Dla wielu ludzi ten dzień mógł być jednym z wielu niczym się nie wyróżniających. Jednak James Holmes, ku swej rozpaczy, nie mógł powiedzieć tego samego. Dzień pogrzebu Jamie był przepełniony goryczą i bólem. Te uczucia nabierały innego wymiaru, gdy przyznawał się do nich człowiek, który uważał siebie za wrak emocjonalny nie zdolny do zażyłości. Mężczyźnie ciężko było pozbierać się po ostatnich wydarzeniach i dłużej nie potrafił już udawać oziębłego względem zaistniałej sytuacji. Może nie pokazywał tego przy ludziach, ale kochał swoją siostrę, a jej strata była dla niego nieznośnie bolesna. Jeszcze do niedawna zaprzeczyłby, gdyby ktoś powiedział mu, że będzie płakał, teraz jego policzki były mokre i nic nie mógł na to poradzić.
Został nad grobem najdłużej. Sherry towarzyszyła mu bardzo długo, ale niebawem jej wielce podzielna uwaga skupiła się na czymś zgoła innym, łzy wyschły, a pani detektyw uciekła z cmentarza, zostawiając Holmesa samego. Nie miał jej tego za złe, bo przez te kilka lat wspólnej pracy zdążył poznać ją dostatecznie dobrze, by rozumieć. Natomiast jego własna natura pozostawała zagadką. Jego życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni i już niczego nie mógł być pewien. Praca w policji niosła ze sobą zagrożenia i był ich świadom, ale jako asystent i przyjaciel ekscentryczki jaką była panna White stracił poczucie niebezpieczeństwa, choć to wzrosło znacznie. Teraz już to wiedział, ale było za późno. Za późno dla jego siostry. Nie mógł zrobić nic ponad to, co zaplanował. Wiedział, że łzy nie przywrócą dziewczynie życia, a przymknięcie Moora tylko uchroni innych, ale tylko tyle mógł.
*
Na schodach prowadzących do mieszkania 221B dało słyszeć się kroki. Mozolne i jakby ociężałe, ale wyraźne. Pani Collins przywykła już do ruchu, jaki powstawał, gdy nagle wszyscy naraz potrzebowali panny White. Ostatnie dni były szczególnie męczące, bo we wspólnym mieszkaniu detektywów panował wzmożony ruch. Kobieta nawet wyposażyła siebie i męża w zatyczki do uszu, by odizolować się od nagłych wybuchów euforii i okrzyków zwycięstwa. Nie mniej, tego dnia spodziewali się spokoju, a tu na schodach rozbrzmiały kroki. Ktoś zmierzał pod 221B, a państwo Collins żywili szczerą nadzieję, że tym razem nie chodzi o żadne morderstwo, a persona zmierzająca ku górze nie jest kolejnym klientem detektywów. Nie mieli jednak większego wpływu na zamiary osobnika, który z trudem przemierzał kolejne stopnie. Nie przywykł do takich wspinaczek o własnych nogach, a tym bardziej w samotności, gdy nie można było komuś wyżalić się ze swego cierpienia. Na szczęście w końcu dotarł do celu, a tam już czekała smukła postać, która w ręce trzymała szklankę wody i uważnie śledziła każdy ruch zmęczonego mężczyzny.
Sherry zaprosiła otyłego jegomościa do środka i skinieniem wskazała miejsce, na którym mógł spocząć. Mężczyzna otarł pot z czoła, wyrwał kobiecie szklankę i opróżnił ją z zawartości, po czym z ulgą opadł na kanapę. Już miał regulować swój oddech i brać się za wyjaśnienia swojej obecności, gdy jego uwagę rozproszył czyjś głos.
- Sherry! Przypominam, że ja nadal czekam tu z tym gołębiem!
