poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Ksiazka (XV)

Na swojej drodze często spotykamy nowych ludzi, którzy nas zaskakują. Potrafią to zrobić nawet w taki sposób, że stajemy przed nimi z rozdziawionymi ustami. I trwamy wpatrzeni w ich postacie, nie mogąc wykrztusić z siebie słowa. Tak też stała Emma wraz z synem, przyglądając się poczynaniom pani detektyw i nie mogąc uwierzyć ile ona jest w stanie zrobić, by odnaleźć ich głupią książkę z baśniami. - Halo? - odezwał się głos po drugiej stronie telefonu, a Sherry uśmiechnęła się przebiegle.
- Hej... Pamiętasz mnie jeszcze? Dałeś mi swój numer, kiedy... - zaczęła kobieta, mocniej ściskając rączkę wiercącego się Mycrofta.
- Ach tak! Lana, czyż nie?
- Znajomość imion, to podstawa, ale skąd mam mieć pewność, że nie jesteś pierwszym lepszym podrywaczem i pamiętasz właśnie mnie?
Przez chwilę nikt nie odpowiadał, a Holmes miała ochotę zakląć pod nosem. Ten numer nie zawsze się udawał. Było tylko pięćdziesiąt procent szans.
- Masz czarne włosy, haczykowaty nosek, małą bliznę nad ustami i piękne niebieskie oczy - odparł wreszcie mężczyzna, do którego się dodzwoniła.
- Daruj sobie. Przecież nie o to mi chodziło - powiedziała pani detektyw, uśmiechając się zwycięsko.
- Mieszkasz naprzeciw kawiarni, w której się spotkaliśmy... Na Downing Street, a przynajmniej tak powiedziałaś.
- Faceci - przerwała mu Sherry - Nigdy nie zwracacie uwagi na istotne rzeczy. Pamiętacie imię, wygląd, miejsce zamieszkania. Nic, co by mnie przekonało, że chcesz dłużej się spotykać. Nie jestem jednorazówką - to wszystko powiedziała na jednym wydechu i rozłączyła się - Mamy naszą złodziejkę - podsumowała.
- Skąd pewność, że to ona? - wychrypiała wreszcie zdumiona Emma.
- Mówiłam ci już, a teraz chodźmy złapać taksówkę. Wybieramy się na Downing Street.

*

James już dawno dotarł do samochodu i czekał dobre piętnaście minut na żonę, która nie raczyła się pokazać. Raz jeszcze sięgnął więc po telefon i wybrał jej numer. Odpowiedział mu tylko kobiecy głos, który oznajmił, że numery Sherry aktualnie jest zajęty. Holmes zaklął pod nosem i wsiadł do samochodu. 
- Nie będę czekać w nieskończoność. Złapiesz sobie taksówkę, moja droga - burknął, przekręcając kluczyk w stacyjce.
Chwilę potem wyjeżdżał na główną ulicę i udał się w stronę domu. Londyn był za wielki, żeby znaleźć w nim tą jedną kobietę, która z pewnością znajdowała się już poza jego zasięgiem. Spodziewał się też, co ją do tego nakłoniło.
- A obiecywała nie podejmować się jeszcze żadnej sprawy...

*

Dwie kobiety i dwóch chłopców stali pod wysoką kamienicą, wpatrując się w domofon. Widniała na nim tylko jedna Lana, ale Sherry powstrzymała swoją towarzyszkę, przed zadzwonieniem do niej. Za to wcisnęła guzik widniejący tuż ponad wspomnianą Laną.
- Co robisz? - spytała cicho Emma, wsłuchując się w sygnał domofonu.
- Zobaczycie - wyjaśniła tylko pani detektyw i zwróciła się do urządzenia, z którego dało się usłyszeć damski głos - Dzień dobry. Mogłaby nas pani wpuścić? My przychodzimy do pani Lany Wonder, ale aktualnie nie ma jej w domu. Poprosiła, żebyśmy zadzwoniły do sąsiadów i poczekały w środku.
- Jasne! Państwo pewnie w sprawie wynajmu mieszkania, zgadłam? Ach ta Lana... Proszę wejść - po tych słowa rozległ się cichy sygnał, po którym drzwi otworzyły się przed nimi bez większych oporów.
- Widzicie? - Sherry rozpierała duma - Przytrzymaj drzwi, teraz zadzwonimy do naszej Lany z pytaniem o wynajem - uśmiechnęła się szeroko - Sąsiedzi bywają wielce pomocni.
Kilka minut później siedzieli już wszyscy w małym mieszkanku czarnowłosej kobiet, która była święcie przekonana, że chcą od niej wynająć mieszkanie. Wyciągnęła wszystkie potrzebne dokumenty. Najbardziej rozbawiony całą sytuacją był Henry, który z trudem powstrzymywał się od śmiechu.
- Tak więc myślę, że cena nie jest wygórowana... - powiedziała pani Wonder i uśmiechnęła się sztucznie.
- Też tak uważam - potwierdziła Holmes i podniosła syna na ręce - Mogłabym skorzystać z łazienki? Mały za dużo wypił...
- Oczywiście. Myślę, że pani trafi - odparła na to Lana i skierowała swoje spojrzenie na Emmę -  Chcą panie wynająć mieszkanie na spółkę, czy jak?
Tymczasem pani detektyw ruszyła w stronę toalety. Prędko jednak zboczyła z kursu i zaczęła rozglądać się po posprzątanych pokojach. W jednym z nich spała w kołysce mała dziewczynka, a na komódce tuż obok leżała książka idealnie wpasowująca się w opis Henrego. Sherry spojrzała na nią tryumfalnie i podeszła do książki. Ta była nawet podpisana imieniem chłopca od środka.
Kobieta już miała zamiar wracać do salonu, gdzie Emma dalej udawała zainteresowana mieszkaniem, co robiła z oporem, gdy coś jeszcze rzuciło się jej w oczy. Był to plan pewnego domku. Pozaznaczane były na nim alarmy i wszelakie inne zabezpieczenia. Na nim leżał też niezidentyfikowany przedmiot przykryty na szybko szmatką i czerwony długopis. Holmes jedną ręką odrzuciła szmatkę na bok, a jej oczom ukazał się mały pistolet. Schowała go za pazuchą i otworzyła szufladę komody. Tam znalazła poobcinane zdjęcia. Przedstawiały one Lanę i mężczyznę, któremu ktoś nożyczkami wyciął głowę. Wreszcie znalazła jednak takie, które przedstawiało byłego partnera czarnowłosej kobiety w całości. Za to napisane na nim było jedno słowo.
Zabić.
Zasunęła szufladę i wybrała na komórce numer Jamesa.

