda jej się każda informacja. Nawet ta, co zjedli na śniadanie. Snują opowieści i niestety często przekoloryzują sprawę. Od takich ciężko wyciągnąć informację, co się właściwie stało.
- No... Te obrazy, które odnawiałem. Dwa dni później zostały wystawione przez kogoś na aukcję i sprzedane za wielkie pieniądze. Zniknęły ze strychu. Nie ma ich. Potem odnowiłem kolejną dziesiątkę. Dokładnie przedwczoraj. Dziś pojawiły się na aukcji. Pięć jest już sprzedanych. Za równie wielkie pieniądze. Policja nie potrafi nic ustalić, a ja nie czuję się bezpiecznie i normalnie, gdy ktoś wykrada z mojego strychu moje stare obrazy i sprzedaje je za pieniądze, których ja nigdy bym nie uzyskał.
- Niech pan nie podejrzewa tej pani, co wynajmuje u pana kawałek strychu. Przecież nie dał jej pan kluczy.... - podsumowała go White.
- Skąd pani...?
- Sam pan powiedział, że tylko pan ma klucze - westchnęła detektyw i pokręciła głową.
Holmes parsknął cicho w kuchni, a herbata którą właśnie pił, wytrysnęła z jego ust. Pan Downey posłał mu dziwne spojrzenie, a mężczyzna szybko spoważniał i zabrał się za sprzątanie. Pani Collins nie mogła tego zobaczyć, a zaraz będą z panną White wychodzić. Sherry na pewno weźmie tą sprawę. W sumie to i sam James był nią prawdziwie zaintrygowany. Niecodziennie ktoś się wkrada na strzeżony strych, by ukraść, powiedzmy szczerze, bezwartościowe obrazy i sprzedać je po wygórowanych cenach.
*
Pan Jeremy Downey mieszkał w starej kamienicy. Spokojna okolica, blisko do metra, szczerze powiedziawszy..... Wspaniała lokalizacja! Holmesowi podobały się budynki, które okalały małą uliczkę. Musiał jednak zaprzestać ich podziwiania i ruszyć za klientem do jego mieszkania. Sherry nie miała ochoty na plątanie się po czyimś strychu. Mówiła, że ufa Jamesowi na tyle, by wysłać go tam samego. Czart jeden wie, co sama robiła w tym czasie. Holmes westchnął tylko ciężko i zaczął wspinać się za mężczyzną po krętych schodach. Lokatorzy musieli dbać o klatkę schodową, gdyż była to jedna z tych nielicznych, które zdumiewały czystością. Oczywiście nie była idealna, ale na co tu liczyć?Na początek weszli do mieszkanka Jeremiego po klucze. Malarz nie posiadał dużej powierzchni. Tylko cztery pomieszczenia na krzyż, nie licząc korytarza. Była to sypialnia, pracownia, łazienka i kuchnia. Każde w innym kolorze, każde minimalistyczne. James czuł się tam okropnie. Nie pojmował też, jak mężczyzna może mieszkać gdzieś, gdzie da się zrobić tylko po dwa kroki w każdą stronę. Małe kroki. Pominąwszy jednak to, nie po to Holmes przywędrował za Downey'em w te strony. Byli na trzecim piętrze, czekało ich jeszcze trochę schodów nim dotrą na strych. Więc gdy właściciel zaproponował herbatę, asystent pani White nie odmówił. Podczas gdy Jeremy z uśmiechem gotował wodę, James rozejrzał się po jego czterech kątach. Downey stanowczo był kawalerem, na co wskazywały już same wymiary domu. Nie dbał też o porządek. Wszędzie panował "twórczy chaos", jak to tłumaczą artyści. Ściany zdobiła masa przedziwnych malowideł. Poprzekrzywiane twarze, nierealne wizje. Sama pracownia wyglądała natomiast zdumiewająco dobrze. Podłoga wolna od zbędnych rzeczy, żadnych mebli. Tylko wykorzystane płótna ustawione pod ścianą. Z brzegu wielka sztaluga, a tuż obok niej mały stoliczek z potrzebnymi narzędziami.