Zdziwienie zmęczonego mężczyzny było uzasadnione, gdyż osobnik wykrzykujący nie do końca sensowne zdanie zwisał w pół przez otwarte okno. Nie sposób było zobaczyć jego twarzy, gdyż to ona, wraz z brzuchem i rękoma, wystawiona była na zewnątrz, a w cieple pomieszczenia znajdowała się dolna partia ciała właściciela głosu.
Panna White otrząsnęła się i ruszyła ku Jamesowi. Rzecz jasna nie jego pomysłem było wychylanie się przez okno z martwym gołębiem na rękach. Kobieta pochyliła się nad nim i chwyciwszy go za ramię i bok, wciągnęła do pokoju. Holmes upadł z hukiem na podłogę, a martwy ptak wylądował na jego piersi. Mężczyzna przybrał srogą minę i w ten sposób spróbował skarcić panią detektyw, która jednak zlekceważyła go całkowicie.
- Siadaj James i nie dramatyzuj - nakazała stanowczo - Nasz eksperyment trzeba odłożyć. Zapowiada się coś ciekawego, bo nie codziennie gości się właściciela wielkiej stadniny i kilku niejednokrotnych zwycięzców w wyścigach konnych.
- Widzę, że pani już mnie zna - wysapał grubas, a James podniósł się z ziemi i odłożył zdechłego gołębia na stolik, co wydało się nieznajomemu dość obrzydliwe.
- Nie znam - zaprzeczyła Sherry, co wprawiło zmęczonego mężczyznę w jeszcze większe osłupienie.
- Teraz będzie się popisywać - poinformował James i wyszedł z pokoju.
- Końskie odchody na butach, świadczą o tym, że ma pan styczność z tymi zwierzętami. Do tego jeszcze ten specyficzny zapach. Jednak strój wyklucza możliwość, jakoby był pan stajennym, czy choćby dżokejem.... - zaczęła jak na rozkaz kobieta i nie zamierzała prędko skończyć.
*
Podróż pociągiem miała im zabrać cały dzień, ponieważ stajnie pana Petera Tervala znajdowały się w odległym zakątku kraju. Kobieta nie zamierzała marnować tego jakże cennego czasu. Otyłemu właścicielowi zwycięskich rumaków dała chwilowo spokój i postanowiła przesłuchać go dopiero na miejscu, by nie pogubić się w swoich rozmyślaniach.
Zdechłego ptaka wyjęła z walizki dopiero, gdy zajęli przeznaczony im przedział. James tylko wywrócił oczyma, gdy zobaczył truchło, natomiast pan Terval o mało nie zwymiotował. Grubas wyszedł, informując ich, że idzie się przewietrzyć, a panna White rozłożyła małe ciałko na siedzeniu przed sobą.
- Co zamierzasz zrobić ze zdechłym gołębiem, którego musiałem wyciągać z rynny? - rzucił od niechcenia jej towarzysz.
- Mam zamiar ustalić przyczynę jego zgonu - odparła kobieta z promiennym uśmiechem i pocałowała swoje palce, by przesłać Holmesowi całusa.
Mężczyzna postanowił nie drążyć tematu, by przypadkiem nie sprowadzić jej zainteresowania na siebie i nie paść ofiarą jej czułości. Od czasu, gdy tylko zgodził się na ich partnerstwo, zadręczała go swymi uczuciami o ile nie miał nic innego do roboty. Był to pewien rodzaj jej broni, który pozwalał jej zawsze wyciągnąć swoje na wierzch, nie dając Jamesowi możliwości obrony.
*
- Ciało znalazł stajenny. Rano miał zacząć od drugiej stajni, ale zobaczył ogiera biegającego luzem po terenie i postanowił go złapać. Odprowadzał go do boksu i w tedy natknął się na naszą dżokejkę. Uznalibyśmy, że to koń ją zabił, gdyby boks nie był zamknięty - wydeklamował spocony grubas, patrząc w przestrachu na stratowane przez końskie kopyta ciało.
Nie było ono bardzo zniszczone. Młoda dziewczyna, dobrze zbudowana, jak na dżokeja przystało miała tylko dwa odciski podków na klatce piersiowej. Do tego pozgniatane ręce i nogi, ale one nie mogły być przyczyną śmierci.
- Czy była już tu policja? - spytała Sherry z cichym westchnieniem, rozkoszując się zapachem stajni.
- Nie. Nie chciałbym zniesławiać mojej stajni, ale obawiam się, że wezwanie odpowiednich organów władzy będzie nieuniknione - wydeklamował Terval.
- Może jednak zdołamy tego uniknąć - pocieszył go James, choć w jego oczach nie sposób było znaleźć pocieszenia.
Sherry pochwaliła go za to w myślach. Wiele się zmieniło od ich pierwszej sprawy, podczas której Holmes nie potrafił odpowiednio zwracać się do świadków i cywili. Nie ukrywał braku empatii i był straszliwie nieprzyjemny w obejściu. Teraz przynajmniej potrafił zamaskować to wszystko obojętnością.
- Działo się ostatnio coś nietypowego? - spytała kobieta.
- Chyba nie..... Chociaż.... Anna, bo tak nazywa się... - Terval zająknął się wskazując ciało - Ostatnio mówiła coś o tym, że jeden z koni potrafi otwierać boksy. Wyśmiałem ją i zlekceważyłem sprawę.
- Konie czasem to potrafią, ale żaden z nich nie zamyka za sobą boksu - odparła White i wywróciła oczyma.
Chwilę potem dokładnie przyglądała się ciału, usiłując dociec czegoś w temacie kobiety i samej zbrodni. Z tego co zdążyła ustalić zmarła była samotna i oddana pracy, zakochana w zwierzętach i dążąca do celu. Brak makijażu wskazywał na to, że nie starała się nikomu podobać. Ubrana tak, by strój nie krępował jej ruchów. Nie była zbyt bogata, ale też nie należała do biedaków, w końcu była dżokejką w nietuzinkowej stajni. Przyszła zapewne po konia, by poćwiczyć, o czym świadczył toczek, bat i siodło leżące pod jednym z boksów. Nietrudno było się domyślić, który koń biegał luzem po posesji Tervala, jego "mieszkanko" było puste. Na tabliczce widniał zaś napis "Typhoon".
- Gdzie jest Typhoon? - spytała Sherry, zwracając się do poddenerwowanego grubasa.
- Stoi na zewnątrz. Na osobnym wybiegu - wydukał mężczyzna.
- Mądrze - pochwaliła go detektyw, co sprawiło mu widoczna ulgę.
- Gdzie jest Typhoon? - spytała Sherry, zwracając się do poddenerwowanego grubasa.
- Stoi na zewnątrz. Na osobnym wybiegu - wydukał mężczyzna.
- Mądrze - pochwaliła go detektyw, co sprawiło mu widoczna ulgę.
*
James siedział na wielkiej kanapie, która znajdowała się w pomieszczeniu dla jeźdźców. Tu był ich pokój dzienny, gdzie mogli wspólnie spędzić czas, czy zdrzemnąć się pomiędzy treningami. Jednocześnie był to też dom Anny Smith, która najwyraźniej nie miała życia innego niż przy koniach. Sherry weszła do pomieszczenia i zamknęła za sobą drzwi. Podniosła herbatę stygnącą na stoliku i opadła obok Holmesa.
- To na pewno nie Typhoon. Jego podkowy wyglądają inaczej, niż te odciśnięte na ciele - poinformowała mężczyznę.
- To teraz powinno być z górki, prawda? - spytał ten i rozciągnął ramiona na oparciu kanapy.
- Niekoniecznie. Sprawdziliśmy już wszystkie konie w stajni - odparła White z błyszczącymi oczyma i położyła jedna rękę Jamesa na swoim ramieniu.
- To co dalej? - spytał ten, marszcząc brwi, gdy poczuł dotyk kobiety.
- Sprawdzamy jej rywali. Konkretnie tego jednego, któremu zagrażała w osiągnięciu kolejnego zwycięstwa.
- Inna stadnina? - upewnił się i westchnął, gdy detektyw skinęła twierdząco głową - Sprawdzimy podkowy jego konia, tak?
- Ma się rozumieć. Tyle, że zrobisz to tylko ty - poinformowała Holmesa, jednocześnie całując go w usta.
Następnie wstała i upiwszy jedynie jeden łyk, odłożyła swoją herbatę na stolik. Wprawiając partnera w osłupienie ruszyła ku drzwiom, które zamykała ledwie chwilę temu.
- Choć raz zdradzisz mi swoje zamiary? - jęknął James.
- To nie tajemnica - stwierdziła, uśmiechając się do niego - Będę rozwiązywała zagadkę.
*
James wiedział, że ludzie nie lubią z nim rozmawiać. Pewnie dlatego, że posiadał swego rodzaju dar. Mógł jedynie za pomocą słów zmusić rozmówcę do tego, by ten zrobił dokładnie to, czego były policjant chciał. W tej chwili nienawidził go dżokej o imieniu Tony Owen. Chłopak z naburmuszoną miną szedł posłusznie za Holmesem do stajni Tervala wraz ze swoim rumakiem. Był w tym bardziej podłym nastroju, że przerwano mu trening.
James zatrzymał go ruchem ręki, a sam podszedł do Sherry, która rozprawiała o czymś żywo z właścicielem stadniny.
- James! - wykrzyknęła na jego widok - Gdzieś ty tyle był? - spytała go, ale zaraz potem jej czoło, zmarszczone przez zdziwienie, wygładziło się - Fakt, wysłałam cię po Tony'ego. To nie on zabił, aczkolwiek jako pierwszy zobaczył ciało, więc nie ma też czystych rąk.
Holmes nawet nie próbował zrozumieć jej monologu, który jak zwykle straszliwie go ogłupił. Przeczesał ręka włosy i przeanalizował wszystko to, co wiedział na temat zbrodni. Sherry zdawała się nie zauważać jego wysiłków i radośnie ruszyła ku dżokejowi, który czekał na środku posesji.
- Ktoś mi wytłumaczy, co się tu dzieje? - burknął młodzieniec.
- Doskonale wiesz, co się dzieje - odparła surowo detektyw - Nie martw się, nie posądzamy cię o morderstwo. Tylko o stratowanie ciała i nie zawiadomienie nikogo, ani policji, ani pana Tervala.
Maska twardego i nieugiętego bystrzachy opadła, a chłopak zmiękł. Nerwowo oblizał wargi i pokiwał głową. Widać było, że nie byłby w stanie zamordować.
- Wystraszyłem się - przyznał - chciałem z nią tylko porozmawiać, a gdy wjechałem do stajni, leżała martwa. Mój koń wyczuł mój strach i stanął dęba. Wypuściłem jednego z ich koni, żeby odciążyć się i uciekłem....
- Rozumiem cię, jednak popełniłeś błąd, zamknąłeś boks - przerwała mu Sherry - I nie unikniesz za to kary. Oczywiście nie będzie ona tak surowa jak w przypadku samego mordercy, ale zawsze.
*
Mężczyzna pokręcił głową i raz jeszcze nachylił się nad ciałem kobiety, która teraz przewrócona była na brzuch. Na jej szyi, w pobliżu jednej z żył było sporych rozmiarów zaczerwienienie i małą czerwona kropka, jak po ukuciu igły.
- Dlaczego nie poczuła, jak ktoś wstrzykiwał jej truciznę? - rzucił w kierunku pani detektyw, która stała wyprostowana i wpatrzona w jednego z koni.
- Mogła to dostać podczas snu, albo igła była tak niewielka, że nie poczuła. W każdym razie została zamordowana wcześniej, a w stajni tylko padła. Pozostaje pytanie: kto? i po co? - odpowiedziała i odgarnęła włosy za ucho.
