piątek, 20 czerwca 2014

Romeo i Julia (II)


Na Baker Street 221B panowała niepokojąca cisza. James Holmes był aktualnie poza mieszkaniem, ale Sherry przebywała wewnątrz. Zwykle to ona była powodem rumoru i hałasu, a jednak tego dnia panowała tam cisza. Pani Collins zaniepokojona spokojem wysłała męża do pokoju panny White. Leonardo Collins posłusznie wgramolił się po schodach i zapukał do drzwi. Gdy odpowiedziała mu głucha cisza, po prostu je otworzył. Na jego twarz natychmiast wpłynął szeroki uśmiech.
- Pan nic tu nie widział, panie Collins. Nie powie pan o tym ani żonie, ani Jamesowi. 
To wszystko kobieta powiedziała nie odrywając wzroku od płótna stojącego przed nią. W ręku trzymała pędzel, a na stoliku leżała paleta za farbami. 
- Zgoda, pod warunkiem, że pokarzesz mi to skończone dzieło.
Sherry prychnęła tylko na tę propozycję.
- Do niczego cię nie zmuszam, ale moja żona, gdy się dowie.... - zagroził jej rozbawiony starszy mężczyzna. 
- Och! Niech będzie. Zawołam pana, ale stawiam dodatkowy warunek.
- Słucham pani White.
- Uprzedź mnie, gdy James będzie się zbliżał - wyszeptała głośno.
Collins tylko do niej mrugnął i pokazał oba kciuki. Następnie wyszedł cicho zamykając drzwi. Sherry wystawiła język do jego pleców. Wzrokiem wróciła do płótna i skrzywiła się. Potem jej oczy odszukały żółtą farbę i najgrubszy pędzel, a na jej twarz powrócił uśmiech. 

*

James wracał z policji. Sherry wysłała go po papiery dotyczące jednego z morderstw. Sprawa co prawda była już dawno zamknięta, ale panna White uparła się, by zobaczyć te papiery. Jednak Pistone też był uparty i wyciągnięcie od niego dokumentów zajęło Holmes'owi sporo czasu. Westchnął ciężko i przetarłszy oczy, otworzył drzwi do mieszkania. 
- Sherry! Mam te twoje papiery! 
Jednak to nie Sherry jako pierwsza odpowiedziała na jego wołanie. Zrobiła to natomiast pani Collins,  która machając rękoma zaczęła uciszać Holmes'a.
- Dobrze, dobrze. Przepraszam - chwycił jej ręce i opuścił je na dół - Będę cicho.
Przedrzeźniając niemo panią Collins, zaczął wspinać się po schodach. Podirytowany pchnął zielone drzwi i stanął jak wryty.
- Co ty robisz?! - wyrzucił z siebie.
Sherry stała z wielkim pędzlem przy ścianie. Właśnie kończyła malować wielką, żółtą, uśmiechniętą buzię. 
- Nudzę się. Od tygodnia cisza. Nikt nie przyszedł. Czy świat już nie potrzebuje detektywów? - spytała z wyrzutem i rzuciła pędzel na fotel. 
- Zostanie plama - jęknął James.
- Od kiedy to ci przeszkadza? - Sherry wskoczyła na kanapę i zrobiła fikołka - Och nudzę się! 
W tym samym momencie rozbrzmiał dzwonek u drzwi. Panna White z entuzjazmem zeskoczyła na ziemię. Już minutę później w pokoju znalazła się trzecia osoba. Była nią młoda kobieta.
- Niech pani usiądzie i opowie dokładnie o co chodzi - zachęciła ją Sherry.
- Nazywam się Julia Brook. Mieszkam na wybrzeżu wraz z rodzicami i starszą siostrą. Oprócz nas mieszkają tam także Owen'owie z synem. Nasze rodziny są skłócone od dawna. Tym bardziej się wściekli, gdy odkryli, że ja i syn Owen'ów, Georg, mamy romans. Do niedawna jakoś udawało nam się spotykać potajemnie, ale coś było nie tak. Georg zrobił się nerwowy. Ukrywał coś przede mną. A wczoraj.... - głos dziewczyny się załamał.
- On zniknął, tak? - spytał Holmes.
Sherry rzuciła mu karcące spojrzenie, a dziewczyna się rozpłakała. Panna White także domyślała się tego faktu,  w końcu z jakiegoś powodu Julia przyjechała. Wiedziała także, że pan Holmes nie współczuje i w najmniejszym stopniu nie rozumie uczuć, ale to nie upoważniało go w jej oczach do ranienia innych. 
- Możesz nam dokładnie opisać wczorajszy dzień? - spytała pani detektyw, gdy Brook trochę ochłonęła.
- Dzień zaczął się normalnie. Ubrałam się, zjadłam śniadanie z rodzicami i poszłam pobiegać po plaży. Georg czasami także spacerował z rana, ale od tygodnia całkowicie tego zaniechał. Wszystko zaczęło się po moim powrocie. Przed naszym domem stała pani Owen i krzyczała na moja matkę. Mówiła o zdradzie, porwaniu i policji. Groziła jej. Okazało się, że Georg zniknął. Nie było go od rana. Łóżko zaścielone, jakby w ogóle w nim nie spał. Był uporządkowany, ale tego dnia w pokoju panował ponoć wielki bałagan. Żadnego listu, słowa wyjaśnienia - nic. A przecież mi by powiedział, gdyby coś mu groziło. Nie wiem czy moi rodzice nic nie zrobili. Żywili do Owen'ów szczerą nienawiść, ale zbyt się o mnie troszczyli by tak złamać mi serce.  
Dziewczyna skończyła swą wypowiedź podtarciem nosa. Oczy miała zapuchnięte, a twarz czerwoną. Sherry zaczęła ją obserwować. Brookowie musieli być bogatą rodziną, gdyż Julia była nienagannie i elegancko ubrana. Mocno umalowane usta i delikatny makijaż wskazywały na to, że należy do "strojnisi". Buty miała nowe, kupione w tym tygodniu. Na nich małe palmy błota. Najprawdopodobniej z okolic domu, w Londynie od dwóch dni nie padało. Na prawej ręce miała pierścionek. Drogi i uwielbiany przez dziewczynę. Najprawdopodobniej prezent od ukochanego. White zasępiła się na chwilę. 
- Jesteś może zaręczona z tym całym Owenem? 
Julia się zawahała, ale kiwnęła głową. 
- Potajemnie, czemu pani pyta?
- Tak po prostu.... James zamów nam taksówkę. Jedziemy z panią Brook na wybrzeże - posłała mężczyźnie uśmiech.