- No.... Podziwiam pana. Ja to nawet człowieka narysować nie umiem - rzekł uśmiechnięty James, podchodząc do Downeya - Od zawsze robiłem patyczaki.
- To nic takiego. Niektórzy wielcy malarze zaczynali od patyczaków, a jeszcze inni do końca swych dni nie potrafili namalować człowieka.
- Czyli uważa pan, że jest dla mnie szansa? - zachichotał Holmes, był w wyjątkowo dobrym humorze.
- Mógłbym pana nauczyć - Downey uśmiechną się nieznacznie.
*
Sherry spacerem przemierzała Londyn. Zdawać, by się mogło, że nie ma konkretnego celu. Jednak ona zawsze wiedziała, gdzie zmierza, czego chce. Kolorowe wystawy sklepów nie rozpraszały jej umysłu, tak jak to robiły z resztą ludzi. Nie zamierzała zbaczać z obranej drogi, jednak i ona miała słabości. Koło niej przeszedł palący mężczyzna. Woń papierosa podrażniła jej nos. Na chwile zamąciło jej się w głowie. Szybko zlokalizowała kiosk, w którym palący przechodzień nabył tak upragnione przez nią przedmioty. Tygodnie odwyku zostały zniweczone w jednej krótkiej chwil. Kobieta z papierosem w ustach ruszyła dalej. Teraz nawet się uśmiechała. Miała przed sobą piękny dzień. Żadnej nudy tylko tajemnicza sprawa. Ale i tym razem coś jej przeszkodziło. Tym czymś był telefon, który zaczął wibrować w jej kieszeni. To dzwonił Henry Pistone z policji. Po chwili wahania odebrała.
- Tylko szybko Henry, bo mam ciekawą sprawę..... - powitała policjanta.
- Pomyślałem, że zechcesz wiedzieć. Po tej dwuletniej rozprawie go wypuścili.
Kobieta zatrzymała się w pół kroku. Już nie miała takiej radosnej miny. Pokręciła przeczącą głową. Ktoś, kto by jej nie znał, powiedziałby, że się przeraziła i miała ochotę zapaść pod ziemię. Znajomi jednak by w to nie uwierzyli. Sherry szybko się zreflektowała, a jej usta wygięły się w niewinny uśmieszek.
- Zapewne wrócił do Londynu? - spytała.
- Nie mam pewności. Zadzwoniono do mnie dopiero dziś, a on został wypuszczony tydzień temu.
- Należy więc założyć, że już tu jest.
- Wolałbym żeby to nie było prawdą - głos dochodzący ze słuchawki nie brzmiał wesoło.
- Co byś wolał zostaw dla siebie. Ja proszę tylko o fakty. Powiadom mnie, gdy czegoś się dowiesz. Ja spytam tu i tam. Ma się w końcu paru znajomych.... - uśmiechnęła się pod nosem.
- Byli członkowie gangów i inni warunkowo zwolnieni to niepewne źródła informacji.
- Ty wiesz swoje, a ja swoje. Dzięki za telefon. Rusz dupsko z fotela i też szukaj i pytaj. To tyle.
Bez zbędnych ceremonii przerwała połączenie i z niepewnym uśmiechem ruszyła dalej. Przecież musi wreszcie dotrzeć do wyznaczonego celu.
Na miejsce dotarła po półgodzinie. Dom Kultury. To w nim odbywają się wszystkie większe aukcje, prezentacje i rozmowy o dziełach przeszłych, teraźniejszych, a nawet przyszłych. Pani detektyw bez wahania przekroczyła jego próg. Miała zamiar dobrze się zabawić, a przy okazji dopaść tajemniczego złodzieja bezwartościowych obrazów. Że nie były cenne wiedziała na pewno. Downey pokazał jej kilka zdjęć. Pokręciła tylko głową na to wspomnienie. Dostatecznie znała się na sztuce, by odróżnić śmieć od wartościowej rzeczy. Odebrała swój numer licytacyjny i zajęła krzesło z samego przodu. Idealne miejsce do obserwacji....
