poniedziałek, 10 listopada 2014

Pan M. (XI)

Budynek na Baker Street już dawno został wyremontowany po pożarze, w którym Londyn utracił panią detektyw, a mówiąc dokładniej jej usługi. Pod numerem 221B już nie było słychać strzałów, śmiechów i krzyków. Nałożono nową tapetę, zmieniono umeblowanie i teraz mieszkała tam niedołężna kobieta ze swoją opiekunką. 
Holmes wytarł zabłocone buty o wycieraczkę i wszedł do budynku, by zapukać do drzwi państwa Collinsów. Otworzył mu Leonardo i uśmiechnął się delikatnie, a zaraz potem gestem zaprosił do środka.
- Miło cię widzieć James. To normalne, że po tym wszystkim wyjechałeś, ale cieszę się, że o nas nie zapomniałeś. My także ciężko przeżywamy jej stratę - powitał Holmesa starszy mężczyzna.
- Wiem, ale wpadłem dosłownie na minutkę. Chciałem zostawić wam swój numer i powiedzieć, że cokolwiek by się działo, to możecie na mnie liczyć.
- Chłopcze, nawet nie wiesz jak wiele to dla nas znaczy - wtrąciła się właścicielka budynku, która właśnie wyłoniła się ze swojego pokoju. 
- Pani Collins! - wykrzyknął James z radością - Jakże miło panią widzieć!
- Gdzie teraz zamieszkasz James, dasz sobie radę poza miastem? - zapytała kobieta.
- Babka Margaret Rainey zmarła, a nasza patolog sprzedała mi budynek. Przyjemne miejsce, spokojna wioska. Trzeba tylko zająć się remontem - na koniec wzruszył ramionami.

*

Liście zaczęły zmieniać kolory, a kwiaty usychać. Ogródek, o który Sherry dbała tak wytrwale od ślubu nie wyglądał już imponująco. Kobieta musiała więc znaleźć sobie inne zajęcie i w tym celu przeglądała gazetę, czekając przy stoliku przed domem na męża. Jej uwagę przykuło ogłoszenie o stanowisku nauczyciela matematyki w szkole dwie wioski dalej. Ale oprócz tego było coś jeszcze, czemu kobieta nie potrafiła się oprzeć - dział kryminalny.
Najbardziej jej oczy przyciągał krótki opis, a raczej wspomnienie występku mającego miejsce trzy godziny drogi od jej domu. Nie było wiele konkretów, bo policja zdawała się lekceważyć sprawę zabicia czyjegoś psa śrubokrętem. Sherry jednak w przeciwieństwie do władz była tym szczególnie zaintrygowana. Mimo swego zainteresowania, musiała odłożyć gazetę, bo oto na horyzoncie pojawił się samochód Jamesa. Kobieta wstała z miejsca i uśmiechnęła się szeroko, by chwilę potem rzucić się na szyję ukochanego. Mężczyzna tylko się zachwiał i pokręcił głową z dezaprobatą, gdy Sherry go pocałowała.
- Spokojnie... - westchnął i zmierzwił jej włosy - Przekazałem im numer, byli rozczarowani, że nie zostałem na dłużej. A nasze mieszkanko opanowała już jakaś niepełnosprawna kobiecina.
Pani Holmes wykrzywiła usta w wyrazie niezadowolenia i ruszyła ku drzwiom. Jej mąż tyko rozmasował skronie, po czym ruszył w ślad za nią. W przeciwieństwie do niej nie przywiązał szczególnej wagi do mieszkania na Baker Street, choć to tam odmieniło się całe jego życie.

*

James siedział w kuchni i grzebał widelcem w obiedzie, który nie przypominał żadnego konkretnego dania. Tymczasem Sherry błąkała się bez większego sensu po całym domu. Mężczyzna patrzył na nią ze zdziwieniem i powoli zaczynał rozumieć.
- Wyrzuć to z siebie - powiedział i wstał od stołu, by odłożyć nadal pełny talerz - Przecież wiem, że się nudzisz...
- Masz rację, ale z nałogami trzeba walczyć - stwierdziła, krążąc dalej po domu.
- Spróbuj wykorzystać tę swoją wielką mądrość i przestań palić - zaproponował Holmes, kręcąc głową.
- Nie nabijaj się ze mnie James. Muszę coś zrobić, bo zwariuję. Nie uważasz, ze to pora by wrócić do zagadek? Tak poza Londynem? - zatrzymała się i rzuciła w jego stronę błagalnym tonem.
- Przecież wiesz, że nie mogę się zgodzić. Sherry... - objął ją ramieniem i pozwolił, by położyła głowę na jego barku - Podjęłaś słuszną decyzję i teraz musisz przy niej wytrwać.
- Tylko czemu?
- Bo wszyscy myślą, że nie żyjesz. Gdybyś wróciła wieszaliby na tobie psy, a Piostone nie miałby szansy na zajęcie się wszystkimi, którzy skorzystali z pomocy "Pana M" - ostatnie słowa wypowiedział, zaznaczając palcami cudzysłów.
Kobieta tylko westchnęła ciężko i ruszyła ku swojemu pokojowi, ostentacyjnie zamykając za sobą drzwi i tym samym dając znać, że chce być sama. Osłupiały James stał dalej w miejscu, kręcąc głową.
- No to pora zrobić sobie prawdziwy obiad - stwierdził i zabrał się za penetrowanie szafek.

*

W ich sypialni było już ciemno, a Sherry leżała cicho na swoim miejscu. Mężczyzna nie miał pojęcia, jak mógłby dodać jej otuchy, więc tylko położył się tuż obok i ucałował ją w czoło. Potem ułożył się wygodnie i zamknął oczy, by po chwili zasnąć. Jego oddech się wyregulował, a ciało znieruchomiało w jednej pozycji i dopiero wtedy pani Holmes się poruszyła. Powoli, by przypadkiem nie zbudzić męża wyślizgnęła się z łóżka. Cały ten czas była w pełni ubrana i praktycznie gotowa do wyjścia na zewnątrz. Związała włosy w kitkę, wciągnęła na nogi gumowce i ubrała się w płaszcz. Przez ramię przełożyła torbę, którą spakowała już wcześniej, podczas gdy James robił sobie "porządny" obiad. Wszystko to zrobiła z zadziorną miną, która nie spełzła jej z twarzy nawet wtedy, gdy opuściła dom. Na szczęście klucze do samochodu powieszone był na haczyku przy drzwiach, więc nie musiała się przejmować robieniem hałasu. Silnik zamruczał przyjaźnie i kobieta ruszyła drogą na północ. Dobry nastrój towarzyszył jej przez cały ten czas i nic nie mogło tego zmienić, tym bardziej, że komórka milczała, co świadczyło, ze jej mąż o niczym nie wie. 
Na miejscu była trzy godziny później, czyli około północy. Była świadoma szalonego wymiaru swojej wizyty, a pomimo to nie zamierzała rezygnować. Zaparkowała obok wielkiego jeepa na pustym podwórzu. W zasięgu oka nie było innego domu, tylko ten jeden jedyny z urocza białą werandą. Sherry wysiadła z auta i pewnie zbliżyła się do drzwi. Jeszcze zanim nacisnęła dzwonek zauważyła podejrzany kształt leżący w prawej części werandy. Białe prześcieradło okrywające zwierzęce truchło niewiele ukryło przed panią detektyw. Pani Holmes musiała jednak odwrócić wzrok od psa, bo za drzwiami rozległy się kroki. Czyjaś ręka niepewnie przekręciła klucz w zamku i bardzo wolno otworzyła drzwi. Oczom Sherry ukazała się przerażona postać mężczyzny, który ściskał pogrzebacz w dłoni. Pytająco uniosła brew i zaraz zabrała się za wyjaśnianie swojej obecności o tak późnej porze.