*

Godzinę później byli już daleko poza Londynem. Sherry przez pół drogi milczała i szukała czegoś w telefonie. Holmes także nie próbował zagaić rozmowy. Jednak w pewnym momencie nastąpił przełom.
- Jak się nazywa ten chłopak? Georg? - spytała White.
Dziewczyna potwierdziła skinieniem głowy. Sherry zamyśliła się jeszcze na chwilę i zadała koleje pytanie.
- Czy Georg jest romantyczny?
Tym razem Julia była zaskoczona. Nie spodziewała się tego pytania.
- Taaaak...... - odparła niepewnie - Spacery przy zachodzącym słońcu, pikniki pod gwiazdami.
- A lubi czytać?
- On połyka książki w całości - panienka Brook lekko się rozchmurzyła - To jego żywioł. Ja osobiście nie przepadam za czytaniem, ale to co opowiada mi po lekturze..... 
- Świetnie - Sherry tylko posłała dziewczynie uśmiech i na powrót się zamyśliła. 
Holmes przez całą drogę nie wypowiedział ani słowa. Całkowicie rozumiał pytania zadawane przez panią detektyw. On także widział w tym wszystkim podobieństwo do dzieła Shakespeare'a. Tylko, że tu "Romeo" zniknął, a nie został wygnany. 
- Jesteśmy -  poinformował ich taksówkarz.
Zapłaciwszy mu odpowiednią kwotę, wysiedli z pojazdu. Widok jaki roztaczał się przed nimi był jednym z ładniejszych. W oddali złociste wybrzeże, a nieopodal wspaniały, kunsztowny dom. Drugi także było stąd widać. Znajdował się całkiem niedaleko. 
- Chciałabym zobaczyć pokój tego chłopaka...... - zaczęła Sherry.
- Z tym może być problem. Owenowie wpuszczają do niego tylko policję. 
- To może najpierw przesłuchajmy jej rodzinę? - zaproponował James. 
- Świetny pomysł - kobieta uśmiechnęła się sztucznie - Ty się tym zajmiesz Holmes - zadecydowała i ruszyła w stronę wybrzeża -  Wrócę jutro rano! - krzyknęła jeszcze z oddali.
- Świetnie - podsumował Holmes i zwrócił się do dziewczyny - Może mnie pani zaprowadzić do swojej rodziny? Będę musiał z nimi porozmawiać.