*
Zardzewiały klucz przekręcił się z trudem w równie zardzewiałej dziurce. Do uszu mężczyzn dobiegł niepokojący zgrzyt, a chwilę potem otworzyły się spróchniałe drzwi na strych. Deski niepokojąco zaskrzypiały pod ich stopami. Holmes nie mógł tego pojąć. Jeremy pozwolił by to miejsce, które należy tylko do niego, tak wyglądało? Była tam masa miejsca, które można by spożytkować. Jednakże nikt na to nie wpadł. James westchnął ciężko i począł się wszystkiemu przyglądać. Przy okazji robił zdjęcia, które potem mogłyby, po przebadaniu przez Sherry, rzucić trochę światła na sprawę.
Na strychu było pełno kurzu, który wzbijał się w powietrze przy każdym kroku i barwił je szarością. Światło docierało tam tylko przez jedno pochyłe okno. To natomiast było delikatnie uchylone i wpuszczało do wnętrza świeże powietrze. W kącie leżały nieodnowione jeszcze obrazy. Holmes poświęcił im szczególną uwagę. Na podłodze, w kurzu były jeszcze ślady po obrazach, które zostały skradzione.
- Jakie szczęście, że pan tu nie sprzątał - zachichotał James.
Jeremy nie do końca zrozumiał jego uwagę, więc tylko spłonił się rumieńcem i dalej stał w miejscu. Tymczasem asystent pani detektyw analizował ślady.
- Obrazy podniesiono, więc nie ukradł ich jeden człowiek, a kilku. Nim pan spyta.... Nie ma śladów ciągnięcia w kurzu. Tylko odcisk miejsca, w którym leżały pańskie dzieła. Tylko jak je wynieśli....
Strych był praktycznie pusty. Tylko stare obrazy i jakieś materiały budowlane.
- Wpuszczał pan tu policjantów? - spytał Holmes patrząc na odciski butów zachowane w szarej warstewce pokrywającej deski.
- Taaaaak. Ale oni nic nie ruszali.
- To oczywiste. Ale zadeptali ślady butów. Idioci. Ślady mogłyby nam pokazać jak złodzieje tu weszli. Albo skąd przyszli. Trudno, stracone. Zostało mi jeszcze porobić zdjęcia.
Toteż zaraz obszedł dokładnie strych, robiąc zdjęcia każdemu miejscu z osobna. Właściciel obgryzał nerwowo paznokcie po czym z ulga opuścił strych wraz z Jamesem.
- Może jeszcze jedna herbatka? - zaproponował Downey.
Kobieta nacisnęła klamkę i już po chwili widziała swojego przeciwnika. Z pędzelkiem w dłoni wpatrywał się w biała kartkę. Na tej widniało kilka starannie zapisanych podpisów. Pani detektyw uśmiechnęła się uradowana. Ręce schowała za sobą. Jej palce z łatwością wystukały krótkiego esemesa na telefonie.
- Nie wiem jak... Ale pan to zrobił.... - powiedziała z uśmiechem.
Nagle drzwi się zamknęły, ktoś przekręcił w nich klucz. Mężczyzna uśmiechnął się przebiegle i otworzył jedną z szuflad.
- Słyszałem, że pani jest niezła. Powiedziała pani, że nie wie jak.... Myślałem, ze lepiej pani pójdzie.
- Och. Nie chodzi o to, że nie wiem nic. Wiem całkiem sporo.
- Słucham - mężczyzna uniósł brew.
W tym samym czasie wyciągnął z szafki giwerę. Czerń pistoletu nie zadziałała na Sherry.
- Jesteś szefem jakiejś bandy. Kradniecie byle jakie obrazy, w końcu ktoś musiał się tym zainteresować, i podrabiacie podpisy wielkich artystów. Serio? Farba olejna na akwareli? Dzwoniłam już do paru kupców, przesłali mi zdjęcia podpisów....... Zawsze ten sam kolor, jedna farba.... Dla mnie to bez sensu.
- Może i bez sensu, ale ile pieniędzy...... - zarechotał.
Kobieta pokręciła głową i spojrzała na zegar wiszący na ścianie. Już patrzyła prosto w lufę broni. Ciche westchnienie wyrwało się z jej piersi.
- No to po mnie - podsumowała.