*

Komisariat był pusty, bo większość miała już wolne przed Wielkanocą. Na szczęście było tam wystarczająco wielu policjantów, by zająć się Laną Wonder. Kobieta siedziała w jednej z tymczasowych cel i kołysała córeczkę na rękach. Czekała na rozprawę w sądzie. 
- Dziękujemy za sygnał. Skąd pani wiedziała, że ta kobieta planuje morderstwo? - spytał komisarz, ściskając dłoń Sherry.
- Poszłam do toalety, ale po drodze zauważyłam pistolet i zdjęcie mężczyzny z napisem "zabić". to wszystko - odparła - Byłyśmy u niej w sprawie wynajmu mieszkania - dodała, puszczając oczko do Emmy.
James, który wezwał policję po jej telefonie przyglądał się wszystkiemu z boku, kręcąc głową. Zdążył poznać już nową znajomą żony i jej syna. Wiedział też, że wszystko rozchodziło się o książkę. Tak po prostu. Na szczęście tym razem skończyło się dość spokojnie w porównaniu z poprzednimi sprawami jakie wspólnie prowadzili.
- Nie wystraszyła pani? - rzucił do Emmy, nadal przyglądając się żonie rozmawiającej z policjantami. 
- Nie. Raczej zafascynowała. Choć gdy byliśmy u tej całej Wonder, to trochę się bałam - przyznała - Pierwszy raz tak kogoś oszukałam.
- Powinna była was uprzedzić. Panią i pani syna - odparł na to Holmes.
- Henry jest uradowany, że przyczynił się do odkrycia i powstrzymania niedoszłej morderczyni - zaśmiała się w odpowiedzi kobieta.
- Mieszkacie w Londynie? - spytał James, nie mając pomysłu na bardziej sensowne pytanie.
- Tak. Właśnie wprowadziliśmy się na Baker Street. Dotąd mieszkaliśmy w Ameryce. Wiesz, co jest najbardziej intrygujące? Ponoć w tym naszym mieszkanku urzędowali kiedyś detektywi. Dwójka. Czy jakoś tak. Była właścicielka zmarła, więc to w sumie tylko plotki...
- Miejska legenda - zbył temat James, przetrawiając wiadomość, którą przypadkiem przekazała mu Emma.
- Z pewnością. Może wpadniesz z żoną na obiad? Chciałabym się jakoś odwdzięczyć za pomoc z książką...
- Wybacz, ale musimy wybrać się na pogrzeb, a poza tym przygotowujemy się na święta... - odparł i ruszył w stronę Sherry.
Emma patrzyła za nim, przy okazji śledząc ruchy swojego syna, który kręcił się przy komisarzu. Holmes szepnął coś swojej żonie do ucha, a potem przytulił ją mocno. Sherry płakała. Blondynka nie miała pojęcia dlaczego, choć bardzo ją to intrygowało.

*

Pod wieczór trójka Holmesów - Sherry, James i Mycroft - stała na cmentarzu. Pistone zadzwonił do nich niedługo po tym jak wyszli z komisariatu, w którym zostawili Lanę Wonder informując ich o zgonie państwa Collinsów. Jedno z nich miało zawał, a drugiemu stanęło serce, gdy dowiedziało się o śmierci współmałżonka. Teraz pozostał po nich tylko nagrobek. Pogrzeb odbył się dzień wcześniej, bo cała tragedia miała miejsce kilka dni wstecz. Rodzina nikogo nie poinformowała, bo nie uważali, że byli mieszkańcy spod 221B będą chcieli wiedzieć. Teraz pozostało im tylko pożegnać się z dawnymi przyjaciółmi nad ich wspólnym grobem. 
Twarz Sherry była mokra od łez. Nie potrafiła nic powiedzieć, tylko tuliła swojego synka, kołysząc go w ramionach. Chciała podziękować za tak wiele dobra, jakiego doznała od Collinsów, ale nie potrafiła. 

-----------------------------------------------------------------------------
Wyszło beznadziejnie.
Przepraszam.
Za błędy też.
Wesołych świąt! 
Komentujcie!