- Czyli będziemy studiować jej przeszłość? - jęknął Holmes.
- Nie widzę innego wyjścia - przytaknęła panna White.
James dźwignął się na nogi i z tej perspektywy raz jeszcze spojrzał na zamordowaną. Jej kasztanowate włosy przywołały w nim wspomnienia, a z kąciku jego oczu popłynęły łzy. Mężczyzna chrząknął i ręką otarł przejrzysta krople, a potem wyszedł na zewnątrz, zostawiając Sherry przytuloną do łba karej klaczy.
*
- Czy pana małżonka, po urodzeniu waszej córki, zachowywała się dziwnie? - rzuciła napastliwie Sherry.
- Nie rozumiem, co to ma do rzeczy - odparł właściciel stadniny i otarł pot z czoła.
Kobieta w myślach przyrównała go do świnki, bo był tłusty, miał różowiutką cerę i niesamowicie się pocił. James, który stał niedaleko, ziewnął przeciągle i wbił wzrok w grubego jegomościa.
- Nie musi pan rozumieć - odgryzł się.
- Tak. Była bardzo zestresowana. Miała urodzić bliźniaki, ale lekarze poinformowali ją, że jedna dziewczynka jest martwa - wydukał.
- Dwujajowe? - spytała detektyw.
Terval zmarszczył czoło i spróbował uspokoić bicie swojego oszalałego serca, nie podobały mu się te pytania.
- Bliźniaki - wyjaśniła Sherry - Bliźniaki dwujajowe?
Skinął głową i kobieta wiedziała już wszystko.
- Żadna z dziewczynek nie umarła. Nie wtedy. Zginęła dopiero niedawno. Widział pan jej zwłoki. Jeździła na pana koniach. Miał pan obie córki przy sobie.
Zdębiały grubas wstrzymał na chwilę oddech, a potem wypuścił go z bólem.
- Co się z nią działo wcześniej?
- Pańska żona oddała ją do domu dziecka. Nie wiem, jakim cudem trafiła do tej stadniny. Może coś podejrzewała...
- Albo był to łut szczęścia - przerwał jej James - Choć nie do końca dla niej szczęśliwy. Pana druga córka....
- Dowiedziała się o siostrze - wcięła mu się w pół słowa Sherry - To ona zabiła. Policja może to udowodnić za pomocą odcisków palców... Jeśli pan potrzebuje takiego potwierdzenia...
- Nie wydam córki bez stanowczych dowodów, więc... Wezwijcie policję - zadecydował.
*
Pociąg podskakiwał na koleinach, ale to nie zrażało pani detektyw, która wytrwale dążyła do ustalenia przyczyny zgonu gołębia znalezionego w rynnie. James wpatrywał się uporczywie za okno i zmieniający się krajobraz.
- To potworne... - wydusił wreszcie - Jak można zabić swoją siostrę? - rzucił.
- Z zazdrości. Z chciwości. Z wielu powodów. Do tego panienka Terval zawsze chciała być dżokejką, a tu okazuje się, że jest nią jej siostra. Ale to nie pierwszy taki przypadek. Tu po prostu wyglądało to ciekawiej.
Po chwili kobieta przerwała swoją wypowiedź i spojrzała na Holmesa. Jego policzki były mokre, a on nieudolnie to ukrywał. Przygryzła wargę i obrała inną drogę.
- Zauważyłeś, że tak na prawdę nie znaleźliśmy dowodu winy morderczyni?
- Odciski wystarczą - James podciągnął nosem.
Sherry westchnęła i pochyliła się nad swoim gołębiem. Przez dobre pół godziny jechali w ciszy, którą przerywały tylko dźwięki wydawane przez najdziwniejsze narzędzia pani detektyw. Wtem kobieta uśmiechnęła się tryumfalnie i odłożyła potargane truchło gołębia na bok. Ptak już zupełnie nie przypominał zwykłego, zdechłego ptaka, ale jej to nie interesowało. Schowała ciało do torby wraz z białymi rękawiczkami i całym swoim tajemniczym sprzętem. Następnie wstała i podeszła do zamyślonego Holmesa. On też spojrzał na nią i trwali tak przez kilka minut, póki pociąg nie podskoczył na kolejnej koleinie, a Sherry nie straciła równowagi. Wylądowała w ramionach swojego towarzysza i poczochrała mu włosy.