Henry kończył właśnie popołudniową zmianę i zbierał się by ruszyć do domu. W jednej ręce miał nieskończoną kawę, a w drugiej klucz do swojego gabinetu. Właśnie wytkał go do zamka i miał przekręcać, gdy telefon wydał znajomy odgłos. To niezastąpiona, cudna Sherry napisała do niego. Zostawił więc klucz w zamku i sięgnął po telefon.- Jakie szczęście, że pan tu nie sprzątał - zachichotał James.
Jeremy nie do końca zrozumiał jego uwagę, więc tylko spłonił się rumieńcem i dalej stał w miejscu. Tymczasem asystent pani detektyw analizował ślady.
- Obrazy podniesiono, więc nie ukradł ich jeden człowiek, a kilku. Nim pan spyta.... Nie ma śladów ciągnięcia w kurzu. Tylko odcisk miejsca, w którym leżały pańskie dzieła. Tylko jak je wynieśli....
Strych był praktycznie pusty. Tylko stare obrazy i jakieś materiały budowlane.
- Wpuszczał pan tu policjantów? - spytał Holmes patrząc na odciski butów zachowane w szarej warstewce pokrywającej deski.
- Taaaaak. Ale oni nic nie ruszali.
- To oczywiste. Ale zadeptali ślady butów. Idioci. Ślady mogłyby nam pokazać jak złodzieje tu weszli. Albo skąd przyszli. Trudno, stracone. Zostało mi jeszcze porobić zdjęcia.
Toteż zaraz obszedł dokładnie strych, robiąc zdjęcia każdemu miejscu z osobna. Właściciel obgryzał nerwowo paznokcie po czym z ulga opuścił strych wraz z Jamesem.
- Może jeszcze jedna herbatka? - zaproponował Downey.
*
Licytacja już dawno się zakończyła, a pani detektyw została właścicielką kilku ciekawych artefaktów. Jednak nie to ją teraz cieszyło. Udało jej się dotrzeć do człowieka, który sprzedawał obrazy pana Downey'a. Choć lepiej byłoby powiedzieć "który sprzedawał ostatni z będących w jego posiadaniu", reszta już wcześniej poszła w świat. Podpadł jej jeden fakt, a mianowicie podpis malarza. W przeciwieństwie do widzianych wcześniej, ten nie należał do Jeremiego. Na obrazie widniało nazwisko jednego z wybitniejszych artystów. Sherry nie musiała się mu długo przyglądać.
- Wszystko jasne - wymamrotała, czekając aż zostanie przyjęta do gabinetu.
Prowizorycznego gabinetu. Albowiem sprzedawca stacjonował w jednej z przebieralni przeznaczonej dla aktorów. Nie miał co narzekać, kto inny dostał małą kanciapę pod schodami. Zresztą co się dziwić, sporo właścicieli wartościowych przedmiotów przybywa do Domu Kultury by się ich pozbyć.
- Proszę... - rozległo się zza drzwi.Kobieta nacisnęła klamkę i już po chwili widziała swojego przeciwnika. Z pędzelkiem w dłoni wpatrywał się w biała kartkę. Na tej widniało kilka starannie zapisanych podpisów. Pani detektyw uśmiechnęła się uradowana. Ręce schowała za sobą. Jej palce z łatwością wystukały krótkiego esemesa na telefonie.
- Nie wiem jak... Ale pan to zrobił.... - powiedziała z uśmiechem.
Nagle drzwi się zamknęły, ktoś przekręcił w nich klucz. Mężczyzna uśmiechnął się przebiegle i otworzył jedną z szuflad.
- Słyszałem, że pani jest niezła. Powiedziała pani, że nie wie jak.... Myślałem, ze lepiej pani pójdzie.
- Och. Nie chodzi o to, że nie wiem nic. Wiem całkiem sporo.
- Słucham - mężczyzna uniósł brew.
W tym samym czasie wyciągnął z szafki giwerę. Czerń pistoletu nie zadziałała na Sherry.
