Sherry strzepnęła wyimaginowany kurz z rąk i wstała zza biurka. Nie lubiła spędzać dni w Scotland Yardzie, ale czasem była do tego zmuszona. Zebrała kartki rozrzucone na blacie i ułożyła w równy stosik, brak zajęć potrafił być irytujący, a najlepszy rozwiązaniem okazywały się niezamknięte akta. Tego dnia udało jej się zamknąć jedną z tych dawny spraw i tym razem doprowadziła wszystko do końca, choć z miejsca ruszyła się tylko raz. Odłożyła akta na stolik inspektora, by ten następnego dnia mógł wszystko zweryfikować. Jej obecność nie dziwła policjantów od bardzo dawna, tak jak to, że jeśli już przychodziła, to zostawała na pół nocy. Nawet James odpuścił sobie wybijanie jej tego z głowy, była zbyt uparta.
Kobieta ziewnęła przeciągle i rozciągnęła się. Całe dnie spędzone na myśleniu w jednym, góra dwóch miejscach, nie należały do jej ulubionych. Zgarnęła swój płaszcz, który do tej pory wisiał na jednym z krzeseł, obwiązała szyję szalikiem i gotowa już była ruszać na zewnątrz. Jednak jej uwagę przykuła mała, rażąco zielona karteczka zawieszona na sznurku przy drzwiach do gabinetu Pistona. Pani detektyw odczepiła ją i ujęła w dłonie.
Przykra konieczność
Nie zrozumiała, do czego te słowa się odnosiły, więc odwróciła kartkę w nadziei znalezienia wyjaśnienia. Niestety jej zadumany wyraz twarzy szybko przemienił się w spłoszony i wręcz przerażony.
Martwa
*
Przekręciła klucz w drzwiach i weszła na klatkę schodową. Karteczkę z niepokojącą treścią miała w kieszeni płaszcza. W podskokach wspięła się do mieszkania i otworzyła je. Nareszcie była bezpiecznie w domu. Rzuciła swój wierzchni ubiór w kąt i rozmasowała skronie, potem szybkim krokiem udała się w kierunku pokoju Holmesa. Uchyliła jego drzwi i z ulgą stwierdziła, że mężczyzna śpi spokojnie w swoim łóżku. Pierwszy raz w życiu nie wiedziała, co myśleć i czuć. Była pewna tylko jednego - groźba dotyczyła właśnie jej.
Z dziwnym wrażeniem, jakby ktoś ją obserwował położyła się spać. Nawet nie raczyła wziąć kąpieli czy zmienić odzienia. Tak jak stała, tak legła na swoim posłaniu. Zaś we snach nawiedzały ją niepokojące wersje wydarzeń, które mogłyby się wiązać z jej niedawnym znaleziskiem. Może nie była to pierwsza pogróżka skierowana do niej, ale pierwszy raz Sherry poczuła, że kogoś może zaboleć jej śmierć. Doskonale też wiedziała, że jeśli nie ona, to wszyscy jej drodzy. Bo tak właśnie działali zamachowcy. Dlatego póki ona jest bezpieczna, wszyscy inni są zagrożeni. Z Jamesem na czele.
*
Na Baker Street 221B rozbrzmiał dzwonek telefonu. Nikt jednak nie pokwapił się, by komórkę odebrać i tak kakofonia dźwięków trwała nieprzerwanie. Mimo to, dzwoniący nie poddawał się i próbował raz za razem. White, która siedziała tuż obok swojej dzwoniącej komórki, zaciskała palce na głowie, pragnąc by telefon umilkł.
- Jezu, Sherry. Odbierz - James wyszedł ze swojego pokoju i właśnie kierował się ku kuchni - Tu nie da się myśleć.
- Wiem i dlatego zabiję Pistona. Nie rozumie, że jak nie odbieram, to znaczy nie? - rzuciła z wyrzutem do swojego partnera.
- Widocznie nie - odparł lekceważąco Holmes i ucałowawszy ją w czubek głowy odebrał telefon.
