środa, 16 lipca 2014

Zapominajka (IV)

John Joseph William Moore. Człowiek o stu twarzach, a każda jest kłamstwem. Nikt nie zna jego prawdziwego ja. Nawet rodzice uważają go za kogoś zgoła innego, niż jest w rzeczywistości. Jednak istnieje jedna kobieta, która zna go lepiej niż wszyscy inni ludzie razem wzięci. Poznała go lepiej niż kiedykolwiek chciała. On stał się nieodłączną częścią jej życia, a ona jego. I choć pałają do siebie największą z możliwych nienawiści, to łączy ich pewna dziwna więź. Są na równym sobie poziomie inteligencji i to właśnie pociąga ich ku sobie nawzajem. On nawet odważył się wysunąć stwierdzenie, że ona jest jedyną kobietą, którą kocha. Szkoda, że nigdy nie było szansy na coś więcej. Dlaczego? Bo John jest psychopatą, któremu zależy na rozrywce i rozlewie krwi. Do tego wszystkiego ma odpowiednie znajomości i nigdy nie trafił za kratki na dłużej. Natomiast ona... No cóż. To Sherry White.

*

Holmes stał w kolejce do kasy fiskalnej. Przed nim było około dziesięciu osób z wózkami wypchanymi do pełna. Mężczyzna nerwowo przestępował z nogi na nogę. Nie lubił spędzać całych godzin w marketach. Tym bardziej, że sztuczne uśmiechy sprzedawczyń działały mu na nerwy. W tym czasie Sherry plątała się między działami. Szukała papieru prezentowego. Święta już za pasem, a ona nie ma w co zapakować podarunków. Do tego jeszcze kilka rzeczy na dzisiejszą kolację. Spotkała się z Jamesem tuż przed kasą.
- A ty co? - zaczął zadziornie mężczyzna - Nie chce się w kolejce stać? - uniósł brew.
Kobieta tylko wytknęła do niego język i pomogła mu wypakować zawartość wspólnego wózka.
- Ty tylko stałeś przy kasie. Więc nie narzekaj. Ja musiałam biegać i szukać wszystkich potrzebnych rzeczy.
- Masz ci los. Kobiety.
- Coś z nami nie tak? - Sherry posłała swojemu przyjacielowi szeroki uśmiech.
Ten tylko prychnął rozbawiony jej reakcją. Wkrótce udało im się opuścić sklep. Na zewnątrz przywitał ich gęsto sypiąc śnieg.
- Kocham zimę - rozradowała się kobieta - I święta! Ach! Już niebawem święta!
- Czym się tu ekscytować - James wzruszył ramionami i zatrzymał taksówkę - To tylko powód by mieć wolne - dodał, pomagając kierowcy zapakować wszystkie zakupy.
- Głupi jesteś - podsumowała White i zajęła miejsce w pojeździe.
Holmes zajął miejsce z przodu i zatrzasnął za sobą drzwi. Po chwili dołączył do nich taksówkarz.
- Baker Street 221B - poinformowali równo kierowcę.
Kobieta szeroko się uśmiechnęła i odpakowała paczkę cukierków, którą sprytnie zatrzymała przy sobie. Poczęstowała nimi panów i usadowiła się wygodnie w fotelu.
- Państwo są parą? - spytał kierowca.
Sherry tylko prychnęła, pozostawiając wyjaśnienia Jamesowi. Sama zajęła się dedukcją. Taksówka była na to świetnym miejscem. Wiele mówiła o swoim właścicielu.
- Nie. Tylko razem pracujemy - odparł poważnie Holmes i rzucił pani detektyw karcące spojrzenie.
- I mieszkacie - zauważył taksówkarz - Chyba, że wybieracie się na spotkanie służbowe z zakupami na Baker Street.
- Nie. Wynajmujemy mieszkanie na spółkę. Ale to jeszcze nic nie znaczy - obruszył się mężczyzna.
- Ja nic nie mówię. Tylko jak mężczyzna mieszka z kobietą...
- Mamy osobne pokoje - wciął mu się w pół zdania Holmes.
- Ale, zapewne, wspólną łazienkę....
Na tylnych siedzeniach, panna White nie mogła opanować szaleńczego śmiechu. Takie rozmowy bawiły ją niezmiernie, zwłaszcza dlatego, że James był strasznie drażliwy w tym temacie.
- Chyba że... - zaczął kierowca i spojrzał krzywo na Holmesa - Chyba że mężczyzna nie gustuje w kobietach - zauważył ze zgrozą.
Załamany James opuścił głowę i schował ją w dłoniach. Natomiast Sherry już nawet nie próbowała tłumić swojego rozbawienia i turlała się po tylnych siedzeniach.

*

Mieszkanie z numerem 221B już od dwóch dni było wystrojone na święta. Sherry podchodziła do tego bardzo emocjonalnie. Rozwieszała lampki, robiła łańcuchy i wiele innych rzeczy. Holmes tylko wzruszał ramionami widząc jej radość. Jednak tego wieczoru pani detektyw zajmowała się czymś zgoła innym. Kolacją. Miała ją odwiedzić stara znajoma, która niedawno przeprowadziła się do Londynu. Ktoś spostrzegawczy spytałby, dlaczego panna White wszystkich znajomych ma z policji. Nie uzyskałby pewnie konkretnej odpowiedzi. Jednak ta znajoma nie była normalną policjantką. Była lekarzem, pracowała przy sekcji zwłok i ocenianiu przyczyn zgonu. Niedawno zabiegała o posadę w Scotland Yardzie i ku radości rodziny - udało jej się. Sherry cieszyła się nie mniej i z tego właśnie powodu zaprosiła Margaret Rainey. 
Wtem na schodach dało się słyszeć kroki. Pani Collins otworzyła drzwi i z dziwnym przerażeniem odszukała wzrokiem Sherry.
- Masz gościa kochaniutka. Nie słyszałaś dzwonka?
- Denerwował mnie, więc go... - tu się zarumieniła - wrzuciłam za kanapę. 
Mina pani Collins raptownie się zmieniła. Z przerażonej na taką, która wyraża największą dezaprobatę. Już i tak była zła za wymalowanie na tapecie żółtej buzi, a teraz jeszcze zniszczenie dzwonka. chyba na zbyt wiele tej dziewczynie pozwala.
- Ale już dobrze. Niech Margaret wejdzie - Sherry spróbowała rozładować napięcie. 
- Margaret? - powtórzyła pytająco starsza kobieta.
Sherry spojrzała w drzwi nic nie rozumiejąc. Jednak szybko wszystko się wyjaśniło, bo po chwili za panią Collins stanął mężczyzna w mundurze. Policyjnym mundurze. Panna White skrzywiła się lekko, a James wstał z kanapy by przywitać przybyłego.
- Witam, Pistone - uścisnął policjantowi dłoń.
- Witaj Holmes. Wybacz Sherry, że nie jestem tym kogo oczekujesz. Jednakże śmiem wysunąć teorię, że spotkasz ją jeśli ze mną pójdziesz.
- Boże.... Nie mów, że ją... - na twarzy kobiety odmalował się niesmak.
- Nie. Została wezwana do pierwszego badania. Dlatego nie mogła się z tobą spotkać.
W tej samej chwili w pomieszczeniu rozległ się dzwonek telefonu oznajmiający przyjście esemesa. White skrzywiła się raz jeszcze i przeczytała wiadomość.
- To od niej. Masz szczęście, że potwierdza twoją wersję H.... - zastanowiła się i nie mogąc przypomnieć sobie imienia policjanta, użyła jego nazwiska - Pistone. Mów i prowadź. Chodź może lepiej w odwrotnej kolejności.
*