- Jesteś szefem jakiejś bandy. Kradniecie byle jakie obrazy, w końcu ktoś musiał się tym zainteresować, i podrabiacie podpisy wielkich artystów. Serio? Farba olejna na akwareli? Dzwoniłam już do paru kupców, przesłali mi zdjęcia podpisów....... Zawsze ten sam kolor, jedna farba.... Dla mnie to bez sensu.
- Może i bez sensu, ale ile pieniędzy...... - zarechotał.
Kobieta pokręciła głową i spojrzała na zegar wiszący na ścianie. Już patrzyła prosto w lufę broni. Ciche westchnienie wyrwało się z jej piersi.
- No to po mnie - podsumowała.
*
"Dom Kultury. Złodzieje bezwartościowych obrazów. Za pięć minut. Szatnia dla aktorów. Pośpiesz się. Nie mam ochoty ginąć.
S.W."
- O cholera! - wyrwało się z jego gardła.
Nie zważając na rozlaną kawę , wpadł do swojego gabinetu i wykrzykując podwładnym rozkazy, zabrał swój pistolet. Naładował magazynek i wybiegł jak oparzony z posterunku. Po chwili radiowozy na sygnale ruszyły ulicą. Sama myśl o tym, że ona mogła zginąć.... Niestety nigdy nie zważała na ryzyko. Z drugiej strony ciekawe jak rozwiązała tę zagadkę. Może i nie on dostał tę sprawę, wtedy na pewno sam by ją wezwał do pomocy, ale co nieco słyszał. Teraz zresztą się tym nie przejmował. Liczyła się każda minuta. Telefon znów dał znać o esemesie.
"Wiesz gdzie jest Sherry? Nie mogę się do niej dodzwonić. Pan Collins mówił, żeby spytać Ciebie.
J.H."
- Holmes ty idioto - wysyczał Pistone - Czemu nie polazłeś z nią?
Szybko odpisał na wiadomość. James na pewno równie mocno co on, przejmował się życiem pani detektyw. Na więcej rozważań czasu nie było. Jego radiowóz zatrzymał się przy celu z piskiem opon. Henry wyskoczył z niego prawie wyrywając drzwi. Pistolet trzymał przed sobą, co ułatwiło mu bardzo przedarcie się przez grupki ludzi. Reszta policjantów podążała za nim. Nikt nie przeszkodził im w dotarci na miejsce. Przed drzwiami stał tylko jeden osiłek. Obezwładnili go po cichu, a następnie wyważyli drzwi kopniakiem. Sherry siedziała przy stoliku popijając kawę, a bandzior leżał związany na ziemi. Brew Pistone'a powędrowała do góry. Kobieta spojrzała na zegar wiszący na ścianie.
- Napisałam pięć minut. Trzeba było jechać na skróty. Wam zajęło to dziesięć. Musiałam sama ratować swój tyłek.
W tym momencie do pomieszczenia wpadł James. Był chyba najbardziej zszokowany ze wszystkich zebranych.
- O Holmes! - powitała go panna White - Przegapiłeś zabawę. Mam nadzieję, że wymyśliłeś chociaż jak wykradli te bazgroły Jeremiego.
Mężczyzna tylko skinął głową i badawczym wzrokiem obejrzał złodzieja.
- To nie tylko on - zaczął.
- To cała sekta - dokończył równo z panią detektyw.
*
Szef bandy - niejaki Nick Morgan, niedoszły zabójca panny White i jego osiłek spod drzwi siedzieli już za kratkami.Resztę ich grupy namierzały odpowiednie organy sprawiedliwości. Sherry, James i Henry Pistone wraz z kilkoma znajomymi siedzieli w małym pokoiku na Baker Street.
- Chwila - jeden z policjantów przerwał wypowiedź pani detektyw - Czyli nie widziała pani miejsca, z którego skradziono obrazy?
- Nie - Sherry wzruszyła ramionami - On je oglądał - jej palec powędrował ku Holmesowi - Ja chciałam znaleźć przestępce, a nie dowiedzieć się jak wyniósł obrazy. Zresztą, uznałam że tak będzie zabawniej.
Wszyscy zebrani unieśli brwi do góry.
- Och! Od czego macie mózgi skoro ich nie używacie? Klient był gejem. Zafundowałam Jamesowi przyjemną herbatkę, czy się mylę?