*

Nowy dzień zaświtał na wybrzeżu. Sherry, cała ubłocona i oblepiona od potu, zapukała do drzwi frontowych Brook'ów. Otworzyła jej przysadzista kobieta o tłustych, czarnych włosach upiętych w fantazyjną fryzurę, mimo wczesnej pory. Ubrana była w różowy szlafrok, a na stopach miała miękkie bambosze.
- Zapewne pani jest matką Julii - przywitała się pani detektyw - Jestem Sherry White. Rozwiązuję sprawę zaginięcia młodego Owena.
- Tak... Julia i ten mężczyzna... James... Wspominali o pani.
- Mogę wejść? - zmęczona White nie miała ochoty na głupie rozmówki.
- Oczywiście.
Została wprowadzona do mieszkania. Masa przestrzeni, drogie meble i całe góry ozdóbek. Mimo przytłaczającej senności, panna White, analizowała każdy szczegół. Zadziwiała ją czystość utrzymywana w cały domostwie.
- Wynajmujecie jakąś sprzątaczkę? - wypaliła w końcu.
- Nie. Co tydzień urządzamy porządki. Z resztą na co dzień też dbamy o czystość.
Sherry, która przywykła do swego "twórczego chaosu", nie mogła pojąć jak ktoś może utrzymywać taki dom w takim stanie. Skinęła więc tylko głową z uznaniem i udała się do wskazanej łazienki. Wzięła szybki, orzeźwiający prysznic i odszukała Holmes'a. Jednak nim zdołali zamienić choćby zdanie w domu rozległ się męski krzyk. Kobieta rzuciła asystentowi porozumiewawcze spojrzenie i oboje ruszyli biegiem do źródła hałasu. Okazał się nim ojciec Julii, stojący w drzwiach pokoju córki. Pokoik dziewczyny był małym, schludnym pomieszczeniem. Zielone ściany, białe meble. Wielkie łoże z baldachimem w kącie oraz szerokie okno z widokiem na morze. Jednak to widok samej mieszkanki tego pomieszczenia zmusił pana Brooka do krzyku. Młoda dziewczyna leżała na środku pokoju w plamie własnej krwi. W lewej ręce trzymała nóż, a jego ślady widniały na jej całym ciele.
- Zadźgała się? - Holmes był jak zawsze niezastąpiony w pokrzepianiu cywilów.
Panna White nie omieszkała mu o tym przypomnieć po przez trzepniecie w głowę. Następnie odsyłając ojca dziewczyny na dół z nakazem wezwania karetki, zbliżyła się do zwłok.
- To dziwne.... - wymamrotała.
- Zdaje mi się, że ona jest praworęczna. Czemu zabiła się lewą ręką? - wtrącił się James.
- O! Dopiero teraz pan sobie uprzytomnił, że panienka nie zadźgała się sama? A pro po. Cudowny dobór słownictwa. A odpowiadając na twoje pytanie, tak była prawo ręczna. O co więc chodzi? Czy jest szansa, że wciąż żyje? Tak jak Julia z dramatu Williama?
- Mało prawdopodobne... - skrzywił się towarzysz panny White - Jest zbyt martwa jak na żywą.
- Wiem, ale coś mi tu nie gra. Wezwała nas, a na następny dzień by się zabiła? Albo ktoś by ją zabił? Tylko kto? Przesłuchałeś jej rodzinę?
- Tak. Ojciec ma uprzedzenia tylko do starszych Owenów, o chłopaku mówił z niejakim żalem. Matka uważa sąsiadów za plotkarzy, a Georga za podrywacza. Nie mogła tego zrobić, bo...
- Za małe ręce, jest słaba. Nie dałaby rady uprowadzić chłopaka. Zresztą widziałam jego pokój. Zaplanował swoje zniknięcie. Rzeczy były porozrzucane, ale żadnych prawdziwych śladów szarpaniny. Do tego Owenowie mają psy. Te szczekają na każdego obcego. Ze mną było tak samo. Zobaczyły mnie i zaczęły ujadać. W oknie na parterze od razu pojawia się twarz mężczyzny. Ma chyba słaby sen. Na szczęście zdołałam się schować. Do pokoju chłopaka można wejść tylko od środka. Okno jest zakratkowane. Więc wejście kuchenne. Drzwi jednak są tam zamknięte na klucz. Spróbowałam piwnicą, do której wejście jest zamknięte tylko pozornie. I bingo! Zauważyłam jednak, że niedawno ktoś przeciął łańcuchy od środka. Na ziemi leżała kłódka, obcęgi i sam łańcuch.