Kobieta rzuciła mu mordercze spojrzenie, ale on zdawał się je ignorować. Już po chwili prowadził ożywioną dyskusje z inspektorem Henrym. Pani detektyw cały czas uważnie mu się przyglądała, ale kiedy się rozłączył, wstała i ostentacyjnie ruszyła po swój płaszcz.
- Nie chcesz wiedzieć o co chodziło? - rzucił do niej pogodnie mężczyzna.
- Obejdzie się. Czytam gazety, więc doskonale wiem o co chodzi - stwierdziła i wyszła, trzaskając drzwiami.
Tymczasem Holmes schował jej telefon do swojej kieszeni i zaczął parzyć sobie kawę. Wiedział, że nie ma najmniejszego sensu ruszać za Sherry, która najprawdopodobniej szybko by się go pozbyła. Wbrew pozorom, które stwarzał od jakiegoś czasu, był obcokrajowcem, którego rodowita Angielka z łatwością mogła zgubić w Londynie. Gdy o tym pomyślał, przypomniało mu się ich pierwsze spotkanie i to jak go rozgryzła. Natychmiast spochmurniał, bo i powód jego wybycia z kraju oraz porzucenia służby stanął mu jak żywy przed oczyma.
*
Kobieta podążała ruchliwą drogą ku postawionemu sobie celowi. Rzecz jasna było nim dotarcie do inspektora, aczkolwiek wcześniej chciała wstąpić do jakiejś papeterii i zapytać o rodzaj papieru, na którym dostała złowróżbną wiadomość. Oczywiście nie zamierzała dzielić się z nikim swoimi zmartwieniami, ale też nie oznaczało to, że nie zrobi nic zapobiegawczo. Zaraz też skręciła w odpowiednią uliczkę i weszła do małego sklepiku. Wewnątrz znajdowało się tak wiele, tak różnych kartek, ołówków i wszelkich im podobnych przyrządów, jak nigdzie indziej. W każdym bądź razie Sherry nie miała do czynienia z większym zbiorem. Od razu też stwierdziła, że sama nie ma tu czego szukać i zawołała sprzedawcę. Po chwili koło niej zjawił się mężczyzna w średnim wieku z zakolami i rosnącą "oponką". Nie zmieniało to jednak faktu, że wyglądał całkiem przyjaźnie. Pani detektyw posłała mu delikatny uśmiech i wyciągnęła z kieszeni maleńki skrawek z zielonej kartki.
- Czy umiałby mi pan wskazać taki papier? Albo chociaż podać jego nazwę? - zatrzepotała uroczo rzęsami.
Mężczyznę zdumiało jej pytanie, co idealnie odzwierciedliły jego oczy. Nie wyrzekł jednak słowa sprzeciwu i przyjął kawałek papieru. Przez chwilę gładził go palcami, podnosił do światła i mamrotał coś pod nosem, by wreszcie oddać go właścicielce.
- Musi to być coś takiego - powiedział z pewną zadumą i wskazał palcem na wysoką półkę.
Leżała na niej tylko jedna ryza papieru, cała zielona. White uśmiechnęła się pod nosem, choć w rzeczywistości wcale nie było jej do śmiechu. Właśnie poczuła oddech zagrożenia na swoim ramieniu i przerażało ją to. Ktoś z jej bliskich mógł zginąć, a przecież jej praca już odebrała Jamesowi siostrę. Na wspomnienie Jamie spochmurniała jeszcze bardziej.
- Ma pan może listę ludzi, którzy to kupowali? - spytała z nadzieją.
Sprzedawca skinął głową i ruszył na zaplecze, by po chwili wrócić z grubym dziennikiem. Zawahał się, nim go otworzył, a jego oczy zaczęły przewiercać Sherry na wylot.
- Po co pani te dane? - spytał, choć w rzeczywistości nie widział powodów, które wstrzymałyby go od pokazania jej listy.