- To był gej? Piłem herbatę z gejem? - były policjant nie mógł uwierzyć w to co słyszał.
- Tak. Do tego spodobałeś mu się. Nie obserwowałeś go uważnie, gdy u nas był. Zresztą... Przejdźmy do sedna, żeby panowie mogli już wrócić do siebie i uzupełnić raporty. Cała ta sekta z Nickiem Morganem na czele zajmowała się wykradaniem obrazów nieznanych malarzy. Nikt nie znał ich sztuki, więc nikt nic nie podejrzewał. Używali jednej konkretnej farby do fałszowania podpisów. To było moim tropem. Zdjęcia od nowych właścicieli - wyciągnęła komórkę i pokazała zebranym kilka fotografii nieprzestawiających podpisy na obrazach - Identyczny styl pisma, identyczna farba. Proste. Nie trudno było ich znaleźć. Wystarczyło pójść na aukcję. Aż się dziwie, że był tam osobiście. Skończony kretyn. I że wy nie wpadliście na to by się tam udać. Ale mniejsza o to. Ucięłam sobie z nim pogawędkę, a potem sprawnie z nim rozprawiłam.
- Ale jak wykradli obraz ze strychu? - spytał Pistone.
- James? Wykażesz się?
- Część z nich udawała budowlańców. Ustawiali stelaż, który sięgał aż sufitu i wkradali się przez otwarte okno. Robili to po zmroku. Wszyscy myśleli, że pracują.
- Ale do licha skąd wiedzieli, że będzie otwarte?! - policjanci nie dawali za wygraną.
- Rozmawiali z Downey'em. Poradzili mu zostawić otwarte okno. Nie pamiętam jaki podali powód, ale go omamili. Chyba mieli zostawić resztę sprzętu budowlanego. Bo wcześniej wpuścił ich na strych by zostawili jakieś worki i inne bzdury. Tak mi powiedział pan Downey podczas herbaty - wytłumaczył James.
- Mówiłam, gej - na usta Sherry wpłynął szeroki uśmiech - A teraz pa pa - zwróciła się do policjantów.
*
Drzwi zamknęły się za policjantami, a Sherry odetchnęła głęboko. Może i sprawa nie należała do ciekawszych, ale odciągała ją od nudy. Kobieta legła na kanapie i zaczęła przyglądać się żółtej, uśmiechniętej buzi na ścianie.
- Pani Collins się nie podoba - rzekła z niejakim smutkiem.- Jeszcze nie pora na dyrdymały - orzekł Holmes - Musisz mi się z kilku rzeczy wytłumaczyć. Po pierwsze.... Skąd się znasz na farbach? Wiedziałaś, że podpis jest podrobiony nie tylko z koloru i charakteru pisma. Pamiętam, że wspominałaś coś o farbach olejnych na akwarelach. Tłumacz mi się.
- Och czytałam gdzieś... - skłamała bez problemu.
- Nie wierzę - oświadczył twardo jej współlokator.
- To uwierz - wystawiła do niego język.
- Malujesz? - spytał nie zniechęcony.
Ona tylko wywróciła oczyma, Holmes znał już odpowiedź. Uśmiechnął się szeroko i przysiadł na skraju kanapy.
- Kiedyś mi pokażesz. To wtedy ja może zagram dla ciebie.
Kobieta zrobiła zadziorną minę. Podobało jej się takie oświadczenie z jego strony. Twarde, sprytne, nie do podważenia.
- A teraz.... Papierosy. Paliłaś. Czuję to. Dlaczego zniweczyłaś tygodnie odwyku?
- Miesiące - poprawiał go i wzruszyła ramionami - Tak jakoś.
- Och Sherry... - westchnął, a ona uśmiechnęła się słodko.
Wtem wstała na równe nogi i narzuciła płaszcz na grzbiet. Pytające spojrzenie Holmesa śledziło każdy jej krok. Kobieta jeszcze zawiązała szalik na szyi i rzuciła asystentowi jego kurtkę.
- Gdzie idziemy? - spytał, zakładając ja powoli.