- Czyli chłopak sam uciekł.
- Tak. Potwierdzał to jego pokój, do którego trzeba się bardzo cicho skradać. Nie mógł zabrać wielu rzeczy.W samy zaś pokoju się nie postarał. Przewrócił krzesło, porozrzucał ubrania. Nic więcej. Ale mam inny trop. Pod jego łóżkiem leżały listy. Tylko część pachniała perfumami Julii.
- Miał kogoś jeszcze?
- Może pani Brook się nie myli biorąc go za podrywacza. Może kochał tą druga bardziej i musiał zniknąć z oczu Julii?
- Jednak ta wezwała detektywów...
- Więc upozorował jej śmierć. Powiem także, że "Romeo i Julia" nie są ślepym tropem. Ta książka leżała na jego łóżku - Sherry wyciągnęła podniszczony wolumin zza pazuchy - Są w niej jakieś dopiski. Jednak pokreślone i niewyraźne, a nie mam ze sobą niczego, co by nam pomogło w odczytaniu tego.
- Spryciarz - podsumował Holmes - Czekaj.... Czy on jest leworęczny? - spytał przyglądając się literkom nabazgranym w dziele Shakespeare'a.
- Dobrze główkujesz. Musiał zapomnieć, że jego Julia używała innej ręki niż on. Ach! Zapomniałabym ci powiedzieć. Czy zwróciłeś uwagę na buty Julii, gdy ta odwiedziła nas na Baker Street?
- Były nowe, czerwone i.... ubłocone?
- Tak. A czy gdzieś tutaj widziałeś błoto? W Londynie nie padało od dwóch dni, tutaj także, wiem, sprawdziłam w internecie. Wczoraj zwiedziłam plaże i okoliczne jaskinie. Tylko w jednej było błoto. Były tam też ślady damskich butów. Ale dwóch rodzai... Czegoś mi jednak brakuje w tej układance. Nie wiem czego, ale jest tu jakiś brak. To bez sensu. Przecież mógł tak po prosu uciec. Zostawić list, złamać dziewczynie serce i zniknąć. Nikogo by nie zabił, nie pozorowałby porwania. Po co to? Musi chodzić o coś więcej. Książka i jaskinia. To nasze tropy. Przydałoby się też znaleźć tę drugą....
- Siostra Julii - oczy Jamesa się rozszerzyły.
- Co?
- Ona ma siostrę. Ją też przesłuchałem. Od razu ją wykluczyłem, bo zdało się, że ona wręcz lubi Owenów. Teraz to wydaje się podejrzane. Na palcu miała pierścionek. Taki sam jak Julia.
- Jej buty - Sherry poderwała się od trupa - Czy były ubłocone?
- Nie pamiętam.... - Holmes spuścił głowę.
- Gdzie jest teraz ten chłopak? Czemu potajemnie zaręczył się z obiema siostrami Brook? Czemu upozorował porwanie? Czemu zabił Julię?
- Chwila... Jak zabił Julię? - Holmes uświadomił sobie, że nie rozumie obecnej sytuacji.
- Błagam... - jęknęła kobieta - Okno otwarte na oścież. Na szybie rysa. Prawdopodobnie rzucał jakimś małym kamieniem, by zwrócić jej uwagę. Uradowana dziewczyna otworzyła okno i wpuściła ukochanego do środka. Ten miał ze sobą nóż, a raczej scyzoryk, który kiedyś mu podarowała - inicjały J.B. i G.O. Zadźgał ją, a potem zostawił narzędzie zbrodni w jej ręce. Wyszedł tą samą drogą - krople krwi na parapecie, a także nitka  jakiegoś swetra. Jest granatowa. Dziewczyna ma na sobie różowe rzeczy.
- Czemu nie krzyczała?
- Kochała go. Mógł ją sprawnie uciszyć pocałunkiem. Co jest James? Czemu nie dedukujesz?
- Zająłem się ogółem sprawy i odbiegłem od tego morderstwa.
Sherry prychnęła rozbawiona i pokręciła głową.
- Muszę porozmawiać ze starszą z sióstr. Potem wybierzemy się do jaskini. Coś powinniśmy ustalić.
- Przecież byłaś w jaskini...- zaczął mężczyzna.
- Zajęłam się ogółem sprawy i odbiegłam od samej jaskini - powiedziała przedrzeźniając go.
- Bardzo śmieszne - odpowiedział James.
- To niewybaczalne - podsumowała Sherry - Żartujemy przy trupie naszej klientki - odparła na uniesioną brew Holmes'a.
Oboje zachichotali i opuścili pokój. Chwilę potem oblegała go policja.

*

Sherry siedziała na przeciw smukłej blondynki o rybich oczach. Wyglądała na typową głupią blondynkę. Jednak jej postawa i sposób wyrażania się całkowicie temu zaprzeczały. Kobieta miała na nogach wysokie szpilki, co wydało się pani detektyw dość nieodpowiednie na wybrzeżu. Krótka sukienka, mimo iż czarna zdradzała brak smutku po utracie siostry. Chusteczki i wymuszone łzy nie nabrały panny White. Zaledwie po wymianie paru zdań kobieta była pewna, że obecna przy niej Kasandra jest jakoś zaangażowana w zbrodnię. Chłopak na pewno po nią wróci, albo ona zaprowadzi ich do niego. 
- Czy podejrzewasz kogoś o uprowadzenie Georga? Twoja siostra na pewno byłaby szczęśliwa, gdybyśmy go znaleźli. 
- Musiała być przekonana o jego śmierci - załkała - Skoro odebrała sobie życie. Oby nie miała racji.
- Zależy pani na życiu chłopaka? - podchwyciła Sherry, sprawnie maskując podniecenie ściągniętymi brwiami. 
- Dla mojej zmarłej siostry... - wytłumaczyła i rozpłakała się na dobre.
- Nie będę już pani męczyć... - zadecydowała White.
- Dziękuje...... Nawet pani nie wie jak to boli....
Detektyw nic na to nie odpowiedziała. Nie wierzyła w cierpienie starszej Brook. Skinieniem głowy wywołała Jamesa z kuchni, w której ucinał sobie pogawędkę z matką zmarłej i podejrzanej. W sumie to ona mówiła, a on tylko popijał herbatę i starał się nie wpaść w szał. To też z wielką radością opuścił pomieszczenie i udał się w ślad za Sherry.
- Odczytałeś te dopiski? - spytała.
- Częściowo. Zdaje mi się, że niebawem znajdziemy jakieś rzekome dowody śmierci chłopaka.
- Ale on nadal będzie żył, co? Też tak myślę, ale nadal nie rozumiem dlaczego....... Cholera. Brakuje mi czegoś. A jaskinia zupełnie zbija mnie z tropu.
Szli chwilę w milczeniu, a kobieta mrużyła oczy i rzucała głową na boki. Kilka razy machnęła ręką przed sobą i złapała się za skronie.
- Jakim cudem tu jest taki porządek! - wypaliła po chwili.
- A co Ci do porządku? Ładnie tu. Są bogaci to dbają o wygląd domu. Pewnie nie zamawiają sprzątaczek ze strachu....
- Strachu? - Sherry zatrzymała się w miejscu i posłała Holmes'owi zdziwione spojrzenie. 
- Przed kradzieżą - ten tylko wzruszył ramionami.
- OŁ! - wyrwało się z gardła Sherry - Ależ ja jestem głupia! Głupia, głupia!
James spojrzał na nią zdumiony. Już miał coś mówić, ale kobieta wybiegła z domu jak oparzona. Mężczyzna szybko ruszył za nią, ale ta była szybsza i zwinniejsza. Przemieszczała się niesamowicie szybko. Zatrzymał ją dopiero krzyk. Wysoki i przenikliwy. Dochodził znad nabrzeża.
- Co?! - pani detektyw nie mogła zrozumieć, że coś śmiało jej przeszkodzić. 
Zasapany Holmes zbliżył się do niej i wsparł o jej silne ramię. Odetchnął kilka razy i uśmiechnął się słabo.
- Chyba kogoś wystraszył Twój wywiad i postanowił szybciej "odnaleźć zwłoki Georga".
- Pewnie tak - kobieta zmarszczyła nos w niesmaku - Idź do nich. Ja muszę rozwiązać zagadkę.
Mężczyzna nie zdążył zaoponować, gdyż pani detektyw już biegła w dal. Domyślał się, że zmierza do jaskini, ale nie potrafił zrozumieć po co. Nie podzieliła się z nim swoimi odkryciami. Chyba jako jej asystent będzie musiał do tego przywyknąć.

*

Nad brzegiem morza, tak jak spodziewał się Holmes, stała Kasandra. W ręku trzymała szczątki jakichś zakrwawionych ubrań i łódki. A raczej czegoś, co dawniej było łódką. Wzrok miała szaleńczy. Przy niej stało już kilku policjantów, ojciec i matka. James obojętnie podrapał się po głowie i zbliżył do towarzystwa.
- Co się stało? - spytał.
- Ta panienka znalazła łódź, a w niej rozszarpane ubrania panicza Owena. W końcu się znalazł. Szkoda, że martwy.
- Zrobiliście już analizę krwi? 
- Próbka poszła do laboratorium. Lada moment powinni dzwonić. Za godzinę będziemy pewni, ale wszystko wskazuje na jego śmierć.
- O co roztrzaskała się łódź? - spytał rzeczowo James, gdyż w pobliżu nie było żadnych skał.
- Mamy tu wyjątkowo wredne żarłacze. Skutecznie odstraszają rybaków. Dorwały i tego chłopca. 
Kasandra wtuliła się w ramię matki i załkała cicho. Pani Brook była w równie wielkim szoku. Tylko ojciec rodziny zachowywał jako taki spokój. Za to wyglądał jakby miał zaraz puścić pawia. Holmes nigdy nie potrafił zrozumieć dlaczego zwłoki tak wpływają na cywilów.
- Rodem z Shakespeare'a - podsumował słabo pan Brook.
James miał już coś powiedzieć, ale tylko zacisnął dłoń w pięść i przemilczał jakże trafną uwagę.
- Racja. Najpierw chłopak znika, niczym wygnany Romeo, umiera dziewczyna, mija trochę czasu i umiera jej wybranek. Ciekawe czy wiedział o jej samobójstwie.
 Ostatnie słowo niesamowicie rozjuszyło Holmes'a. Odetchnął tylko głęboko z przymrużonymi oczyma i przeprosiwszy towarzystwo udał się na spacer brzegiem morza. Miał zamiar dotrzeć do jaskiń i odnaleźć błąkającą się tam Sherry. Tak spacerując starał się podążyć ścieżkami jej rozumowania i dojść do jej wniosków. Nie szło mu to jednak najlepiej. 
Wreszcie ujrzał to miejsce. Rzeczywiście, dopiero tu, od przybycia do tej małej miejscowości, ujrzał błoto. Zaś w tej brunatnej mazi ślady. Szpilek, bucików o grubszym obcasie i płaskich butów Sherry. Te były najświeższe. Intuicja podpowiadała mu, że nie powinien teraz krzyczeć, czy próbować zawołać panią detektyw. Jego ręka odruchowo wylądowała na prawym biodrze, gdzie zawsze trzymał broń. Tym razem jej nie miał. Odebrali mu odznakę i pistolet. Będzie musiał sprawić sobie nowy. 
Cisza była przytłaczająca. Niepokojąca, uwzględniwszy to, że powinna tu się błąkać White. James ostrożnie postępował do przodu. Z każdym kolejnym krokiem zagłębiał się w ciemność. Słyszał tylko swój oddech. Zaczął rozglądać się dookoła. To co zobaczył zaniepokoiło go jeszcze bardziej. Głęboki, wielki odcisk w błocie. W nim odbiły się wgniecenia materiału. Bluzki. Ktoś wylądował w brunatnej brei. Ktoś się tu szarpał. Bo przecież nie upadł do tyłu i nie wstał sam bez zostawienia śladu rąk. 
- Sherry? - wyszeptał ledwie słyszalnie.
Cisza. Słychać tylko oddech.... Chwila. Mężczyzna zmrużył oczy i stanął w miejscu. Wstrzymał oddech. Nadal to słyszy. Ktoś jeszcze tu oddycha. I to ciężko. Czyżby to Sherry zmęczona po biegu? Intuicja podpowiadała Jamesowi, że raczej nie.
Cios pojawił się niespodziewanie. Z boku. Napastnik wyskoczył z cienia z grubą, drewnianą belką. Holmes nie dał się tak łatwo ogłuszyć. Za wiele lat w policji. Z łatwością sparował kolejny atak. Wtedy zobaczył twarz wroga. Młody chłopak. Na oko trochę starszy od martwej Julii i ciutkę młodszy od Kasandry. A więc George. Najprawdopodobniej. Nie było więcej czasu na rozmyślania. Trzeba jak najszybciej pokonać młodzika i odnaleźć White. Chłopak skoczył na Holmes'a, próbując dorwać się do jego szyi. Były policjant zatrzymał jego ręce w połowie drogi i umiejętnie wykręcił. Jednak George miał spora siłę i wyrwał się z uścisku. James oberwał w nogę. Nogi też chłopak ma silne. Asystent pani detektyw tylko syknął z bólu i uderzył młodzika w twarz. Tamten splunął krwią na bok i tym razem dopadł szyję wroga. James odruchowo ścisnął nadgarstki atakującego. To nic nie dało. Grunt osunął mu się spod nóg. Teraz wił się na kolanach. Jego pogromca stał dumny nad nim w stalowym uścisku trzymając jego szyję. W oczach miał żądze mordu.
Ta żądza zapewne zostałaby spełniona, gdyby Owen nie porzucił wcześniej swojej belki. Schowana w cieniu Sherry chwyciła oblepione jej krwią narzędzie i z całej siły przyłożyła w tył głowy chłopaka. Ten osunął się powoli na Holmes'a. Asystent kobiety odetchnął głęboko i zrzucił z siebie młodzika. Pogładził obolałą krtań i z przerażeniem spojrzał na Sherry. Ta otarła krew cieknąca jej z nosa i odrzuciła drewniana belkę z uśmiechem.
- Mamy wszystko czarno na białym - orzekła.