Żółta taśma okalała ślepy zaułek. Na ulicy stało kilka radiowozów. Sherry i James bez przeszkód zostali dopuszczeni do miejsca zbrodni. Tylko jedna z policjantek skrzywiła się przepuszczając panią detektyw.
- To ta wariatka. Psychiczna - powiedziała do praktykanta stojącego obok niej.
- Ładna - zauważył młodzieniec nazwiskiem Edwards.
Policjantka Williams prychnęła pogardliwie i odwróciła się na pięcie. Inspektor Pistone rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie.
Dziewczyna o brunatnych włosach leżała na ziemi. Wokół niej ostrożnie chodzili policjanci z aparatami. Jakiś mężczyzna szukał dowodów rzeczowych i zabezpieczał je. Sherry odetchnęła głęboko i przymknęła oczy.
- Pistone! Zabierz ich! Jeśli ja, to nie oni.
Pracujący spojrzeli na nią, a potem na inspektora. Ten tylko machnął na nich ręką. Policjanci zabrali swój sprzęt i opuścili miejsce zbrodni.
- Dziękuje - wydukała ciężko pani detektyw.
James już stał nad zwłokami. Na rękach miał białe rękawiczki i krzywił się niezdarnie. Kompletnie nie wiedział, co zrobić z oczami.
Naga szesnastolatka leżała w środku zaułka na śniegu. Ręce i nogi miała rozłożone na boki. Jej brunatne włosy poplamione były krwią. W ustach miała zwiniętą szmatkę. Na całym ciele miała wycięte dziwne znaki. Obok jej głowy, zagłębione delikatnie w białym puchu, leżały końcówki uszu i kawałek odciętych ust. Sherry zmierzyła ją wzrokiem i zbliżyła się do ciała, uprzednio ubrawszy białe rękawiczki. Stąpała ostrożnie by nie wdepnąć w wielką plamę krwi.
- Najpierw została zgwałcona. Potem napastnik wyrył na jej ciele te fikuśne szlaczki - rozległ się kobiecy głos.
- Witaj Margaret - Sherry uśmiechnęła się pod nosem - Umarła przez wykrwawienie?
- Tak. A kim jest twój towarzysz? - krótkowłosa blondynka podeszła do Jamesa i uścisnęła jego dłoń.
- James Holmes - przedstawił się ten.
Margaret posłała mu przyjazne spojrzenie i zbliżyła się do pani detektyw. Stanęła za jej plecami i założyła ręce do tyłu. Już miała swoje pięć minut przy ciele.
- Masz coś Sherry? - zapytała.
- Niewiele. Morderca się postarał. Zabrał rzeczy, na których mogłyby być jakieś ślady. Odciski sprawdzą ludzie Pistone'a. Ja spróbuję rozgryźć te napisy - Sherry zrobiła zdjęcie dziwnym znakom na trupie - James poszuka jej rodziny, znajomych. Ktoś musi wiedzieć, gdzie się wybierała.
- Chyba uda mi się odciążyć Holmesa... - wtrącił się Henry.
James pokręcił głową, próbując dać znak, że to niekonieczne, jednak inspektor go uprzedził.
- Mamy świadka.
Wszystkie oczy podniosły się na Pistone'a. Sherry przemknęło przez myśl, że to idiota. Potem jednak podniosła się znad ciała i otrzepawszy się, czekała na wyjaśnienia.
- Nie patrzcie tak - obruszył się inspektor - To dziwna sprawa.
- Tyle zauważyłam - oświadczyła panna White - Chociażby odcięte końcówki uszu. Są szpiczaste. To mnie intryguje.
- Ale to jest dziwne pod innym względem - zaczął tłumaczyć Pistone - Zresztą sama zobaczysz.
Sherry wzruszyła ramionami i ruszyła ku wyjściu z zaułka. Zatrzymała się jeszcze na chwilę przy Margaret.
- Postaraj się kochaniutka. Przez tę sprawę zmarnowała się całkiem dobra kolacja - uśmiechnęła się do blondynki.
- Twoja kuchnia? - spytała ta - Chyba nie musimy rozpaczać.
Obie z Sherry zaśmiały się cicho, a James i Pistone wymienili nierozumiejące spojrzenia. Holmes  na koniec podsumował to wzruszeniem ramion i wszyscy ruszyli na posterunek, gdzie obecnie przebywał świadek.

*

Był to chłopak w wieku zamordowanej. Blondyn, długie włosy, niebieskie oczy i tępy wyraz twarzy. Nie wyglądał ani na przerażonego, ani na przejętego. Najwyraźniej nie potrafił zrozumieć, co właściwie robi wśród tych wszystkich policjantów. Pistone zabrał go z poczekalni i poprowadził do pokoju z lustrem weneckim, gdzie czekała już Sherry ze swoim asystentem. Natomiast Henry wraz z Margaret mieli czekać po drugiej stronie lustra. 
Chłopak przyglądał się uważnie parze detektywów.
- Kim jesteście? - spytał - I co ja tu robię?
- To ja zadaję pytania słonko - sprostowała szybko panna White - Jestem Sherry, a to James. Musimy z tobą porozmawiać. Po pierwsze... Jak się nazywasz?
- Mówiłem to co najmniej dziesięć razy. Andrew Sands - blondyn był wyraźnie podirytowany.
- Co robiłeś z... Jak ona się nazywała? - drugie pytanie kobieta skierowała do Jamesa.
- Lily Crane - podpowiedział ten.
- Byłem z nią na randce, czy to już zbrodnia? - ręce chłopaka niespokojnie pukały w blat stołu. 
- Nie. Ale zbrodnią jest zgwałcenie, zamordowanie, a wcześniej zniekształcenie jej ciała po przez wyrycie na nim masy tajemniczych znaków. Do tego obcięcie uszu i kawałka ust. Tak. TO jest zbrodnia. A ty byłeś przy tym obecny, a może nawet sam to zrobiłeś.
- Co? - wydukał Andrew - Lily nie żyje? - jego oddech niepokojąco przyśpieszył.
- Tak - odparła Sherry - A ty przy tym byłeś... - dodała niepewnie.
- Nie prawda - blondyn pokręcił głową - Ja byłem z nią żywą...
- Znaleziono cię stojącego nad jej ciałem Andrew - wtrącił się Holmes - Byłeś tam. Widziałeś ciało - jego głos był spokojny i stanowczy.
Chłopak tylko kręcił w przerażeniu głową. Jakby dopiero dowiedział się o śmierci dziewczyny. Pani detektyw w to nie wątpiła. Reakcja była całkowicie naturalna. Dlatego też zdumiewająca.

*

- Jak to możliwe, że nic nie wiedział? - Sherry prawie krzyczała, ale nie była zła, lecz podekscytowana.
- Gdy zabieraliśmy go z miejsca zdawał się nieobecny. Na posterunku ponoć pytali go co robił z panienką Crane, a on odpowiedział, że byli na randce. Ponoć o nią wypytywał, jakby myślał, że ta nadal żyje - wyjaśnił Pistone. 
Siedzieli w głównym gabinecie Henrego w Scotland Yardzie. Chłopak miał przybyć tu i zostać na jakiś czas pod okiem policji. Margaret im nie towarzyszyła, bo chcąc odwiedzić Sherry następnego dnia na Baker Street, musiała wcześniej zająć się pracą. 
- Dobrze - podsumowała panna White - Trzeba ustalić czym są te dziwne ślady, dlaczego chłopak nic nie pamięta i powinniśmy znaleźć sprawcę.
- To nie będzie łatwe - zaczął Pistone.
- Dlatego to ja i James się tym zajmiemy, a nie twoi ludzie - Sherry uśmiechnęła się szeroko i ruszyła ku wyjściu.
Holmes jeszcze uścisnął dłoń inspektora i ruszył za nią. Kobieta szybko dotarła do wyjścia z budynku i zatrzymała taksówkę. Weszła do niej i zatrzasnęła drzwi. James nie zdołał dotrzeć do samochodu, nim ten ruszył. Został przed Scotland Yardem sam, w nocy i bez taksówki na horyzoncie. 
- Świetnie - podsumował i ruszył chodnikiem.
Miał przed sobą wcale przyjemny kawałek drogi. Mógł mieć tylko nadzieję, że pogodynka się myliła i jednak nie dopadną go opady śniegu. Za to miał sporo czasu by przemyśleć sprawę szesnastolatki. Jeszcze nigdy nie spotkał się z czymś podobnym.

*

Pani Collins siedziała z mężem w kuchni, pili herbatę. Było już dość późno, ale im ta pora nie przeszkadzała. Żadne z nich nie mogło spać, czego powodem był hałas robiony pod numerem 221B. Czasami małżeństwo żałowało, że wynajęli to właśnie mieszkanie pannie White. Że wynajęli jej jakiekolwiek mieszkanie. Wtem rozległo się pukanie do głównych drzwi i do holu wkroczył przemoczony James z białym puchem na ramionach. Uchylone drzwi kuchni pozwoliły małżeństwu ustalić to natychmiast. Pani Collins zerwała się z miejsca i podeszła do mężczyzny.
- Co ci się stało? - spytała przerażona - Czemu nie przyjechałeś z Sherry?
- Sam ją zaraz o to spytam - Holmes uśmiechnął się sztucznie i ucałował właścicielkę w czoło - Dobranoc - dodał i ziewnął.
Teraz schody wydały mu się niemiłosiernie długie, a hałas dochodzący z góry straszliwie głośny. Przedzierał się do 221B, a powieki ciążyły mu z każdym krokiem coraz bardziej. Ale w końcu dotarł do celu. Zamaszyście otworzył drzwi i stanął w nich z krzywą miną.
- Sherry bądź ciszej. Państwo Collins nie mogą spać, a i ja udaję się do sypialni. Jutro się z tobą rozliczę w kwestii taksówki. 
- Nie mogłam cię zabrać - odpowiedziała kobieta i rzuciła za siebie książkę, którą właśnie miała w rękach - Potrzebowałam ciszy i samotności. Zresztą to okazało się przydatne. Znalazłam coś w moim domku - popukała się w bok głowy.
- CO? Jakim domku? - Holmes zmarszczył brwi.
- Technika pamięciowa. Opowiem ci... 
- Ale jutro - przerwał jej James - Idę spać - oświadczył i ruszył ku swojej sypialni.
Panna White wzruszyła tylko ramionami i sięgnęła po kolejną książkę, która po chwili także wylądowała na podłodze.
- Szkoda, że nie pamiętam w której to było - westchnęła i przekrzywiła głowę.
Jej zmęczenie nie zmogło. Zresztą rzadko ją dopadało. Tak jak i głód. Jadła jak nadarzała się okazja taka, jaką miała być kolacja z Margaret. Codzienne posiłki nie były jej potrzebne. Wystarczyło zjeść coś raz na jakiś czas, najlepiej gdy nie ma żadnej sprawy do rozwiązania. Trawienie spowalnia umysł i tyle. Może państwo Collins, a nawet James nie potrafili tego zrozumieć, ale ona i tak wierzyła w swoje. 
- Zostało jeszcze pięć półek i koniec. Na pewno to znajdę - wymamrotała pod nosem.

*

Holmes miał zamiar wybrać się do kuchni by zrobić sobie śniadanie, ale najpierw należało przemierzyć pokój dzienny. To właśnie sprawiło, że nie dotarł do celu. Konkretnie przyczyniła się do tego pani detektyw, która zasnęła na fotelu tuląc do piersi książkę. James stanął nad nią i zaśmiał się.
- Wstawaj - krzyknął i potrząsnął jej ramieniem.
Kobieta od razu się zerwała. Przy okazji wykonała ruch obronny, a Holmes dostał mocno w nos. Jęknął, a panna White prychnęła rozbawiona. Książka, którą tuliła wylądowała na ziemi.
- Mnie się budzi subtelniej - usprawiedliwiła się.
- Subtelniej... Subtelnie to mi przywaliłaś w nos - obruszył się mężczyzna - Czemu zasnęłaś w fotelu.
Na twarzy Sherry odmalował się entuzjazm. Odszukała wzrokiem wolumin, który upuściła i pochwyciła go w dłonie.
- Bo szukałam tego - pokazała książkę asystentowi.
- "Władca Pierścieni"? - odczytał Holmes nic nie rozumiejąc.
- Chodzi o znaki na ciele dziewczyny. Wymyślił je Tolkien. To język elfów. To jest załącznik - otworzyła odpowiednią stronę i pokazała Jamesowi litery.
- To rzeczywiście to. Ale czemu zasnęłaś tu? - ten nadal nic nie rozumiał.
- Mój domek myślowy. Ta technika pamięciowa. Wybierasz miejsce na mapie, nie musi być prawdziwe i zbierasz tam wspomnienia. Jeśli umiesz tam wrócić, to nigdy nic nie zapomnisz. Nauczę tego moje dzieci. Dzięki temu sposobowi łatwiej im będzie w szkole - zachichotała.
- No dobrze ale... - wtrącił się James.
- Znalazłam litery w moim domku myśli. Zdołałam przypomnieć sobie, że widziałam je w jednej z książek, które mam w domu. Nie wiedziałam tylko w której. Nikomu ich nie pożyczam, więc musiała tu być. Wczoraj jej szukałam. Do późna. Gdy znalazłam, usiadłam w fotelu i odszukałam alfabetu elfów. Musiałam wtedy zasnąć - wytłumaczyła.
- Dziwna jesteś - oznajmił Holmes i ruszył do kuchni na śniadanie.
Sherry natomiast odłożyła książkę obok komputera i poszła się wykąpać. Zrobiła to jak najszybciej mogła, byle tylko dalej myśleć nad sprawą. 
- Mam zdjęcia tych napisów na ciele - krzyknęła z łazienki - Teraz trzeba tylko je odszyfrować!
Po niecałym kwadransie wyszła z ręcznikiem na głowie. Nim jednak dopadła książkę i zdjęcia, rozległ się dzwonek telefonu. Pani detektyw odszukała urządzenie i odebrała.
- Co jest Margaret? 
- Nic. Chciałam tylko ci coś zaproponować - rozległo się po drugiej stronie.
- Mów.
- Może wybierzemy się na te pokazy, co są jutro organizowane? Iluzjoniści, hipnotyzerzy, magicy i inni cudacy.
Sherry wywróciła oczyma. Za każdym razem rozgryzała każdego z iluzjonistów, czy innych świrów. Nie dawała odciągnąć swojej uwagi i zauważała oszustwo. 
- Możemy - odparła jednak, bo wiedziała jak Margaret uwielbia podobne imprezy.
Chwilę potem się rozłączyła i już mniej radosna przysiadła do odszyfrowywania tajemniczych znaków. W tym czasie Holmes wrócił z kuchni i przysiadł się do niej. 

*

Holmes starał się nadążyć za Sherry, która cała w skowronkach przemierzała zaśnieżone ulice Londynu. Nie potrafił zrozumieć jej entuzjazmu, tak jak nie potrafił zrozumieć treści napisów na ciele zamordowanej. Jednak niewiele mógł poradzić w obu sprawach. Jedyne co mu pozostało, to cicha nadzieja, że pani detektyw zdradzi mu cokolwiek. Natomiast na to szanse były niewielkie.
- Gdzie idziemy? - spytał wreszcie.
- Na frytki. Muszę pomyśleć - poinformowała.
- Ach... - James wolno kiwnął głową - Znaczy... CO? - dodał, gdy jej słowa do niego dotarły - Minęliśmy z pięć restauracji.
- Ja mam jedną upatrzoną - poinformowała - O! To już za rogiem - uśmiechnęła się i podbiegła truchtem do zakrętu.
Jej przyjaciela było stać jedynie na ironiczne pokręcenie głową. Na pannę White wpadł dopiero w drzwiach owej restauracji. Ta tylko do niego mrugnęła i weszła do środka. James zdobył się jeszcze na wzruszenie ramionami i wszedł za nią. Kobieta zajęła stolik tuż przy oknie wychodzącym na ulice.
- Teorie Holmes? - spytała, gdy tylko zajęła miejsce.
Spytany zdążył już chwycić kartę dań i brnął przez kolejne linijki. Nie miał ochoty przyznawać się, że u niego krucho z pomysłami w tym temacie.
- Co najmniej dziesięć - odparł wymijająco - Mam opisać wszystkie dokładnie? - uniósł wzrok znad menu.
Sherry nawet palcem nie tknęła karty dań, tylko wpatrywała się w ulicę za oknem. Prychnęła rozbawiona słysząc odpowiedź asystenta.
- Kłamczuch - podsumowała, wydymając usta.
Holmes nie zdążył jej odburknąć, bo koło ich stolika zjawiła się kelnerka w króciutkiej spódnicy i spytała o zamówienie. Panna White poprosiła o frytki, a jej towarzysz złożył dłuższe zamówienie.
- Czemu... sądzisz, że kłamię? - spytał wreszcie James, marszcząc brwi.
- Och Jamie...  Ty głuptasie - rzekła odchylając głowę do tyłu.
Zaraz potem odezwał się jej telefon. Z uśmiechem sięgnęła do torebki i odebrała. Przez chwilę potakiwała i kiwała głową. Następnie bez większych ceregieli się rozłączyła.
- Pistone. Kolejne morderstwo. Podobne - przekazała słowem wyjaśnienia.
Wtedy zaczęła się zbierać, a gdy kelnerka przyniosła ich zamówienie, była gotowa wychodzić. W rękę wzięła swoje frytki i opuściła stolik.
- Czekaj! - krzyknął za nią Holmes - Gdzie idziesz?
- To chyba oczywiste - odparła ze słodkim uśmiechem.
- W sumie racja. Nowe morderstwo - przytaknął jej asystent - Ale co ze mną? Chciałem zjeść.
- Nie nowe, tylko kolejne. A ty jedz szybko, bo jak tam - wskazała drzwi po przeciwnej stronie ulicy - zaczną schodzić się ludzie, to ty musisz tam być. Znalazłam coś w internecie. Bo podpadło mi to dziwne zamiłowanie naszego mordercy do elfów. Stowarzyszenie do którego należała Crane.
Po tych słowach wyszła. Zostawiając Holmesa ze znakiem zapytania w głowie i rachunkiem do zapłacenia. Ten westchnął i zabrał się za jedzenie.