- A to istotne? - upewniła się kobieta, a kiedy zaprzeczył, posłała mu delikatny uśmiech.
Dziennik stanął przed nią otworem i wszystko stało się jasne, choć szczerze powiedziawszy detektyw nie tego się spodziewała. Na liście górował John Moore, a Sherry musiała szybko zmienić swoje zdanie na jego temat. Z wszystkich ich dotychczasowych potyczek i zabaw, wynikało że on nie chce jej skrzywdzić, a teraz wysłał jej jawną groźbę. Panna White zaraz tez pogubiła się w swoich domysłach i podziękowawszy mężczyźnie, opuściła papeterię. Teraz musi zająć głowę jakąś dziwaczną sprawą.
- Czy umiałby mi pan wskazać taki papier? Albo chociaż podać jego nazwę? - zatrzepotała uroczo rzęsami.
Mężczyznę zdumiało jej pytanie, co idealnie odzwierciedliły jego oczy. Nie wyrzekł jednak słowa sprzeciwu i przyjął kawałek papieru. Przez chwilę gładził go palcami, podnosił do światła i mamrotał coś pod nosem, by wreszcie oddać go właścicielce.
- Musi to być coś takiego - powiedział z pewną zadumą i wskazał palcem na wysoką półkę.
Leżała na niej tylko jedna ryza papieru, cała zielona. White uśmiechnęła się pod nosem, choć w rzeczywistości wcale nie było jej do śmiechu. Właśnie poczuła oddech zagrożenia na swoim ramieniu i przerażało ją to. Ktoś z jej bliskich mógł zginąć, a przecież jej praca już odebrała Jamesowi siostrę. Na wspomnienie Jamie spochmurniała jeszcze bardziej.
- Ma pan może listę ludzi, którzy to kupowali? - spytała z nadzieją.
Sprzedawca skinął głową i ruszył na zaplecze, by po chwili wrócić z grubym dziennikiem. Zawahał się, nim go otworzył, a jego oczy zaczęły przewiercać Sherry na wylot.
- Po co pani te dane? - spytał, choć w rzeczywistości nie widział powodów, które wstrzymałyby go od pokazania jej listy.
- A to istotne? - upewniła się kobieta, a kiedy zaprzeczył, posłała mu delikatny uśmiech.
Dziennik stanął przed nią otworem i wszystko stało się jasne, choć szczerze powiedziawszy detektyw nie tego się spodziewała. Na liście górował John Moore, a Sherry musiała szybko zmienić swoje zdanie na jego temat. Z wszystkich ich dotychczasowych potyczek i zabaw, wynikało że on nie chce jej skrzywdzić, a teraz wysłał jej jawną groźbę. Panna White zaraz tez pogubiła się w swoich domysłach i podziękowawszy mężczyźnie, opuściła papeterię. Teraz musi zająć głowę jakąś dziwaczną sprawą.
*
Nie spodziewał się tego, że na miejscu zjawi się przed swoją współlokatorką i od niedawna najważniejszą kobietą w jego życiu. Spojrzał pytająco na Pistona, który stał przed oklejonym żółtą taśma domem, ale ten tylko wzruszył ramionami. Holmes zerknął niepewnie na zegarek i z głośnym westchnieniem ruszył ku zniecierpliwionemu inspektorowi.
- Będziesz musiał zadowolić się mną - powiedział chłodno detektyw i wszedł do budynku.
Henry Pistone przywyknął już do tych wszelkich obojętnych min i ostentacyjnie noszonej wrogości do ludzi, osobiście wiedział, że Holmes potrafi być naprawdę miłym towarzyszem. Jednakże komisarz Williams nie potrafiła w to uwierzyć i przerywała swoja pracę, gdy na miejsce zbrodni dopuszczano dwójkę z Baker Street. Policjantka próbowała także wpoić swoją wrogość Nolanowi, który ufał każdemu jej słowu, prócz tym na temat Holmesa i White.
- Margaret próbuje ustalić przyczynę zgonu, ale niewiele wiadomo - rzucił inspektor i stanął w progu pokoju ze zwłokami.
Była to obszerna kuchnia, a jej wnętrze było idealnie zagospodarowane. To jednak schodziło na drugi plan, bo w centrum uwagi pozostawał stół. To przy nim siedziała cała martwa rodzina, wszyscy z głowami niefortunnie opadłymi na talerze. Przy ciałach uwijała się krótkowłosa blondynka w białych rękawiczkach. Na widok Jamesa przerwała pracę i wygięła głowę ku głównemu wejściu do domu.
- Jej nie ma - wyjaśnił mężczyzna i uważnie przyjrzał się trupom.
- Nie ma też wyraźnych przyczyn zgonu - odparło na to Rainey - Bąble na ich ciałach wyglądają egzotycznie. Nie spotkałam się jeszcze z czymś takim. Może byli za granicą i przywieźli tu ze sobą jakiegoś bakcyla.
- Nie byli - odparł prędko Holmes - Skoro mówisz, że egzotyczne, to zakładasz, że z krajów ciepłych, a nawet tropikalnych. Gdzie w takim układzie opalenizna? Poza tym kobieta, która przywozi pamiątki z innego regionu swojego panstwa - wskazał gestem rząd najrozmaitszych ozdóbek i innych bezużytecznych rzeczy - Nie wróciła by z obcego kraju z pustymi rękoma.
- I jako pisarka, która ma napięty terminarz, nie mogłaby pozwolić sobie na wyjazd - w kuchni rozległ się głos Sherry wyłaniającej się z jednego z pokoi - Początkowo zastanawiałam się, co oznaczają te spotkania z dziećmi i fanklubami, ale wystarczy spojrzeć na jej prawy środkowy palec i widać, że to pisarka. Ma na nim stwardnienie występujące jedynie u uczniów i pisarzy - dodała, chcąc przybliżyć im swój tok myślowy.
- Zaszczyciłaś nas - Margaret uśmiechnęła się szeroko i delikatnie przytuliła panią detektyw.
White zignorowała ten akt przyjaźni, oddając się całkowicie sprawie. Jej oczy ślizgały się po ciałach denatów w poszukiwaniu wskazówek. Pozostała trójka przebywająca w pomieszczeniu, wraz z podirytowanym do tej pory inspektorem, śledziła każdy jej ruch. Kobieta wyprostowała się nagle i wykrzywiła nieprzyjemnie usta.
- Musimy się stąd wynosić. Wszyscy. Twoi policjanci też - rzuciła do Pistona.
- Czemu to?
- Bo po tym domu plącze się jadowity pająk - do wtóru jej słowom, jakby na potwierdzenie, Henry Pistone padł na ziemię, a po jego ramieniu zszedł malutki pająk.
*
Sherry krążyła nerwowo po szpitalnym korytarzu, besztając się za tak późne przybycie na prośbę przyjaciela. Gdyby odebrała pierwszy telefon i zjawiała się zaraz po nim, życie inspektora nie musiałoby zostać narażone. Co prawda teraz, po mieszkaniu martwej rodziny spacerowali specjalnie odziani i szczególnie wyspecjalizowani mężczyźni, którzy mieli złapać egzotycznych intruzów, ale to nic nie zmieniało.
- On mógł przeze mnie umrzeć - jęknęła i wtuliła się nagle w Holmesa.
Zszokowany tak nagłą reakcją mężczyzna zamknął ją w swoich ramionach i pogładził po plecach. Z Henrym nie było tak źle, bo wszyscy zareagowali odpowiednio szybko i jego stan był już stabilny. Może trochę poleży w szpitalnym łóżku, ale jego życie było już bezpieczne. James wiedział jednakże, że taka argumentacja nie pocieszy pani detektyw. Mógł jedynie odwieść jej myśli od ukąszonego przyjaciela i na powrót zaciekawić ją sprawą.
- Nie marudź, tylko zabiera się do tej sprawy. W inny sposób mu tego nie wynagrodzisz - powiedział.
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki kobieta odkleiła się od swojego partnera i otarła cieknące po policzkach łzy. Wiedziała, że ma rację i sama uważała podobnie, ale jej myśli wciąż powracały do widoku upadającego policjanta. Przez kilka pierwszych sekund bała się, że go stracili. Do tej pory nie zdawała sobie nawet, jak bardzo go ceni.
- To co my tu jeszcze robimy? - odparła już lżej i sprzedała Jamesowi kuksańca w bok.
*
Dom wraz z trupami ciągle był jeszcze niedostępny, więc Sherry zarządziła, że pójdą do Scotland Yardu spytać podwładnych Pistona o nazwiska zmarłych. Panią detektyw zastanawiało, kto mógłby zabijać w tak subtelny sposób i liczyć się przy okazji z ucieczką zwierzaka. Z głową pełną domysłów przekroczyła próg budynku u boku Jamesa, ale ku jej zaskoczeniu nie przywitali ich tam z otwartymi ramionami. Patrzyli na nią spode łba, jakby całe zajście było jej winą, a kobieta powoli zaczynała im wierzyć. Do niedawna nie liczyła się ze śmiercią kogoś innego niż ona, rzecz jasna "w wypadku przy pracy". Teraz jednak zrozumiała, jak bardzo lekceważyła całą sprawę.
- Może być trudniej niż myślałam - szepnęła i złapała swojego towarzysza za rękę.
Holmes także widział, jakie spojrzenia posyłają im policjanci, ale nie przejmował się tym. Sam kiedyś pracował w policji i dobrze wiedział, ze trzeba mieć na uwadze niebezpieczeństwo. Inspektor Henry tez o tym wiedział, ale nikt prócz panny White nie był w stanie zorientować się o obecności pająka. Czasami mężczyzna śmiał się z siebie w myślach, bo przed spotkaniem Sherry to siebie uważał za geniusza.
- Tylko jeśli odmówią ujawnienia nam nazwisk - sprostował i uśmiechnął się.
Wtem dotarli przed gabinet leżącego teraz w szpitalu inspektora i przystanęli. Zaraz też tuż obok nich zjawiła się Samanta Williams z wrogością wymalowaną na twarzy i plikiem kartek w dłoni.
- Dam wam to tylko ze względu na to, że inspektor by kazał. Ale jeśli nie wróci na posterunek, to już nikt nie będzie chciał waszej pomocy - wysyczała.
- Powinnaś się więc cieszyć - zripostowała pani detektyw, choć wyjątkowo nie była pewna swoich racji.
Komisarz już nic na to nie odpowiedziała, tylko wcisnęła w ręce kobiety dokumenty i oddaliła się od pary detektywów. James poklepał swoją towarzyszkę po plecach i wzruszył ramionami.
- Nie ma co się pieklić, to nic nie da - podsumował.
- Może być trudniej niż myślałam - szepnęła i złapała swojego towarzysza za rękę.
Holmes także widział, jakie spojrzenia posyłają im policjanci, ale nie przejmował się tym. Sam kiedyś pracował w policji i dobrze wiedział, ze trzeba mieć na uwadze niebezpieczeństwo. Inspektor Henry tez o tym wiedział, ale nikt prócz panny White nie był w stanie zorientować się o obecności pająka. Czasami mężczyzna śmiał się z siebie w myślach, bo przed spotkaniem Sherry to siebie uważał za geniusza.
- Tylko jeśli odmówią ujawnienia nam nazwisk - sprostował i uśmiechnął się.
Wtem dotarli przed gabinet leżącego teraz w szpitalu inspektora i przystanęli. Zaraz też tuż obok nich zjawiła się Samanta Williams z wrogością wymalowaną na twarzy i plikiem kartek w dłoni.
- Dam wam to tylko ze względu na to, że inspektor by kazał. Ale jeśli nie wróci na posterunek, to już nikt nie będzie chciał waszej pomocy - wysyczała.
- Powinnaś się więc cieszyć - zripostowała pani detektyw, choć wyjątkowo nie była pewna swoich racji.
Komisarz już nic na to nie odpowiedziała, tylko wcisnęła w ręce kobiety dokumenty i oddaliła się od pary detektywów. James poklepał swoją towarzyszkę po plecach i wzruszył ramionami.
- Nie ma co się pieklić, to nic nie da - podsumował.
*
Margaret Rainey opatuliła się szczelniej kurtką i naciągnęła kaptur na głowę. Deszcz był nieubłagany i od samego rana psuł ludziom humory, ale krótkowłosa blondynka szła z uśmiechem, mimo że trzęsła się z zimna. Nawet samochód, który ochlapał jej spódnice, nie był w stanie jej zgorszyć. Mimo swojego pozytywnego nastawienia, ucieszyła się na widok swojego celu. Wreszcie mogła uciec przed deszczem i ogrzać się trochę. Tuz za drzwiami powitała ją pani Collins, która rozprawiała o czymś żywo z elektrykiem i tylko posłała jej szeroki uśmiech. Patolog skinęła jej w odpowiedzi i ruszyła po schodach w górę. Ledwie niecałą minutę później słyszała już głos swojej przyjaciółki drepczącej po pokoju.
- Witaj Sherry - powiedziała spokojnie, otwierając drzwi.
Detektyw zatrzymała się na chwilę i obrzuciła ją badawczym spojrzeniem, po czym wróciła do swojego niespokojnego spaceru po niewidzialnym okręgu. Już po pierwszym rzucie oka widać było, że nad czymś myśli i stara się skupić jedynie właśnie na tym. Wtem Margaret zaskoczył dotyk czyjejś dłoni na jej ramieniu. Wzdrygnęła się i odwróciła do Jamesa, który już splótł ręce za plecami.
- Łazi tak przez całą noc. Powiedz mi, że z Pistonem lepiej - wydukał do kobiety i skrzywił się nieznacznie.
- Lepiej - prawie wykrzyknęła w odpowiedzi blondynka i na powrót skierowała swój wzrok na Sherry - Ocknął się. Macie pełnoprawny dostęp do sprawy, a i dom państwa Nilssonów jest już wolny od pająków.
Dopiero na te słowa White się zatrzymała, a nawet prawie uśmiechnęła. Zaraz też narzuciła na siebie płaszcz i wypchnęła Holmesa wraz Rainey za drzwi. Jeszcze podała swojemu partnerowi jego kurtkę, po czym zamknęła mieszkanie na klucz.
- Trzeba rozejrzeć się po odpajęczonym domu - poinformowała - Czuje, że to tam, w pokoju naszego wysoko postawionego urzędnika i za razem ojca rodziny, znajdziemy odpowiedź.
Skończywszy swoją niezbyt jasną wypowiedź, ruszyła w dół po schodach i wybiegła radośnie w deszcz, jakby go nie zauważyła.
- Myślę, że to reakcja na przebudzenie Pistona, nie na informację o dostępie do domu - bąknął James.
- Mam nadzieję, bo w innym wypadku okazałaby się jeszcze dziwniejsza, niż jest - dodała Margaret i ruszyła za panią detektyw.
*
Wiadoma rzeczą jest, że domu zamordowanego nie wolno zbytnio naruszyć podczas śledztwa, ale Sherry była głucha na wszelkie upomnienia patolog, która ze strachem w oczach przyglądała się poczynaniom dwójki detektywów. James skrzętnie ignorował wszelkie ruchy pani detektyw wywracającej dom do góry nogami, przy czym sam zachowywał się jak policjant znający regulamin. Margaret nie raz się nad tym zastanawiała, bo Holmes w przeciwieństwie do jej przyjaciółki doskonale rozumiał wszystkie procedury i wymagania, co jednak nie przeszkadzało mu łamać ich wraz ze swoją partnerką.
- Sherry! Na litość boską! Nie wyrzucaj wszystkiego z szuflad! Pistone zamorduje cię za ta samowolkę, gdy stanie na nogi - ostrzegła krótkowłosa i przygryzła wargę.
- Chętnie to zobaczę - odparła już całkiem swobodnie panna White.
Na szczęście już po półgodzinnych poszukiwaniach znalazła to. czego szukała. Był to plik dokumentów schowany w ukrytej szufladzie. Kobieta w sumie nie wiedziała, że szuka właśnie tego, dopóki nie znalazła dodatkowego schowka.
- Na szczęście morderca nie miał tyle czasu, co my na szukanie - powiedziała z satysfakcją i przekartkowała papiery - Tu są informacje o posiedzeniu rządu. Agh..... Polityka, nic nie rozumiem - jęknęła.
- Na szczęście ja jeszcze oglądam telewizje - z pomocą przyszedł jej Holmes - Chodzi o jakieś tajne posiedzenie w sprawie konfliktów w Europie. Słyszałem coś o tym. Mamy w kraju wielu przeciwników mieszania się w tamtejsza politykę. Nie organizują normalnego posiedzenia, bo było by zagrożone. Są tacy, co zabiją, byle tylko obrady nie doszły do skutku. Dla mnie to wielce przesadzone.
- Bardzo przesadzone, bo i te tajne są zagrożone - dodała Sherry i pokazała przyjaciołom małą, żółtą karteczkę przyklejoną do jednej z kartek.
Margaret w przerażaniu pokiwała głową, bo właśnie zrozumiała w co się wpakowała, przychodząc tu z ta dwójką. Na przylepnej karteczce zapisane było jedno słowo - wyciek.
- Skoro ma to tak zapisane, to zapewne nie zdążył nikogo o tym poinformować - dodała poważnie - Gdzie odbywa się to posiedzenie i kiedy, James?
Mężczyzna raz jeszcze przekartkował plik dokumentów i zatrzymał się na jednej ze stron. Jego twarz w zastraszającym tempie zbladła.
- Nie ma miejsca, ale to jest dzisiaj - wydukał.
*
- To musi być tam! - krzyknęła White, zatrzymując taksówkę - Wszystko na to wskazuje.
- A mianowicie co? - dopytywała Margaret, która pełna obaw wsiadła do taksówki.
- Nie drąż, tylko wsiadaj - pogonił ja James i zajął miejsce koło kierowcy.
Chwilę potem jechali już w wybranym przez Sherry kierunku. Napięcie było wręcz namacalne, ale pani detektyw miała uśmiech na twarzy, kochała ten pośpiech, tą akcje, adrenalinę krążącą razem z krwią w żyłach. Najbardziej zagubiony w tym wszystkim był kierowca, bo nie za bardzo wiedział, co myśleć, gdy w jego taksówce siedziało troje ludzi, każde ubrane jak na inną okazję i rozprawiało żywo o pośpiechu. Na szczęście pozbył się wkrótce dziwnych pasażerów i mógł odjechać z lżejszym sercem w swoją stronę. Natomiast Sherry wystrzeliła biegiem przed siebie, by po chwili zniknąć za drzwiami jakiegoś budynku. Po drodze nie omieszkała wpaść na kobietę zeń wychodzącą i odebrać jej legitymację, która umożliwiała dostanie się do środka. Pędząc przed siebie nie zauważyła nawet, że nikt nie próbuje jej zatrzymać, czy skontrolować. Tak też dotarła do wielkich drzwi, które pchnęła zamaszyście. Przed nią stanęła otworem wielka, pusta sala. W oczach kobiety zagościł strach.
- Pomyliłam się.
- A mianowicie co? - dopytywała Margaret, która pełna obaw wsiadła do taksówki.
- Nie drąż, tylko wsiadaj - pogonił ja James i zajął miejsce koło kierowcy.
Chwilę potem jechali już w wybranym przez Sherry kierunku. Napięcie było wręcz namacalne, ale pani detektyw miała uśmiech na twarzy, kochała ten pośpiech, tą akcje, adrenalinę krążącą razem z krwią w żyłach. Najbardziej zagubiony w tym wszystkim był kierowca, bo nie za bardzo wiedział, co myśleć, gdy w jego taksówce siedziało troje ludzi, każde ubrane jak na inną okazję i rozprawiało żywo o pośpiechu. Na szczęście pozbył się wkrótce dziwnych pasażerów i mógł odjechać z lżejszym sercem w swoją stronę. Natomiast Sherry wystrzeliła biegiem przed siebie, by po chwili zniknąć za drzwiami jakiegoś budynku. Po drodze nie omieszkała wpaść na kobietę zeń wychodzącą i odebrać jej legitymację, która umożliwiała dostanie się do środka. Pędząc przed siebie nie zauważyła nawet, że nikt nie próbuje jej zatrzymać, czy skontrolować. Tak też dotarła do wielkich drzwi, które pchnęła zamaszyście. Przed nią stanęła otworem wielka, pusta sala. W oczach kobiety zagościł strach.
- Pomyliłam się.
----------------------------------------------------------
No i jest kolejny rozdział, ale za to jak mało komentarzy pod poprzednim!
Czemu tylko jeden? Dlaczego mi to robicie?
Ktoś oprócz Sekrtetnej jeszcze mnie czyta?
Przepraszam za błędy i ciekawa jestem reakcji.
Pytasz czy ktoś oprócz Sekretnej czyta twoje op. Otóż powiem ci że owszem, czyta, tylko się nie wychyla... ;P I ma nadzieję, że wybaczysz.. :)
OdpowiedzUsuńMiałam cię o to zapytać już wcześniej, ale jakoś nie wyszło. A mianowicie: czy ty aby nie masz kontaktu z Moffatem albo Gatissem??? o_O
Jak bym miała, to bym się o dychę założyła, że masz! :D
Przemilczę fakt, że zakończeniem, to ty mnie dobiłaś. Ja tu czekam na koniec sprawy, wiadomo co i jak, a tu bum, Zuzajs postanowiła sobie w kulki polecieć... :)
Na koniec chciałam tylko powiedzieć, że ja tu zaglądam i czytam każdy rozdział jak tylko się pojawi, tylko jakoś z komentarzami mi się nie układa... To zdecydowanie burzliwy związek.. Jakby powiedział Fb "To skomplikowane"... :D
Pozdrawiam
Gaja.
Wybaczę, bo miło wiedzieć, że ktoś jednak to czyta. Mi bardzo zależy na komentarzach, bo jedynie z nich wiem, co robię dobrze lub ( choć to najczęściej zostaje przemilczane xD ) źle. To moje jedynie odbicie do dalszego pisania, mam nadzieję, że rozumiesz.
UsuńI dziękuje, że czytasz. O joj, nie mam kontaktu z żadnym z tych geniuszy, ale miło słyszeć, że tak to wygląda x3
Raz jeszcze dziękuję za komentarz ^^
znowu z opóźnieniem, jednak dotarłam i do ciebie :*
OdpowiedzUsuńNie wiem, ile razy już to pisałam, ale świetnie potrafisz zaskakiwać. w sumie wyobraziłam sobie siedzącą przy stole rodzinkę trupów z twarzami utkwionymi w talerzach i bynajmniej nie było to przyjemne wyobrażenie...trochę przerażające :P A Sherry od razu to rozgryzła, tylko szkoda, że Pistone na tym ucierpiał. Może i pani detektyw nie darzy go większym uczuciem, ale widać, że jest dla niej kimś w rodzaju dobrego kumpla i zabolało ją to, że ucierpiał. I czy się mylę, czy nasza wszystkowiedzące Sherry nie jest ostatnio w formie? No bo czytam ostatnie zdanie i nie mogę uwierzyć, bo ona się przecież nigdy nie myli...Coś czuję, że to się skończy czyjąś śmiercią...a oby nie czymś gorszym...uciekam i czekam na następny :*