*

- Zaczęło się od miłości dwójki młodych ludzi. Niczym w jakimś romansie, który nieszczęśliwie przemienia się w kryminał. Ta dwójka, z powodu kłótni rodziców, spotykała się potajemnie. W końcu doszli do wniosku, że chcą uciec razem w świat. Niestety, brakowało im pieniędzy. On nie był bogaty, a ona miała w niedalekiej przyszłości dzielić majątek z siostrą. Uknuli więc plan. Szatański i jakże doskonały. On miał oczarować młodszą siostrzyczkę swej wybranki. Młoda połknęła haczyk. Zakochała się. Ale nie była głupia. Uważała chłopaka za niewiernego, podejrzewał o romans ze starszą. Dlatego on się oświadczył. Uzgodniwszy to wcześniej ze swoją prawdziwą miłością. Ale niepokój młodej nie osłabł. Postanowiła śledzić swojego wybranka pewnej nocy i przyłapała go w jaskini ze swoja siostrą. Ten ładnie jej to wytłumaczył i pokazowo zbił ukochaną. Kilka dni potem zniknął. Niezdarnie upozorował porwanie. Jednak niemożliwe było, by ktoś go uprowadził. Nikt nie miał szans by dostać się do środka, póki piwnica była zamknięta od wewnątrz. Tak więc uciekł. Julia się wystraszyła. Nim jednak przybyła po pomoc, sprawdziła miejsce, gdzie wcześniej przyłapała kochanków. Nie znalazłszy tam chłopaka przybyła do mnie. Następnego dnia została zamordowana w sposób, który miał pozorować samobójstwo. Ale morderca zapomniał, ze jego ofiara, w odróżnieniu od niego, jest praworęczna. I tak cały majątek otrzymuje starsza. Kolejnym etapem jest oczyszczenie z wszelakich zarzutów uciekiniera. Czyli upozorowanie śmierci. Roztrzaskali łódkę, porwali ciuchy, a na koniec rozlali dookoła trochę pobranej wcześniej krwi. Wygląda na robotę rekinów. Kasandra miała poprosić rodziców o wcześniejsze wydanie majątku, by mogła "uciec od przeszłości" - od śmierci siostry. W rzeczywistości wyjechałaby z Georgem i nigdy nie wróciła na miejsce zbrodni. 
Sherry opowiedziała to obu rodzinom - Owen'om i Brookom obecnym przy aresztowaniu Georga i Kasandry. Policja szybko przeanalizowała przedstawione przez nią dowody i przyznała pani detektyw słuszność. Jeszcze tego samego dnia Sherry wracała z Jamesem na Baker Street.
- Tyle płaczu. Już mi uszy więdną - jęknął Holmes, gdy taksówka ruszyła z wybrzeża.
- Dobrze będzie wrócić do Londynu. Ale trzeba przyznać, że inspirowanie się dziełem geniusza świadczy o nie mniejszej inteligencji - pochwaliła Sherry zbrodniarzy.
- E.... - skrzywił się mężczyzna - No nie wiem. Ale mam pytanie.
Sherry spojrzała na niego wyczekująco. Wiedziała, że dostanie jeszcze jedną szansę do popisu. Kochała zaginać innych swoją zdolnością dedukcji. 
- Skąd te szczegóły? O pobiciu i planach?
Kobieta skrzywiła się z rezygnacją. Miała nadzieję, że dostanie ciekawsze pytanie. 
- Mordercy, złodzieje, zbrodniarze... mają to do siebie, że kochają się chwalić. Zwłaszcza, gdy myślą, że ich spowiednik za sekundę zginie. 
- Czemu myślał, że zginiesz? - podchwycił James, a kobieta się uśmiechnęła.
- Kilka razy uderzył, przewrócił, zacisnął ręce na mojej szyi i już myślał, że po mnie.
- I byłoby... - powiedział z przerażeniem i niejaką dumą Holmes.
- Wiedziałam, że się zjawisz - kobieta uśmiechnęła się przekornie - Już się od nas uzależniłeś.
- Was?
- Mnie - powiedziała trzepocząc rzęsami - i tej.... gry. Gry, która wiecznie trwa i nigdy się nie skończy. Bo gdy ja zrezygnuje ze ścigania bandziorów, któreś z moich dzieci pójdzie w moje ślady. Mówię Ci. To będą geniusze - westchnęła - A jedno z nich.... Chłopiec... Będzie się nazywać Mycke. 
- Mycke? - Holmes wybałuszył oczy.
- Och.... - jęknęła Sherry - Czy Mycroft to naprawdę aż tak rzadkie imię?
- Mycroft..... - powtórzył jej towarzysz z rozbawieniem - Ja nie będę miał dzieci. Ani kobiety. Więc imionami się nie interesuje. Ale Mycroft, jeszcze nie słyszałem.
- Czyżby? - spytała Sherry i ewidentnie nie miała na myśli tego, że nie słyszał o tym imieniu.
Na tym zakończyli swoją wymianę zdań i do samego Londynu milczeli uśmiechnięci. Ona - wpatrzona w okno i marząca o swych inteligentnych pociechach. I on - patrzący na nią z niedowierzaniem i niejaką frustracją, że tak łatwo dał się sprowokować do rozmyślania o rodzinie.
-----------------------------------------------------------
Wszystkich czepialskich zaspokoję, jeśli chodzi o żółtą buźkę. 
Tu pokazuję tylko, że Sherry i jej przyszły syn mają podobne poczucie humoru.
Ta buźka nie zostanie do czasów Sherlocka. Tapeta zostanie zdarta i wymieniona milion razy, zanim on wprowadzi się pod numer 221B. Mam nadzieję, że uspokoiłam wasze rozdrażnione dusze.

10 komentarzy:

  1. 0.0
    Cudo.
    W życiu bym nie wymyśliła takiego wątku.
    Logicznie, ciekawie, kryminalnie - c u d o w n i e
    Postacie... <3
    Nawiązanie do Romea i Julii <3
    Czekam

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyłączyłabyś weryfikację obrazkową w komentarzach? Plis

    OdpowiedzUsuń
  3. Weryfikacja wyłączona ;) I dziękuje za miłe słowa C: To na prawdę motywuje do dalszego pisania :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej, świetnie piszesz! Kurcze, ja sama się nie mogę zebrać do napisania czegoś porządnego. Kochana, piszesz naprawdę cudownie! :)
    Obserwuję, liczę na to samo! :)
    http://roztargnieni.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Słuchaj malowanie tam na początku i ta sztaluga to nic, czerwone buty błoto. Wiesz, co mi to przypomniało? Taki bardzo stary film "Ślepy i głuchy", czy coś - nie bardzo mi się chce teraz szukać. I patentem było to, że właśnie ten co nie słyszał widział "czerwone" buty, jeśli mnie pamięć nie myli. Niezły fragment

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  7. Cześć :D Jestem ogrooomną fanką Holmesa, a w szczególności wersji BBC z Benedictem i Freemanem. Trafiłam tu przypadkiem i nie żałuję ;) Pomysł miałaś genialny, zamierzam nadrobić pozostałe rozdziały. Historia zaciekawia i trzyma się kupy, w dodatku jest całkiem nieźle napisana. :)
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie,
    kiedy-wroce.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakże miło słyszeć takie ciepłe słowa :) Raduje się ogromnie moje małe serduszko, że komuś podoba się to, co piszę, tym bardziej, że jest to coś co kocham.

      Usuń
  8. Najpierw może zacznę od uwag. Jako posiadaczka tegoż pięknego imienia Julia, jestem przewrażliwiona na jego odmianę przez przypadki. Nie dla Juli, tylko dla Julii. Jako pożeracz kryminałów (bardziej tych starych) powiem szczerze, że zagadka była przyjemna, choć odrobinę banalna. (Z grubej rury nie mogłaś na początek pojechać, bo od czegoś trzeba zacząć). Nie mniej jednak miło mi się to wszystko czytało, lubię Sherry, udziela mi się jej energia i entuzjazm. c:
    A James jeszcze się wyrobi w kwestii dzieci. ;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za zgubienie tego "i" :c Jestem niestety niezbyt spostrzegawcza w kwestiach ortografii, a z imionami takimi jak Julia i ich odmianą mam czasem problem.
      Wiem też, że odrobinkę banalnie, ale dodam, że było to pierwsze kryminalne opowiadanie w mojej "karierze". Chciałam spróbować swoich sił w tym temacie i mimo wszystko, cieszę się, że nie jest najgorzej, bo jednak ktoś to czyta :)
      Musi się wyrobić :D

      Usuń