*

- Gdzie James?
- Och Pistone. Mogłeś zadać tyle ważnych pytań, a zadałeś najbardziej... Nie ważne - rzekła Sherry.
- Bo pomyślałem... - zaczął inspektor, ale nie skończył.
- Już ja wiem, co pomyślałeś. Choć po pół roku nieodbierania zaproszeń na kolację, myślałam że w końcu zrozumiesz. Ale, ale. Mamy morderce do złapania - zatarła ręce.
Tym razem sprawa miała się podobnie. Dwudziestoletnia brunetka leżała na klatce schodowej. W ręce miała siatkę z zakupami, które rozsypały się już częściowo po schodach. Była naga, a jej kończyny zostały rozrzucone na boki. Na całym ciele miała wyryte zdania w języku elfów wymyślonym przez Tolkiena. Brunatne włosy miała krótko ścięte. Obok ciała leżały końcówki uszu i kawałek ust. 
- Margaret mówi, że i tym razem została zgwałcona, a zmarła przez wykrwawienie - poinformował Pistone. 
- Tak jak przypuszczałam - wymamrotała kobieta - A to...? - jej wzrok padł na kawałek kartki w dłoni zabitej.
Wsunęła na ręce białe rękawiczki i podniosła papierek. Był to w istocie tylko róg większej kartki, cały niebieski z fragmentem złotej litery, która po tak marnym elemencie była nie do rozszyfrowania. Sherry schowała papierek do plastikowego woreczka, a potem do kieszeni płaszcza, tak by inspektor nic nie zauważył.
- Zapomniałabym - powiedziała wstając od trupa - Rozszyfrowałam napisy z ciała tamtej.
- Napisy? - upewnił się Pistone.
Kobieta kiwnęła głową i podeszła do niego. Wygrzebała z torebki zdjęcia, po których niezdarnie bazgrała wcześniej długopisem.
- Mam nadzieję, że rozczytasz - uśmiechnęła się.
- Pradawne rasy przetrwały, choć natura chciała inaczej. Trzeba zwrócić elfy matce ziemi, by ta nie pochłonęła nas. Zaś zamroczony umysł oczyścić może pstryknięcie. Co to za bzdury? - inspektor zmarszczył brwi.
- Myślę, że to psychopata. A pstryknięcie może dotyczyć chłopaka. Choć nie wiem, co by to miało dokładnie znaczyć - już miała ruszyć ku wyjściu - A Pistone... Dasz mi dostęp do jej komputera, czy znów będę musiała łamać te bezsensowne kody? - spytała.
- Więc to ty... Całe szczęście - uśmiechnął się krzywo - Dam ci dostęp. Będzie mniej tłumaczenia - westchnął ciężko.
- Jeszcze jedno. Zrób zdjęcia napisom i mi prześlij. Muszę i to rozszyfrować - mrugnęła jeszcze na do widzenia. 

*

Jamesa zastała na Baker Street. Siedział zadumany w jednym z foteli i palił papierosa. Stojąc w progu uśmiechnęła się i chwilę patrzyła. Ten niepozorny były policjant szybko zdobył jej zaufanie. Jak nie coś więcej.
- Mnie pouczasz bym rzuciła, a sam dymisz tu papierosami - przywitała go.
- Sherry... I jak? Coś konkretnego? Ja mogę powiedzieć tylko tyle, że pani, którą oglądałaś nazywa się najpewniej Elizabeth Curwood.
- Też należała do stowarzyszenia? - panna White uniosła jedną brew.
- Tak. I była nieobecna. Wszystkie mają dziwaczne uszy - dodał - Mają się za elfki - pokręcił palcem w pobliżu głowy.
- On jest gorzej świrnięty. Chce wybić "pradawną rasę". Znalazłam tylko kawałek papieru. Zamordowana identycznie. Wiemy tylko tyle, co po pierwszym. Mężczyzna. Około trzydziestki. Świr. Kazałam inspektorowi sprawdzić zbiegów z psychiatryków. No i ma zobaczyć co z tym pstrykaniem. 
- Może hipnoza... - wysunął James - Albo inne dziwactwo.
- To wcale nie jest głupie - powiedziała Sherry i zasępiła się - Muszę zadzwonić do Margaret - orzekła i ruszyła ku swojej sypialni. Holmes tylko machnął na nią ręką.
- Takie to uroki bycia asystentem - wymamrotał. 

*

Następny dzień zapowiadał się ciekawie. Mimo planów wiążących się z pokazami iluzji, nawet panna White była zadowolona. James też uśmiechał się pod nosem, bo wyjątkowo wiedział o co chodzi. Choć sam fakt organizowania podobnych imprez tuż przed świętami wydawał mu się niedorzeczny.
- Jesteście wreszcie! - tymi słowami powitała ich Margaret stojąca na końcu ulicy, gdzie zaczynał się wielki plac.
Tego dnia był zastawiony namiotami i masą małych straganów. Między nimi przechadzali się ludzie w kolorowych szatach i wielgachnych czapkach. Oprócz nich byli tam też zwyczajni przechodnie i widzowie.
- Mam już dla was bilety - dodała krótkowłosa blondynka i podała im podłużne karteczki.
Sherry przyjrzała się swojej uważnie, a na jej usta wpłynął szeroki uśmiech. Teraz perspektywa błądzenia wśród namiotów wydawała się mieć sens.
- Śnieg sypie, a my wybieramy się na pokazy czarnoksięstwa. Cudnie - zaśmiał się James.
Pani detektyw pacnęła go tylko w ramię i ruszyła z Margaret pod ramię. Mężczyzna podążał w ślad za nimi.
- Oglądałaś już drugiego trupa? - zagadnęła White do blondynki.
- Proszę Sherry... Nie mówmy o pracy.
Tamta tylko wzruszyła ramionami i kopnęła jedną z zamarzniętych grud śniegu.
- Czeka nas długi dzień - podsumowała.
Holmes jeszcze popukał ją w ramię i nachylił się do jej ucha.
- Czego szukamy? - spytał.
- Oh James - powiedziała głośno, a potem nachyliła się do jego ucha - Elfiego amatora - szepnęła, mrużąc zmysłowo oczy.
Odchyliła się od niego i szybko pocałowała w policzek. Potem mrugnęła i zagarnęła włosy za ucho. James dopiero wtedy uświadomił sobie, że coś się w niej zmieniło. Mianowicie, właśnie uszy. Miały szpiczaste zakończenie. Mężczyzna zasępił się, próbując ustalić jakim cudem udało jej się to zrobić, a na koniec postanowił o tym pamiętać i spytać przy okazji.
- Może na początek pokazy nożowników? - zaproponowała Sherry.
- Nożowników? - Margaret zastanawiała się tylko chwilę - Czemu nie.
Teraz Holmes poczuł się kompletnie zdezorientowany, jednakże w dalszym ciągu nic nie mówił. Pokręcił tylko głową i zajął się uważnym obserwowaniem.

*

Sherry znalazła swój cel dopiero po dwóch godzinach. Nie łatwo jej było namówić Margaret na kilka jeszcze pokazów nożownictwa. Jednak teraz już nie musiała. Nic więc dziwnego, że gdy krótkowłosa blondynka zaproponowała obejrzenie hipnotyzera, pani detektyw kazała jej zabrać Holmesa i iść. 
- Nie zostawię cię - obruszył się James.
Margaret udała, że nie słyszała tej uwagi posłanej w kierunku Sherry i wyciągnęła Holmesa z namiotu. Panna White została na swoim miejscu z zadziornym uśmiechem. Jej wzrok padł na jednego z nożowników, który właśnie kończył pokaz. Jego postawa i sposób wysławiania się świadczyły o tym, iż służył kiedyś w wojsku. Kobieta ruszyła za nim, gdy opuścił namiot. Nie kryła się z tym, że podażą za nim, dlatego też mężczyzna zatrzymał się wkrótce i spojrzał na nią. 
- Czemu pani za mną idzie? - uśmiechnął się do niej.
- Pomyślałam, że takiemu przystojnemu mężczyźnie milej będzie posilić się w towarzystwie - odgarnęła włosy za ucho.
W oczach mężczyzny pojawił się dziwny błysk. 
- Naturalnie - odrzekł i skinieniem pokazał jej by szła obok niego.
- Ma pan prawdziwy talent - rzekła - Rzucać bagnetem - zachwyciła się.
- Koneserka broni? - zaśmiał się - Owszem. Rzucam bagnetem. To wdzięczna broń. Czy ja panią skądś znam?
- Nie jestem pewna, ale zdaje mi się, że widziałam pana na... - zaczęła bawić się szpiczastym czubkiem ucha.
- Spotkaniu stowarzyszenia "Ja elf"? - spytał mrużąc oczy.
Kiwnęła niepewnie głową. Wiele zaryzykowała tą sugestią.
- Aż dziw, że przeoczyłem taką ślicznotkę - mrugnął do niej i chwyciwszy delikatnie jej dłoń, ucałował ją.
Sherry drugą ręką zasłoniła usta i nos w geście zawstydzenia. Potem pozwoliła poprowadzić się nieznajomemu.
- Niebawem mam kolejne pokazy - powiedział ten po drodze - Musimy szybko... jeść - uśmiechnął się szeroko.
- Jakie pokazy? - zainteresowała się panna White - Kolejne nożownictwa?
- Nie. Hipnozy - wyjaśnił tamten - Mam wiele talentów - skłonił się delikatnie w jej stronę.
- Wierzę - kobieta uśmiechnęła się tryumfalnie.

*

Holmesa szybko znudziły pokazy hipnozy. Równie prędko zaczął martwić się nieobecnością pani detektyw. Margaret zdawała się zawiedziona jego postawą, ale zgodziła się wcześniej opuścić namiot, w którym obecnie przebywali.
- To Sherry, o co ty się martwisz? - jęknęła krótkowłosa blondynka.
- Bo zawsze, gdy ją tracę z oczu, ona naraża życie - odparł James.
Na zewnątrz powitał ich zimny wiatr. Margaret lepiej opatuliła się kurtką i posłusznie ruszyła za mężczyzną. Ten na sam początek zajrzał do namiotu, w którym zostawili pannę White. Tak jak się spodziewał, nie zastali tam kobiety. Holmes rozmasował skronie i pociągnął blondynkę na zewnątrz za sobą.
- Zadzwonię do niej - powiedział.
- Rób co chcesz - westchnęła tamta.
- Nie odpowiada - warknął poddenerwowany po chwili i schował komórkę.
Przeklął i kopnął w najbliższą zaspę. Potem rozejrzał się nerwowo wokół. Jego ręce powędrowały na głowę.
- Tam jest - odezwała się Margaret.
Holmes uspokoił się w jednej chwili i powędrował za ręką blondynki. Rzeczywiście zobaczył pannę White. Szła pod ramię z jakimś mężczyzną, a jej nogi wykręcały się na boki.
- Jest pijana? - rzekła zszokowana Margaret, ale James jej nie wysłuchał.
Już szedł za nimi. Starał się być niezauważony, ale gdy zaczęli znikać w tłumie nie miał wyjścia i przyśpieszył. Serce waliło mu jak oszalałe. Zobaczył jak towarzyszący Sherry mężczyzna zaciąga ją za jakieś drzwi. Po chwili sam przekroczył ich próg. Znalazł się w ciemnym pomieszczeniu, gdzie słyszał tylko swój oddech. Poczuł jeszcze tylko piekielny ból i osunął się na ziemię.

*

Sherry śmiała się cały czas. Alkohol zaproponowany przez mężczyznę źle na nią wpłynął. Choć może to nie tylko to. Nie protestowała ani przez chwilę, nawet gdy związał jej ręce.
- Zaraz wracam. Zajmę się tylko twoim koleżką elfico - zarechotał. 
Zostawił ją pod ścianą i ruszył w ciemność. Wtedy pani detektyw przestała się śmiać, przełknęła ślinę i zaczęła kręcić nadgarstkami. Udało jej się nawet sięgnąć do kieszeni, z której wydobyła scyzoryk. Mimo że niemiłosiernie kręciło jej się w głowie, to zdołała przeciąć liny. Wstała chwiejnie na nogi i wytężyła wzrok. Było niesłychanie ciemno. Rozstawiła szeroko ręce i ruszyła zataczając się na boki. 
- Nigdy więcej - jęknęła, przypominając sobie trunek, który dostała od swojego niedoszłego mordercy. 
Niezbyt orientowała się gdzie jest, ale nie przejmowało ją to zbytnio. Sięgnęła do kieszeni po telefon. Światło bijące z ekranu na chwilę ją oślepiło. Zdołała jednak wybrać numer do inspektora. Kilka sygnałów i Pistone odebrał.
- Mam tego morderce elfów - szepnęła, mimowolnie mrużąc oczy i zataczając się na ścianę - Weź tym razem przyjedź szybko, bo ja jestem pijana, a on ma Jamesa - poprosiła - Jesteśmy na tym festiwalu w jakimś ciemnym budynku - dodała i rozłączyła się.
Jej umysł był otumaniony przez alkohol na tyle, że nie zdała sobie sprawy z nieprzydatności podanych informacji. Nieświadoma tego ruszyła dalej, aż trafiła na drzwi. Zanim je otworzyła, poświeciła telefonem wokół siebie. Nie znalazła nic, co by mogło jej się przydać w starciu z mężczyzną. 
- To zagramy pijaną i głupią - wzruszyła ramionami i pchnęła drzwi. 
Światło w pomieszczeniu ją oślepiło. Przysłoniła oczy ręką i jęknęła. Gdy była zdolna coś zobaczyć, hipnotyzer-nożownik już trzymał ją za ramię.
- Jesteś w sam czas - rzekł - Ciekawe jak żeś się wydostała.
Sherry tylko rozłożyła ramiona na boki i zrobiła tępą minę. 
- Musimy się pośpieszyć. Niebawem mam pokaz - powiedział poważnie - Twój znajomy już jest zahipnotyzowany. Kochaś ci nie pomoże - wyszczerzył się.
- On nie kochaś - zaprzeczyła kobieta i zaśmiała się.
- Nie? Trudno. 
Dopiero wtedy zlokalizowała Holmesa. Stał pod ścianą z obitą twarzą. Wydawał się nie zdawać sobie sprawy z tego, że ma rozcięta głowę i że z nosa cieknie mu krew. Panna White musiała się mocno zawziąć w sobie, by nie ruszyć mu na pomoc. 

*

- Jesteś idiotką?! Mógł cię zabić! - Pistone nie potrafił powściągnąć emocji.
Wszyscy - Sherry, James i Margaret, a nawet niedoszły zabójca pani detektyw, znajdowali się na komisariacie.
- Nie dramatyzuj - bąknęła White - Żyje. Co z Jamesem? - spytała przeczesując włosy ręką.
- Reaguje tak, jak tamten chłopak od pierwszej ofiary.
Sherry skrzywiła się niesmacznie i pogroziła palcem mordercy dwóch kobiet. Potem sięgnęła do swoich uszu i ściągnęła z nich doczepiane, gumowe, szpiczaste czubki. Amator elfic oburzył się i spróbował wyrwać ochroniarzom. Nie udało mu się.
- Sherry - inspektor odezwał się do kobiety spokojniej - Nie rób tego więcej. On już prawie cię rozebrał.
- Nie udawaj - ta wystawiła do niego język - Cieszysz się, że zobaczyłeś mnie w bieliźnie - zaśmiała się w głos.
Pistone zamknął oczy, dotknął swoich skroni i odetchnął głęboko. W głębi ducha zgadzał się ze słowami kobiety.
- Mów - nakazał po chwili.
- Wcięcia na ciałach były zrobione bagnetem. Skrawek papieru, który znalazłam przy drugiej ofierze był fragmentem biletu na występy. Szukał elfich dziewczyn. Chodził na spotkania jakiegoś zgromadzenia, gdzie one chodziły. Na stronie internetowej tego właśnie zgromadzenia zdobył adresy. Do tego to, że świadek nic nie pamięta. Hipnoza. Więc szukałam bagnetu i hipnotyzera. Pomyślałam, że nożownik może mieć bagnet - zakończyła wzruszeniem ramion - Psychopata. Z zagranicy. Już sprawdziłam.
- Ja sprawdziłem - sprostował Pistone.
- Ty - potwierdziła i kiwnęła głową.
- Dobrze, że zabraliście ze sobą Margaret, bo byłabyś trupem - dodał inspektor, a widząc spojrzenie Sherry, kontynuował - Nie wytłumaczyłaś gdzie jesteście, a ona widziała, gdzieście wleźli. A! I jeszcze jedno. Ponoć nasz szanowny morderca ma do ciebie dwa słowa. Ale to później.
White zakończyła skinieniem głowy, a potem zasnęła na krześle.

*

- Powtórzysz? - poprosił Holmes, gdy następnego dnia siedział z Sherry przy śniadaniu. 
- No byłeś zahipnotyzowany. Tego dotyczył tekst na zamordowanych. Pstryknięcie - zaprezentowała - Cię obudziło.
- No dobrze. Czyli niepotrzebnie za tobą poszedłem? Radziłaś sobie? - upewnił się.
- Oczywiście - przytaknęła.
James tylko pokręcił głową z zatroskaniem.
- Margaret twierdzi, że bardzo się przejąłeś moim zniknięciem - powiedziała, jedząc kanapkę.
- Bo ty życie narażasz za każdym razem, gdy znikasz mi z oczu - odparł odwracając wzrok.
- To mi schlebia - odrzekła, nie zważając na jego poprzednie słowa. 
- Sherry! - oburzył się Holmes.
Przez chwilę jedli w ciszy. Pani detektyw przyglądała się Jamesowi, przekrzywiając głowę.
- Co to były za dwa słowa z mordercom, o których wspominałaś? - Holmes przerwał ciszę.
- Poinformował mnie, że Moore pomógł mu dostać się do kraju, bo miał problemy. Tak ogółem przekazał od niego sprośne pozdrowienia i dał mi do zrozumienia, że John jest w Londynie - wzruszyła ramionami.
- Twój arcy jest w Londynie, a ty się tym nie przejmujesz?! - wydarło się z gardła Jamesa.
- Nie - uśmiechnęła się - Bo podoba mi się twoja zazdrość - zachichotała.
Po tych słowach wstała od stołu i podeszła do Holmesa. Pocałowała go delikatnie i ruszyła z kuchni do pokoju. Zatrzymała się jeszcze w przejściu i odwróciła na chwilę.
- Musimy kupić sobie broń. Tak często jest potrzebna, a my nigdy jej nie mamy - powiedziała.
- Ja mam - wydukał James, który dalej był zszokowany pocałunkiem.
- O! - Sherry uśmiechnęła się słodko - I za to cię uwielbiam. Szkoda, że na święta wyjeżdżasz do rodziny. Zostawiasz mnie samą - zrobiła smutną minę i w podskokach udała się na kanapę.
----------------------------------------------------------------
Ten rozdział też mi się nie podoba. Jest taki... dziwny. I zakończenie zbyt podobne do drugiego rozdziału mi się wydaje :/ Przepraszam też, że taki długi. Nie potrafiłam tego opowiedzieć krócej. Może powinnam niektóre sprawy rozbijać na dwie części?
Przepraszam za wszystkie błędy. Nie jestem w stanie wszystkich dostrzec
I jak Wam się podobają nowe postacie? A perypetie głównych bohaterów? Co myślicie o Johnie Moore?  