- Na kolację. Przy okazji opowiem ci o moim arcy.
- Arcy? - nie zrozumiał James.
- Arcywrogu naturalnie - zachichotała pani detektyw i nim wyszła pocałowała go w policzek.
James zastygł w pół ruchu. Dopiero gdy Sherry zniknęła za drzwiami, dokończył ubieranie kurtki. Niepewnie dotknął swojego policzka, jakby bojąc się, że został w niego ugodzony. Potem zrobił zadumaną minę i wzruszywszy ramionami, ruszył ku wyjściu.
-----------------------------------------------
Rozdziały będą się pojawiać mniej więcej co dwa tygodnie. Na napisanie każde potrzebuję trochę czasu, tym bardziej, że obmyślanie całej tej kryminalnej plątaniny nie idzie mi jeszcze najlepiej.
Z tego rozdziału sama nie jestem zbytnio zadowolona, pewnie przez głupotę i banalność sprawy.
I jeśli czytacie, to komentujcie. To na prawdę motywuje.
Z góry też przepraszam za wszystkie błędy ortograficzne i interpunkcyjne. Czytam każdy rozdział po pięć razy, ale nie znajduję wszystkiego. Tym bardziej, że po drugim razie znam to już na pamięć.
No, no no...Robi się coraz ciekawiej między Sherry a panem Holmesem :) Czekam na dalszy rozwój wydarzeń. A co do tego arcy wroga, to mam nadzieję, ze szykujesz jakąś ciekawą przygodę z nim, uwielbiam czarne charaktery w opowiadaniach <3 pozdrawiam i zapraszam do siebie na kolejny rozdział :*
OdpowiedzUsuńSekretna
Żebym nie zapomniała - w dialogach zwroty grzecznościowe, typu "ciebie, tobie, ci, twoje", piszemy z małej litery. Z dużej tylko w listach. Sprawa troszeczkę łatwa (sama dorobiłam sobie w połowie inną fabułę - myślałam, że sprzedając te obrazy, piorą pieniądze z działalności przestępczej), jednak dalej przyjemnie mi się czytało. Od razu przypomniało mi się moje staare opowiadanie o łowcach duchów, które pisałam lata temu. Kurczę, aż mam ochotę coś sobie w tamtych klimatach przeczytać. c:
OdpowiedzUsuńSherry dalej swoim zachowaniem powoduje uśmiech na mojej twarzy, a Holmes jest uroczo zdezorientowany jej zachowaniem, chociaż facet zaczyna się powoli wyrabiać. Pewnie po jakimś czasie żadne zachowanie Sherry go nie zaskoczy. c: Jakoś mnie nie zdziwił fakt, że znowu wróciła do palenia.
Swoja drogą, jak zobaczyłam nazwisko Downey, momentalnie wyobraziłam sobie Roberta Downey Juniora, ale ta wzmianka o orientacji klienta ociupinkę zmąciła moje wyobrażenie, no ale~
Zapomniałam wspomnieć - link do drugiego rozdziału z boku jest zły. ;)
UsuńLink już zmieniłam :) Dzięki za informację.
UsuńDuże litery to bardziej z przyzwyczajenia niż celowo, ale wszystko już naprawiłam, choć podobne gafy mogą być i w kolejnych rozdziałach.
Tak... Sprawa nawet bardzo łatwa i moja mama stwierdziła, że nie do końca logiczna, a ja sama również nie jestem z tego zadowolona. Szczerze powiedziawszy, to dalej się rozkręcam i żywię cicha nadzieję, że w końcu uda mi się sklecić coś bardziej... zawikłanego.
Do Roberta Downey Juniora nie miałam zamiaru nawiązywać xD To wszystko przez to, że nie zwracam uwagi na to, jakie nazwiska wykorzystuje dla postaci epizodycznych. Tego aktora całkiem lubię i celowo nigdy bym nie sugerowała czytelnikom czegoś podobnego ;)
Muszę Ci też podziękować za miłe słowa, Twoje komentarze dodają mi zapału do pisania, choć chwilowo nie mogę się zebrać do napisania kolejnego rozdziału, do czego przyczynił się także nawał obowiązków, no ale... c: