Sherry siedziała na ławeczce ze skrzyżowanymi rękoma. Jej mina odstraszała najdzielniejszych policjantów i nikt nawet nie spróbował z nią rozmawiać. O dziwo, jeśli już dochodziło do konwersacji, na która gotowi byli tylko Holmes i Pistone, kobieta nie okazywała wrogości. Była zła na siebie i swoją ignorancję.
- Nie możemy nic zrobić - Henry miał nie wesołą minę, gdy zamknął celę.
Pani detektyw tylko wzruszyła ramionami i położyła się na swojej pryczy. Chwilę wpatrywała się w sufit, a potem znów zabrała głos, mając nadzieję, że Pistone jeszcze nie odszedł.
- Mógłbyś mi Jamesa sprowadzić? Musze z nim porozmawiać, ale tak bez ciebie.
Inspektor westchnął ciężko i wbił wzrok w sylwetkę kobiety. Nigdy nie spodziewał się, że będzie ją musiał trzymać w areszcie.
- Zrobię co w mojej mocy, ale on chyba unika tej rozmowy.
- To zrozumiałe. Był gotów zginąć za sprawę, a ja wydałam dzieciaka za jego życie i... - skrzywiła się na koniec.
- I wyznałaś mu miłość - dokończył Pistone, a jego ramiona opadły.
Wyglądał na zawiedzionego i na chwilę przestał być tym groźnym policjantem, za którego go brano. Zacisnął swoje dłonie na kratach celi i uparcie wbijał wzrok w kobietę. Zawsze marzył, że to on będzie tym szczęściarzem. Jednak pech chciał, że Sherry nie wybrała żadnego ze swoich adoratorów. Wybrała stronę, która zdawała się być niezainteresowaną.
- W końcu przyjdzie. Mi się nigdzie nie śpieszy - zakończyła ironicznie - Uprzedź, nim przyprowadzisz tu Moora - dodała.
Wtem dało się słyszeć skrzypienie i przez jedyne drzwi w pomieszczeniu wbiegł młody policjant. Poprawił czapkę, która o mało nie spadła mu z głowy i z przerażaniem spojrzał na inspektora.
- Jakiś mężczyzna prosi o widzenie z panną White. Mówi, że chce się widzieć natychmiast.
Kobieta uniosła zaciekawiona głowę i spojrzała nagląco na Pistona. Rzeczą oczywista było, że wspomnianym przez przerażonego policjanta jest Moore.
*
Mężczyzna siedział w pomieszczeniu, gdzie spotkano się z więźniami, nie ważne jakiego szczebla. Cała sytuacja bawiło go niezmiernie, bo Sherry na pewno nie zasługiwała na przebywanie w takim miejscu, a jednak trafiła tu, przez niego. Uśmiechnął się kobieta weszła do sali i usiadła po drugiej stronie stołu.
- Zagramy w karty? - zaproponował, a ona skinęła głową z aprobatą - I jak? Teraz to ja odwiedzam ciebie.
- Pojęłam ironię. Ja wpakowywałam ciebie i przychodziłam w odwiedziny, a teraz jest na odwrót. Zdajesz sobie sprawę, że ja, tak jak ty zawsze, nie posiedzę tu długo? Udowodnię moją niewinność - syknęła i odebrała przynależne jej karty, przejrzała je i spojrzała na Johna - Mam szczęście.
Czarnowłosy uśmiechnął się i wbił wzrok w rozmówczynię.
- Ja także... - odparł.
Odrzucili pierwsze karty, a stos do dobierania zmniejszył się nieznacznie.
- Ciekaw jestem, jak James poradzi sobie w mojej i jego rundzie. Mam rękę do kart, ale jeszcze nie znam jego możliwości - zachichotał.
- Zdziwi cię, gdy wyciągnie asa z rękawa - na twarzy kobiety pojawił się dziwny grymas, a jej ręka powędrowała do wisiorka zawieszonego na jej szyi.
- Mam nadzieję - zachichotał - Bo ja nie mam zamiaru grać czysto. Tak jak i w naszej rozgrywce Sherry. Już pozbyłem się obciążających kart...
Teraz panna White miała ochotę parsknąć. Ten cały "karciany kod" wydawał jej się żenujący. Pokręciła głową i raz jeszcze spojrzała w swoją talię. Na jej twarzy pojawił się zwycięski uśmiech.
- Wygram to rozdanie - stwierdziła.
- Nie. Już przegrałaś skarbie - odparł natychmiast mężczyzna i wyłożył karty na stół.
Radość pani detektyw zniknęła w oka mgnieniu. Odkryła to, co trzymała w ręce i z trudem przyznała się do porażki.
- Oszukujesz - stwierdziła, wstając - I kiedyś spotka cię kara.
- Z twoich rąk - wystawił do nie dłonie w geście, jakby pozwalał jej się skuć - Bądź okrutna - dodał z przebiegłym uśmiechem.
*
Pod numerem 221B rozległ się huk wystrzału. Pani Collins złapała się za głowę i wbiegła prędko po schodach, by wejrzeć przez uchylone drzwi. Jamie siedziała w fotelu z podkulonymi nogami, a jej starszy brat strzelał właśnie z pistoletu do namalowanej dawno żółtej buźki.
- James! - wzburzyła się kobiecina stojąca w drzwiach - Teraz i ty niszczysz moje ściany?!
- Myślałem, ze nie lubi pani tej buźki - odburknął mężczyzna.
- Łatwiej pomalować ścianę po zdarciu tapety, niż naprawić ją po dziurach od kul.
Holmes odrzucił broń, wywołując tym samym panikę właścicielki mieszkania i opadł na kanapę z cichym westchnieniem. Pani Collins przyjrzała mu się uważnie, a jej twarz przybrała troskliwy wyraz. Kobieta usiadła obok niego i pogłaskała go po plecach.
- Ona wyjdzie.... Z gorszych opresji wychodziła... - wyszeptała kobieta.
James posłał jej krzywe spojrzenie i odsunął się kawałek, co wywołało niezwykłą radość na twarzy jego siostry. Mężczyzna przełknął ślinę i pokiwał w niedowierzaniu głową.
- Pani Collins... - zaczął i westchnął ciężko, składając ręce w wieżyczkę - To nie chodzi o to. Ja... yyyyy...... Ona..... - przeczesał włosy rękoma - Ten cały Moore....
Gubił się między słowami i zamaszyście gestykulował rękoma. Wszystko to spowodowane było słowami pani detektyw z nocy, gdy go porwano. Nadal nie wiedział jak ma to odebrać.
Krępującą ciszę przerwał dźwięk przychodzącego esemesa.- James! - wzburzyła się kobiecina stojąca w drzwiach - Teraz i ty niszczysz moje ściany?!
- Myślałem, ze nie lubi pani tej buźki - odburknął mężczyzna.
- Łatwiej pomalować ścianę po zdarciu tapety, niż naprawić ją po dziurach od kul.
Holmes odrzucił broń, wywołując tym samym panikę właścicielki mieszkania i opadł na kanapę z cichym westchnieniem. Pani Collins przyjrzała mu się uważnie, a jej twarz przybrała troskliwy wyraz. Kobieta usiadła obok niego i pogłaskała go po plecach.
- Ona wyjdzie.... Z gorszych opresji wychodziła... - wyszeptała kobieta.
James posłał jej krzywe spojrzenie i odsunął się kawałek, co wywołało niezwykłą radość na twarzy jego siostry. Mężczyzna przełknął ślinę i pokiwał w niedowierzaniu głową.
- Pani Collins... - zaczął i westchnął ciężko, składając ręce w wieżyczkę - To nie chodzi o to. Ja... yyyyy...... Ona..... - przeczesał włosy rękoma - Ten cały Moore....
Gubił się między słowami i zamaszyście gestykulował rękoma. Wszystko to spowodowane było słowami pani detektyw z nocy, gdy go porwano. Nadal nie wiedział jak ma to odebrać.
Sherry prosiła byś ją odwiedził. Moore był na rozmowie z nią.
Nie bądź dzieciak i staw się James. Ona ma jakieś informacje dla Ciebie.
H. Pistone
Holmes wziął dwa głębokie wdechy i gestem odprawił starszą kobietę, która dalej klepała go po plecach. Jamie zaintrygowana wzburzeniem brata usiadła na miejscu pani Collins. Wygięła szyję, by lepiej widzieć, co brat odpisuje na otrzymana wcześniej wiadomość.
Nigdzie nie przyjdę. Bardziej jej pomogę, gdy znajdę tego oszusta.
Nie mam zamiaru ucinać sobie pogadanek o uczuciach.
J. H.
Dziewczyna skrzywiła się nieznacznie i dała bratu kuksańca. On odpowiedział jej wyniosłą miną i wstał z miejsca. Kolejny esemes trochę poprawił mu nastrój, choć w równej mierze rozwścieczył.
- Moore jest piekielnym geniuszem. Nie da się złapać - syknął i przez nierozwagę odłożył telefon, po czym ruszył do kuchni. Jamie łapczywie sięgnęła po komórkę brata i odczytała ostatnią wiadomość.
Oddał komuś dzieciaka.
S.W. z telefonu Pistona,
co zresztą wiesz, ale...
*
James niechętnie stwierdził, że musi odszukać miejsce, w którym go przetrzymywano. Nie było to łatwe zadanie, gdyż jego oczy zostały związane podczas porwania. Na całe szczęście nauczył się posługiwać słuchem i węchem. Zapamiętał charakterystyczny zapach piekarni, smród fabryki i hałaśliwą krzyżówkę, którą przebył wraz z oprawcą. Było także kilka innych elementów, z których stworzył mapę, a ta powiodła go wprost do obranego celu. Nie więcej niż po dwóch godzinach ustalenia lokalizacji mieszkania, był na miejscu z siostrą u boku. Dziewczyna przejawiała wielką ekscytację, gdy zadzwonił do jednego z sąsiadujących mieszkań.
- Halo? - odezwał się ktoś do domofonu.
- Dzień dobry. Pan Moore mnie zaprosił, ale dzwoniłem do niego i okazało się, że wyszedł na chwilę. Zapewnił mnie, że sąsiedzi mnie wpuszczą. Mógłbym prosić? - odezwał się najprzyjemniejszym z możliwych tonów, a Jamie zachichotała.
Raptem kilka sekund potem rozległo się piszczenie oznajmiające, że drzwi się otworzyły, a rodzeństwo znalazło się w środku. Holmes sprawdził na domofonie numer i ruszył z dziewczynką u boku po schodach. Jedyną napotkana trudnością były drzwi, ale James już zaplanował jak się z nimi rozprawić.
- Nie patrz, będę łamał prawo - wymamrotał do siostry i zakrył zamek swoją osobą.
- Co robisz? - Jamie nie odpuściła tak łatwo i wygięła szyję, by dowiedzieć się co knuje starszy Holmes.
Nie dane jej było się dowiedzieć, bo drzwi ustąpiły i byli już w środku.
- To włamanie - szepnęła podekscytowana.
- Nie ciesz się tak, jak nic nie znajdziemy, to sporo za to zapłacimy - wystawił do niej język.
- Głupi jesteś - zawyrokowała i w podskokach zajrzała do pierwszego z pokoi.
Holmes był pewien, że przetrzymywano go w tym miejscu, ale nie potrafił pojąć, dlaczego genialny przestępca wykupił zwykłe mieszkanie w środku miasta. Wzruszył ramionami i wszedł do pomieszczenia z biurkiem. Walały się na nim papiery, których nie sposób było ogarnąć i które mieszały człowiekowi w głowie sposobem swego ułożenia. James westchnął ciężko i począł przeglądać zapisane karteczki. Po chwili zmordowany odpuścił sobie tą syzyfową robotę i rozejrzał się po innych meblach. Był pewien, że w mieszkaniu Moora znajdzie podpowiedź, co do aktualnego miejsca pobytu dziecka. Wtem usłyszał głosy, brzmiało to jak telewizor, ale przecież niczego nie włączał w mieszkaniu...
- Jamie! - syknął - Wyłącz to!
- Lepiej chodź i to zobacz! - odpowiedziała mu dziewczyna, nie trudząc się ściszaniem głosu.
Mężczyzna pokręcił głową, choć doskonale wiedział, że Jamie nie ma szansy tego zobaczyć i ruszył do sąsiedniego pokoju. Nastolatka stała na środku pokoju z pilotem w ręce, a na jej twarzy rozkwitł szczery, radosny uśmiech.
- To nie jest zwykła telewizja - powiedziała entuzjastycznie, a widząc, jak James podpiera się pod boki dodała - Na każdym programie mówią o tym samym, jakby miał to zaprogramowane, a jeszcze inne są zwyczajnymi nagraniami z kamer, musiał się do nich włamać... I przedstawiają wspominane w wiadomościach miejsca.
Po zakończeniu monologu młodszej siostry, były policjant zainteresował się nietypowym telewizorem i odebrawszy siostrze pilota sprawdził programy. Na każdym z nich była mowa o atakach terrorystycznych w miejscach publicznych.
- Ludzie wysadzają siebie i okolicę... Myślisz, że on za tym stoi?
- Nie braciszku, tylko nie ma nic ciekawszego w telewizji - odparła sarkastycznie dziewczyna, za co jej włosy zostały zmierzwione.
- Nie drocz się - odparł i wrócił do pokoju, który przed chwilą opuścił.
Za poszukiwania zabrał się z myślą, że nie może być gorszy od siostry, choć ona znalazła coś ewidentnie nie związanego z pałacowym bękartem. Wreszcie udało mu się, raz jeszcze podszedł do biurka, by przyjrzeć się zapisanym kartkom, a jego uwagę przykuła jedna z nich - mała, drobno zapisana. Widniał na niej numer telefonu i adres.... Holmes uśmiechnął się zwycięsko łając Johna Moora za nieuwagę.
*
Jamie tak uczepiła się myśli, że wpadła na właściwy trop, że namówiła brata, by puścił ją na policję po akta ataków terrorystycznych. Pewna byłe tego, że uda jej się znaleźć powiązania i wpakować wroga panny White za kraty. Nie zdawała sobie sprawy ze swojej naiwności, którą James przemilczał. Sam udał się pod adres, który znalazł w penetrowanym mieszkaniu. Było to małe mieszkanko na obrzeżach, które nie zwracało na siebie uwagi wśród wielu podobnych. Zapukał do drzwi i na wszelki wypadek oparł dłoń na uchwycie broni, którą od którejś sprawy zaczął nosić przy sobie. Życie jego i Sherry zbyt wiele razy było narażone przez to, ze zostawiał pistolet w mieszkaniu. Jakież było jego zdumienie, gdy otworzył mu mężczyzna z dzieckiem na ramieniu. Holmes nie dał się zwieść i wycelował do nieznajomego. Wtem rozległy się kroki i za przerażonym mieszkańcem obrzeży pojawił się drugi mężczyzna.
- Co jest grane kochanie? - wykrzyknął i uniósł ręce w górę, James nie mógł uwierzyć w to co widzi i słyszy.
Chwilę potem siedział w domu nieznajomych i słuchał ich tłumaczenia, które zdawało się mieć ręce i nogi, mimo to nie chował pistoletu, który wprawiał mężczyzn w zakłopotanie. Cały czas pieścili bobasa, jakby był ich najcenniejszym skarbem.
- Jak mówiłem - niższy za gestykulował i przemawiał dalej - Skontaktowaliśmy się z ta organizacją - podał Holmesowi wizytówkę i wrócił do poprzedniej pozycji - Już dwa dni potem przywieźli nam Marcusa - wypowiadając imię uśmiechnął się słodko.
- I nie zdziwiło was, że nikt nie przyjechał sprawdzić warunków? Że nie było spotkań z dzieckiem? - James rozmasował skronie w niedowierzaniu.
Trzymający dziecko tylko wzruszył ramionami.
- Muszę zadzwonić po policję - poinformował ich asystent panny White i wyciągnął telefon - To dziecko jest poszukiwane, zostało uprowadzone....
Twarze mieszkańców obrzeży zbladły, a ich spojrzenia padły na dziecko. Żaden z nich nie podejrzewał, że cokolwiek odbyło się nielegalnie.
*
- Brawo Holmes, znalazłeś go - Pistone poklepał byłego policjanta po ramieniu - Nie sądziłem, że zrobisz to tak szybko - przyznał.
- To jeszcze nie koniec - James zagryzł wargę - To nie oni go porwali, powiedzą ci to samo, co mi. To para, która szukała dzieciaka...
- Para?! - Henry dla pewności raz jeszcze spojrzał na dwójkę mężczyzn.
- Wiem - potwierdził Holmes - Za często wpadam na gejów....
- Wtedy to Sherry się tobą zabawiła - zauważył inspektor.
- Widocznie John Moore ma podobne poczucie humoru - bąknął ciemnooki - Czy Jamie tu była?
- Tak, zabrała akta, choć dawałem jej je z ciężkim sercem, ma ledwie piętnaście lat i wyszła.
- Powinienem był to przewidzieć - powiedział i opuścił budynek.
- A ty gdzie?! - krzyknął za nim Pistone, ale nie uzyskał odpowiedzi, bo James był już na zewnątrz.
Policjant westchnął ciężko i skierował swoje kroki do celi, w której przetrzymywana była pani detektyw. Tuż obok, na korytarzu czekał znajomy mężczyzna, który czekał, aż go wypuszczą po widzeniu z nią. Skłonił głowę przed inspektorem i uśmiechnął się szatańsko, przyprawiając tym samym mężczyznę o ciarki. Henry pogratulował sobie, że nie wspomniał Holmesowi o wizycie Moora, bo mogłoby się to źle skończyć. Odpędzając od siebie złe myśli powitał oddzieloną od niego kratami Sherry.
- Coś nowego? - spytał.
- Powiedział, że nie wniesie oskarżenia... - odparła ziewając.
- Oskarżenia? - niedowierzanie w głosie Pistona było uzasadnione.
- Myślałam, że James ci powiedział. Włamał się do mieszkania Johna, zaskakując go tym samym. Moore nie podejrzewał, że tak szybko odkryje miejsce jego pobytu. James jest inteligentny, oby dość. Zabawne, że został nasłany na gejowską parę. Widać ja i John nie różnimy się tak bardzo, jeśli chodzi o żarty.
Mężczyzna tylko pokręcił głową z dezaprobatą.
- Wiem - potwierdził Holmes - Za często wpadam na gejów....
- Wtedy to Sherry się tobą zabawiła - zauważył inspektor.
- Widocznie John Moore ma podobne poczucie humoru - bąknął ciemnooki - Czy Jamie tu była?
- Tak, zabrała akta, choć dawałem jej je z ciężkim sercem, ma ledwie piętnaście lat i wyszła.
- Powinienem był to przewidzieć - powiedział i opuścił budynek.
- A ty gdzie?! - krzyknął za nim Pistone, ale nie uzyskał odpowiedzi, bo James był już na zewnątrz.
Policjant westchnął ciężko i skierował swoje kroki do celi, w której przetrzymywana była pani detektyw. Tuż obok, na korytarzu czekał znajomy mężczyzna, który czekał, aż go wypuszczą po widzeniu z nią. Skłonił głowę przed inspektorem i uśmiechnął się szatańsko, przyprawiając tym samym mężczyznę o ciarki. Henry pogratulował sobie, że nie wspomniał Holmesowi o wizycie Moora, bo mogłoby się to źle skończyć. Odpędzając od siebie złe myśli powitał oddzieloną od niego kratami Sherry.
- Coś nowego? - spytał.
- Powiedział, że nie wniesie oskarżenia... - odparła ziewając.
- Oskarżenia? - niedowierzanie w głosie Pistona było uzasadnione.
- Myślałam, że James ci powiedział. Włamał się do mieszkania Johna, zaskakując go tym samym. Moore nie podejrzewał, że tak szybko odkryje miejsce jego pobytu. James jest inteligentny, oby dość. Zabawne, że został nasłany na gejowską parę. Widać ja i John nie różnimy się tak bardzo, jeśli chodzi o żarty.
Mężczyzna tylko pokręcił głową z dezaprobatą.
*
Zadzwonił pod numer z wizytówki, którą dali mu mężczyźni opiekujący się do niedawna poszukiwanym dzieckiem. Umówił się z dyrektorem organizacji i teraz pozostało mu już tylko czekać na umówionym miejscu. Czas ten wykorzystał, by napić się kawy i zadzwonić do siostry. Jej komórka nie odpowiadała, więc wysłał esemesa.
Gdzie jesteś?! Miałaś zabrać akta i wracać do mnie.
Mam nadzieję, że nie badasz sama jednego z miejsc ataków.
Jeśli tak, to nie licz na litość z mojej strony.
Starszy brat
Nie dane mu było się denerwować brakiem odpowiedzi, bo przyszedł dyrektor zażydzający organizacją, która upchnęła mężczyznom porwane dziecko.
- Dzień dobry! - przywitał się elegancik.
- Witam. Czy może pan odpowiedzieć na kilka moich pytań? - głos Jamesa był poważny, a sam mężczyzna nieskory do żartów.
- Pan z policji? - jego rozmówca zmarszczył brwi.
- Raczej nie chcę od pańskiej firmy porwanego dziecka.... - odpowiedział z wyczuwalną ironią.
- Ja nic nie zrobiłem, nie chcę mieć złej opinii... - obruszył się mężczyzna i odwrócił na pięcie.
- Jak pan chce, to wrócę z nakazem, a moi znajomi przeczeszą budynek pańskiej działalności, albo... załatwimy wszystko na spokojnie. To tylko kilka pytań - odparł James.
Elegancik posiniał na twarzy, ale pokornie odwrócił się do Holmesa i spojrzał mu w twarz. Odetchnął głęboko i zacisnął ręce w pięści.
- Co pan wie o porwaniu chłopca, który trafił niedawno do panów Vens? - spytał, nie powstrzymując się przy ostatnich dwóch słowach od głupiego uśmiechu.
Mężczyzna miał wyraźne opory przed wypowiedzeniem choćby dwóch słów, ale w końcu się odprężył, a jego twarz wróciła do naturalnego koloru.
- Nie powiem nic co GO obciąży - zadeklamował - Ja cię porwałem i ja wymusiłem na pannie White oddanie mi bachora - wyrecytował wprawiając tym samym Holmesa w zdenerwowanie.
*
Pistone z wielką ulga wypuścił Sherry z celi i zaprowadził ją do pomieszczenia za lustrem weneckim, gdzie czekał już Holmes. Detektywi rzucili sobie tylko krótkie spojrzenia i skupili się na przesłuchaniu po drugiej stronie.
- Dlaczego go kryje?! - jęknął James.
- Moore ma samych wiernych ludzi - kobieta wzruszyła ramionami - Zapłacił tyle jemu i jego rodzinie, że szybko uzbierają na kaucję, a John nadal będzie bezpieczny. Tylko nie rozumiem co mu to dało.
- Kasę - wytłumaczył James - Wydało się, nie miałaś dostępu do prasy, nic dziwnego, że nie wiesz. Jedna z gazet, która dostała wiadomość od anonimowego informatora, zarobiła krocie i odwdzięczyła się anonimowi - westchnął.
- Mu nie chodzi o pieniądze - White pokręciła głową - To psychopata próbujący podbić moje serce - dodała z rozmarzeniem - I za każdym razem prawie mu się udaje. Jego inteligencja mi imponuje - przyznała i ruszyła ku wyjściu, zatrzymała się jednak w progu - Gdzie Jamie? - spytała.
- Nie wiem - uciął Holmes i wyminąwszy kobietę, wyszedł z pomieszczenia.
- Co mu jest? - rzuciła do inspektora.
- Mnie się pytasz? Wy jesteście inni, a wasze uczucia to już czarna magia - za tę opinię otrzymał pouczenie w postaci pacnięcia w głowę.
Potem został sam i jeszcze przez chwilę przysłuchiwał się przesłuchaniu. Gdy już zdecydował się wyjść, ruszył ku baniakowi z wodą i zwilżył sobie gardło. Zdecydowanie ze wszystkich swoich podwładnych lubił... Niezależną od niego dwójkę detektywów. I choć dawno stracił nadzieję na uczucia panny White skierowane na jego osobę, to miał nadzieje, że kobieta spełni swoje marzenia o rodzinie.
*
- Jak mogłeś pozwolić nastolatce ruszyć samej w Londyn?! Jeszcze do ciebie nie dotarło, że mamy potężnego przeciwnika?! - Sherry dawała ujść swoim emocją pod postacią krzyku, narastające napięcie bardzo ją denerwowało.
- Ona nie jest dzieckiem, znam jej możliwości... okej? - Holmesowi też nie było łatwo - Nic jej nie będzie.
- O ile Moore nie uzna inaczej - warknęła kobieta.
- To ty masz wroga! Nie ja, nie moja siostra!
- Teraz jest on i twoim wrogiem, zrozum. Wziąłeś na siebie moich wrogów i przyjaciół, gdy podjąłeś decyzję o pracy ze mną! James daj spokój. Lubię tworzyć dramaty, dobrze? Zapomnij o tamtym, jeśli będzie ci łatwiej - nie pozwoliła sobie na rozczulanie, nie miała ochoty płakać, zawsze była spontaniczna i do teraz nie miała pewności, czy ta cała "miłość" nie jest tylko przelotną fascynacją, bo jeśli nie to kochała i Johna.
Holmes miał już opuścić pokój wspólny i zamknąć się w swojej sypialni, gdy zadzwonił jego telefon. Na wyświetlaczu pojawił się zablokowany numer, a on przez chwilę się wahał. Koniec końców odebrał.
- Cześć braciszku - jego siostra płakała - Kazał ci przekazać, że to będzie nauczka, jeśli ty i Sherry nie przyznacie się, że plany zamachu na królową są waszego autorstwa - załkała - Znajdą je dosłownie za chwilę... W parku.
- Co się stanie jeśli tak nie zrobimy? - wyszeptał spokojnie starszy Holmes.
- Trzymam w ręku mały przycisk. Cały czas go naciskam. Przepraszam, że nie przyszłam po odebraniu akt. Przynajmniej już wszystko rozumiem. wiesz co się stanie, gdy podniosę palec? - cały czas płakała, ale jej głos był już silniejszy.
- Gdzie jesteś? - syknął James ze zdenerwowania.
- On słucha. Jeśli powiem coś nie tak, to sam zdetonuje ładunek. Wybacz...
- Powiedz mu, że się przyznamy.... Ja i Sherry - spojrzał z dziwna czułością na pannę White.
- Nie mogę... Na to pozwolić... - wyszeptała przez łzy Jamie.
- Nie rób tego... - odparł.
- Kocham cię braciszku... - po tych słowach usłyszał tylko ciche pyknięcie, a potem dźwięczącą w uszach ciszę.
Przecznicę dalej doszło do wybuchu. Zawaliło się centrum handlowe.
- Ocaliła nas - wyszeptała przez łzy Sherry.
*
Margaret osobiście stwierdziła zgon Jamie Holmes. Było to już dawno przesądzone, ale patolog chociaż tak chciała oddać cześć zmarłej siostrze Jamesa. Mimo to nie mogła nic więcej zrobić.
- Swoim ciałem starała się uratować jakąś kartkę, ale ta się zwęgliła. Biegli ustalają co jest na niej napisane - powiedziała, nie patrząc w oczy detektywów.
Sherry objęła się ramionami i potarła je, czuła się winna całemu zajściu. Było jej o tyle gorzej, że bała się odezwać do przyjaciela, który mógł nie życzyć sobie jej ingerencji.
- Kondolencje James - szepnęła Margaret i przytuliła delikatnie mężczyznę - Przykro mi. Sherry... - dotknęła ramienia pani detektyw i zostawiła ich na miejscu wybuchu.
- Pewnie rozwiązała sprawę - bąknęła White - Inaczej by jej nie łapał.
- Chciał nas wrobić, nie słyszałaś? - wyszeptał Holmes, bojąc się że każde głośniejsze słowo urazi pamięć Jamie.
- Tylko wykorzystał sytuację. Nie ma żadnych planów zamachu. To była próba sił. Chciał zobaczyć na ile może sobie pozwolić, co nas złamie, co zrobi z nas jego poddanych. Nie pozwoliła mu nas wykorzystywać. Dzielna była...
- Ale "była" - burknął i wyszedł ze zniszczonego budynku.
Sherry jeszcze chwilę stała nad spalonymi na wiór zwłokami, z jej oczu ciekły łzy. Wargi zacisnęła tak mocno, ze pobielały.
- Przepraszam Jamie i dziękuje - szepnęła, a potem udała się w ślady Holmesa.
*
Siedzieli w dwójkę w kuchni pod 221B. Holmes popijał kawę, a Sherry sprawdzała coś pod mikroskopem, ubrana była w biały fartuch, a pół stołu zastawione miała probówkami.
- Powinnaś robić to gdzie indziej. Tu może się pomieszać z jedzeniem.
- Gadanie - odparła.
Zapadła cisza, w której słychać było jedynie tykanie zegara. Kobieta uniosła wzrok znad swojego zajęcia i obdarzyła przyjaciela czułym spojrzeniem.
- Znalazła powiązania pomiędzy atakami. Sprawcę już schwytali, Moore wyszedł bez szwanku... - powiedziała i wróciła do pracy.
- Dziękuje - odparł James po dłuższej chwili i zamilkł.
Znów nastała krepująca cisza. Pani detektyw nie mogąc jej znieść kopnęła najbliższe krzesło, przewracając je. Holmes uniósł na nią pytające spojrzenie. Kobieta tylko uśmiechnęła się delikatnie w odpowiedzi i wyciągnęła papierosa z kieszeni. Odpaliła go i wróciła do obserwacji przez mikroskop.
- Myślałem nad twoimi słowami - wyznał, wpatrując się w kawę mężczyzna.
Sherry zastygła w pół ruchu i drżała oczekując dalszych słów Jamesa. Poruszył temat, którego celowo unikała.
- Nie będę oponował, jeśli chcesz wpakować nas w związek... Ale na takie wyznania to jeszcze za wcześnie. Zdaje sobie sprawę, że jesteś spontaniczna, więc daruje ci tamto... - powiedziawszy to wstał i ruszył ku salonowi.
- James - zatrzymała go White i podeszła do mężczyzny - Dziękuje - powiedziawszy to pocałowała go w policzek, niebezpiecznie blisko ust.
-----------------------------------------------------------
Może nie taki jak inne, ale jest.
Sama się oceniać nie będę, bo i tak to wasza opinia się liczy.
Jak zawsze przepraszam za wszelakie błędy.
A Jamie?
Biedna, silna dziewczynka.
Co Wy o niej myślicie?
Pod ostatnim postem coś mało komentarzy :c
To przykre.
Pierwsza część niewyjustowana.
OdpowiedzUsuń- zakluczył (?)
- wyrzucić kartę (czy, według karcianej terminologii, nie powinno być "odrzucić"?)
- mam rękę o kart (brakuje "d" w wyrazie "do")
- "karciany kod", w kolejnym zdaniu "karty" (powtórzenie?)
- informacja la Ciebie (brakuje "d" w słowie "dla")
- łajał (jest takie słowo?)
DALSZA CZĘŚĆ KOMENTARZA W DRODZE
Przepraszam n ie zauważyłam wyjustowania i dziękuje za znalezienie błędów, sama ich szukam, ale nie wszystkie znajduję. Za powtórzenia przepraszam, nie mam pojęcia czym zastąpić słowo "karty". Ich terminologia także nie jest mi znana, więc zastosuję się do Twojej uwagi. Co do "łajał" to jest takie słowo, poznałam je czytając jedną z książek i na tyle spodobała mi się wymowa i znaczenie, ze je zastosowałam ;)
UsuńI dziękuje za całą pomoc :) Czekam na dalszą cześć komentarza.
Na dalszą część poczekasz, szukam inspiracji ;)
Usuńmoże: spojrzała w swoją talię?
łajał brzmi fajnie (magiczny wyraz *.* - od tyłu czytany brzmi tak samo)
dzięki, spojrzała w swoją talię jest dobre, więc zmieniam :)
Usuńwiesz, że nie zauważyłam, że łajał od tyłu brzmi tak samo, dopóki tego nie napisałaś? xD Bystra ja i pisze blog o detektywach, to się nazywa ironia xD
Zostałaś nominowana do Liebster Awards! Więcej tutaj: http://wciazczekamnatwojeslowo.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Jamie (swoją drogą czy to nie męskie imię?). i w sumie to się dziwię, że oboje, James i Sherry przyjęli to z takim stoickim spokojem. Mnie by musieli siłą od niej odciągać, gdyby chodziło o moją siostrę. Rozumiem, ze to detektywi, ze dla nich morderstwa to normalka, ale bez przesady. To w końcu siostra Jamesa. A z Moora to jest ostatni skurwiel i tyle. mam nadzieję, że detektywom uda się jak najszybciej wpakować go za kratki.
OdpowiedzUsuńŚciskam :*
Może i męskie, ale z tego co wiem to dziewczynki też tak nazywają. A zresztą... Co do ich spokoju. Zważ na to, że nie opisałam pierwszego momentu po tym, jak zrozumieli, że zginęła. To przy ciele, to było już jakiś czas po fakcie. Całkiem spory. Gruzy centrum itp. Zanim odnaleźli i zidentyfikowali jej ciało. Na miejscu zobaczyli już kupkę popiołu, a wcześniej wiedzieli że to właśnie ujrzą i nie ma odwrotu. Będą to rozdrapywać przez wiele jeszcze rozdziałów. Na miejscu nie mogli siedzieć i płakać, James jest zbyt skryty i nie pokazuje emocji przy tylu ludziach, ilu tam było. Tak drogą wyjaśnienia ;)
UsuńA co będzie z Moorem to jeszcze zobaczysz :)
To się porobiło. Szczerze mówiąc, John z tym wysłaniem porwanego dzieciaka do homoseksualnej pary sprawił, że uśmiech zagościł na mojej twarzy, chociaż na miejscu Johna na pewno postarałabym się, żeby James miał więcej roboty z szukaniem wskazówek, gdzie wysłał Dylana (o ile dobrze pamiętam imię). Swoją drogą widzę, że Jaime ma większą smykałkę do zagadek, skoro udało jej się rozwiązać sprawę, a miała dopiero piętnaście lat, gdyby się nie poświęciła, ratując Jamesa i Sherry, to wyrósłby z niej rasowy detektyw. ;x Zaczęłam ją w końcówce rozdziału nawet lubić, dlatego ubolewam nad tym, że akurat Moore postanowił ją wykorzystać do swojej gierki. Notabene - jestem niezmiernie ciekawa, co on strasznego wykombinował. Czyżby jakiś mroczny plan, by pogrążyć Londyn w chaosie? Albo przynajmniej jakoś zaimponować Sherry? Poczytamy, zobaczymy.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Sherry, to trochę w tym rozdziale zeszła na drugi plan, ale jakoś nad tym nie ubolewam, bo strasznie przyjemnie czytało mi się o tym, jak dla odmiany James i Jaime ratują jej tyłek, kiedy siedzi w areszcie. ( W ogóle w co grała z Moorem? moje karciane umiejętności kończą się na makao i wojnie... także tego).
Najbardziej z tego wszystkiego szkoda mi Jamesa. Jeny, ciekawe, jak zareaguje na śmierć Jaime jego rodzina. Czy będą jego obwiniać za to, że dostatecznie nie upilnował Jaime? A może część winy poleci na Sherry, bo koniec końców John to jej arcywróg~
"Musze z nim porozmawiać" - muszę
"nie ważne" - razem
"Cała sytuacja bawiło go niezmiernie" - bawiła
"Uśmiechnął się kobieta weszła do sali i usiadła po drugiej stronie stołu." - przecinek przed "weszła"
"i spojrzała na Johna" - kropka na końcu Ci prysnęła c;
" i staw się James" - przed James przecinek. Pamiętaj, jak używasz jakiegoś słowa, które określa adresata tej wypowiedzi np. imię, jego pseudonim albo jakieś inne coś - córko, kochanie, skarbie, oddziela się to przecinkiem od reszty. (;
"Myślałem, ze nie lubi pani tej buźki" - że
"tą syzyfową robotę" - tę
"Henry pogratulował sobie, że nie wspomniał Holmesowi o wizycie Moora, bo mogłoby się to źle skończyć." - Wspominał w smsie! c;
"zażydzający" - zarządzający
"to miał nadzieje" - nadzieję
Pozdrawiam,
Alathea