6 komentarzy:

  1. rozdział przepiękny
    jest to moje pierwsze opowiadania kryminalne jakie czytam i powiem że się nie zawiodłam na to a wręcz przeciwnie czekam z niecierpliwością aż w końcu wstawisz kolejny rozdział ;)
    w sprawie tego zdjęcia to może być Sherry :)
    a końcówka mmm... uwielbiam :)
    jestem bardzo ciekawa jak potoczy się dalej twój scenariusz :) i jaką kolejną sprawę będę mogła tutaj przeczytać ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się że Ci się podoba :D To dla mnie wiele znaczy, jak również to, że czekasz na więcej. To naprawdę motywuje :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Po pierwsze, bo potem zapomnę: Pisz długie rozdziały, bo i tak dodajesz je rzadko, więc przynajmniej jest co poczytać :)
    Moim zdaniem Sherry i Holmes świetnie się uzupełniają. Ona jest spontaniczna, impulsywna i i tendencją do pakowania się w kłopoty, a on ją z tych kłopotów zawsze próbuje wyciągnąć. Jest opiekuńczy, zawsze stanowiący jej cień. Dobrze, że Sherry ma kogoś takiego, kto ciągle ma ją na oku. Obie postaci są bardzo pozytywne moim zdaniem, ale moją faworytką jest oczywiście Sherry. I teraz tez wykazała się odwagą, idąc z tym hipnotyzerem, bo przecież wiedziała, co może się wydarzyć. No i jeszcze na koniec napiszę, że końcówki znowu sie kompletnie nie spodziewałam. Zaskakujesz mnie za każdym razem i to mi się podoba. Właściwie, to już się nie mogę doczekać, co nam następnym razem zaserwujesz :)
    Sekretna

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej! No nareszcie jestem, nareszcie udało mi się wszystko nadrobić i nareszcie mogę skomentować. Ale w sumie nie mam zbyt wiele do powiedzenia. Bo to opowiadanie jest... bez 'owijania w bawełnę'... zajebiste. (Sory za niecenzuralne słowo, ale inaczej się nie da.)
    Nie pojmuję co ci się nie podoba w tym czy poprzednim rozdziale. Wszystkie są świetne. Bardzo mi się spodoba sposób w jaki piszesz, jest taki... 'sherlockowy'. :D
    Brawo. Jestem pod wrażeniem. ;)
    To do następnego! ;D
    gc
    Ps. Jakbyś nie miała okazji jeszcze zobaczyć, u mnie od kilku dni jest coś nowego. Już nie ff. Więc zapraszam. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Troszeczkę opóźnienie mnie dorwało, ale zrządzeniem losu mój długi weekend zwalił się mi na głowę i zamiast siedzenia na tyłku, to ciągle jestem zajęta. ;< Plus dopóki jeszcze pamiętam Sherlock Holmes mieszkał na Baker Street. Literówka Ci się wcięła. c; Zawsze zapominam o tym wspomnieć, dlatego zaczynam od tego ten komentarz.

    Taką uwaga na początek. " Zamordowanie po przez wyrycie na jej ciele masy tajemniczych znaków." - poprzez, ale akurat nie o to mi chodzi. To trochę głupio brzmi. Samo rycie znaków na kimś go nie zabije. ;3: Plus "Władca Pierścieni" - duże litery. "mimo że" - bez przecinka pomiędzy. I nad zapisem dialogów trzeba popracować.

    Szczerze to strasznie żałuję, że ten rozdział nie był właśnie dłuższy albo przynajmniej podzielony na dwie części. Jednak ta sprawa wydaje mi się ciekawsza niż poprzednie i zdecydowanie podziwiam Sherry za zaangażowanie. Jakoś sama nie miałabym ochoty wystawiać się na ewentualne urazy ze strony mordercy - nożownika i hipnotyzera. (Hipnotyzera wyobraziłam sobie jako Jamesa Franco, bo jego charakteryzacja trochę przypominała mi jego rolę w Czaronoksiężniku z Oz). Nie mówiąc już o tym, że współczuję Holmesowi. (Sherry, ty wredoto, biedaka zostawiłaś na śnieżycy!). Jamesa jako niańka kiedyś dostanie zawału, kiedy Sherry jeszcze coś odwali. :x Coraz bardziej mi go szkoda... O arcywrogu Sherry jeszcze nie mam zdania, ale za to Margaret mnie odrobinę drażni, chociaż na razie miała tylko malutki występ. c:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę Ci wielce podziękować :3 Jesteś niesamowita, że chce Ci się wypisywać mi te błędy, co dla mnie wiele znaczy, bo sama nigdy bym ich nie dostrzegła. Dziękuje :D
      I przyznam, że dialogi to moja pięta achillesowa. Staram się nad tym zapanować, ale jak widać ciągle am się czego uczyć ;) No ale na tym to w końcu polega, ciągłe douczanie się.
      Miło też słyszeć, że było Ci aż za krótko. Kilka kolejnych rozdziałów podzieliłam na dwie części, bo doszłam do wniosku, że niektórych rzeczy po prostu nie da opowiedzieć się w jednym rozdziale.
      Co do Sherry to wykreowałam ją taką, jaką zawsze sama chciałam być. Szaleńczo wręcz odważną, stale w działaniu. Oczywiście dodałam też wiele cech, których sama nie pochlebiam, ale i tak zżyłam się z tą postacią :) A James po prostu przywyknie do takiego traktowania, choć nigdy nie do końca ;)
      Taaaaak... Arcywróg jeszcze pokaże, co potrafi, a za Margaret to i ja nie przepadam xD Po prostu uznałam, ze przyda się taka osóbka :3

      Usuń