- Szyba - powiedziała, a on zmarszczył brwi - Gołąb rozbił się o szybę z takim impetem, że jego maleńka czaszka nie wytrzymała i zdechł - wyjaśniła.
Przedział wypełnił się szczerym śmiechem mężczyzny, który przytulił pannę White do piersi i ucałował w usta z niesamowita namiętnością. Sherry nie potrafiła się nie roześmiać, więc chwilę potem śmiali się nawzajem z siebie i tylko krótkie pocałunki przerywały ich niepohamowaną radość.
*
Pociąg zatrzymał się nocą na pustej stacji. Prawie pustej, albowiem na jednej z ławek przycupnął niepozorny mężczyzna z teczką. W jego ustach tkwił papieros, a ciało skrywał pod płaszczem. Telefon, który spoczywał w jego kieszeni zawirował, więc sięgnął po niego.
Dziękuje za truciznę Panie M.
Wygląda na to, że ta cała Sherry White mnie nie podejrzewa.
zabójczyni siostry, panna Terval
Mężczyzna zgasił papierosa o ławkę, na której siedział i włożywszy telefon na powrót do kieszeni wstał. Spojrzał na zegar, wiszący nad wejściem na stację, na którą wlewały się tłumy i odwrócił twarzą do pociągu. Odszukał pierwszą klasę i zatrzymał się przy konduktorze, który pomagał pasażerom wysiąść. Nie musiał czekać długo. Niebawem zbliżyła się do niego zakapturzona postać, której wręczył teczkę.
- Dziękuje M. Niebawem usłyszysz o zbrodni, która wstrząsnęła Londynem.
- Oby. Niech moja ukochana ma jak się rozerwać.
- Oby tylko nie była tak bystra jak uważasz, bo rozerwie się aż nadto....
-----------------------------
W sumie całkiem mi sie podoba ten rozdział, nie żeby był rewelacyjny, ale jest okej.
Za błędy przepraszam, jak zwykle.
Trochę mało Londynu, wiem, postaram się to naprawić.
Chciałabym też coś wyjaśnić w temacie czasu, który upływa między rozdziałami w rzeczywistości moich postaci, bo już widziałam komentarz, który wymagałby wytłumaczenia tego. Pomiędzy moimi rozdziałami mijają tygodnie, miesiące, może nawet lata. Dlatego chciałbym, żebyście nie uważali, że pomiędzy Sherry, a Jamesem coś dzieje się za szybko. To ledwie 7 rozdział, ale jak wspominam na początku minęło kilka lat.
Tylko niektóre rozdziały są tak ściśle powiązane, by akcja pomiędzy nimi działa się z dnia na dzień.
To tyle słowem wyjaśnienia.
Dziękuje za komentarze, tym razem było ich trochę więcej.
Nigdy nie mogę się domyślić, jakie będzie rozwiązanie zagadki i tutaj było podobnie :) Do końca myślałam, że to jakiś dżokej z innej stadniny, albo sam właściciel stadniny, ale nigdy, że była to jego córka. A tak poza tym to dopiero teraz naprawdę widać, jak bardzo James przejął się stratą Jamie. Nawet te zwłoki Anny ją mu przypominały. Szkoda mi go. Ale rozwaliła mnie ta akcja z gołębiem :D Rozbił się o szybę i jego czaszka nie wytrzymała :P boskie :D
OdpowiedzUsuńi czyżby pan Moore maczał w tym swoje paluszki? mam nadzieję, że tak, będzie jeszcze większe zamieszanie :)
Pozdrawiam :*