*

Kanapa przed kominkiem nie wyglądała na zadbaną, ale to nie przeszkadzało pani Holmes, która przywykłą do chaosu, nawet tego który szedł w parze z prawdziwym nieporządkiem. Z wdzięcznością ujęła w dłonie kubek gorącej herbaty i z niecierpliwością czekała na opowieść domownika.
- Mogła pani zadzwonić, jakoś uprzedzić - wydukał zaspany mężczyzna, który był ubrany w szlafrok i prawdopodobnie tylko w szlafrok. 
- W gazecie nie podano pana numeru. Tylko adres - wyjaśniła.
- To się nazywają media. Podadzą namiary na twój dom, a nie kontakt. Bo przecież niemożliwe, że odwiedzi cię ktoś, kogo nie chciałbyś widzieć - wymamrotał domownik.
- Jeśli to problem, to mogę zaraz wracać... - uprzedziła Sherry.
- Mówiłem tylko ogólnie. Niech pani nie bierze tego do siebie. Jestem pisarzem i moja wyobraźnia nigdy nie przestaje pracować. Mam tysiąc scenariuszy, które mogłyby się z tragicznymi skutkami dla mnie zdarzyć dzięki takiej informacji w gazecie. Do tego jeszcze ten pies. I oskarżenie o plagiat...
- Może po kolei? - zaproponowała pani detektyw, nadstawiając ucha, bo te niechronologiczne wzmianki brzmiały interesująco. 
- Racja - zreflektował się właściciel zabitego psa - Tak ogólnie powinienem się przedstawić. Mort Firman. Jestem... niesprzedającym się pisarzem.  A raczej sprzedającym się okresowo. Równo cztery dni temu na moim ganku pojawił się nieznany mi mężczyzna, który oskarżył mnie o plagiat. Rzecz jasna nie skopiowałem jego tekstu. Ogółem wątpię, by ów tekst istniał. Jestem roztropny i gdyby miał rację, a ja dopuściłbym się plagiatu, to poszedłbym grzecznie do sądu - wyjaśniał, poprawiając tragicznie rozczochrane włosy i okulary na nosie - Dwa dni po jego odwiedzinach mój pies został przybity śrubokrętem do mojej werandy. 
- Mogłabym to obejrzeć? - spytała.
- Oczywiście. Pewnie zauważyła pani prześcieradło po prawej. Przyniosę latarkę - zapewnił i ruszył w głąb mieszkania, podczas gdy kobieta z kubkiem w ręku wróciła na werandę. 
Na zewnątrz zrobiło się wilgotno, a z nieba siąpił deszcz. Na szczęście ciało psa było na werandzie i nie miało jak zmoknąć. Sherry zasępiła się chwilę, gdy dotarło do niej, ze pies leżał tam już od kilku dni. 
- Co za psychopata trzyma truchło zwierzaka na werandzie przez kilka dni. Przecież to śmierdzi... - skrzywiła się, a potem zakręciło się jej w głowie. 
Przestąpiła z nogi na nogę i zrobiło jej się słabo. Wyraźnie zbierało jej się na wymioty. Zatoczyła się i wylądowała przed werandą w błocie. Tam targana konwulsjami, pozbyła się wszystkiego, co ciążyło jej na żołądku. Potem chwilę oddychała głęboko, dalej tkwiąc na czworaka w rozmiękającej ziemi. Podniosła się dopiero na krzyk pana Frimana i dźwięk tłuczonego szkła. 

*

Schody wydawały jej się nie mieć końca, kiedy wspinała się po nich w kierunku, z którego dobiegł ją krzyk. Całą ociekająca błotem, z twarzą wytartą jedynie rękawem. Wiedziała, że coś jest z nią nie tak, ale nie potrafiła zrozumieć co. Wreszcie dotarła do szczytu schodów, ale zdołała jedynie zobaczyć właściciela zdechłego psa z pogrzebaczem w dłoni przez otwarte drzwi i zemdlała. Wcześniej zdumiała się jeszcze, co do upodobania Morta Firmana do pogrzebaczy. Mężczyzna ze strachem w oczach podbiegł do omdlałej kobiety i prędko ułożył ją w odpowiedniej pozycji, by parę minut później zadzwonić po karetkę pogotowia. Nie spodziewał ie tak zajmującej nocy, ale jeśli miał być szczery, to cieszył się, że ta kobieta naszła go tej nocy. Przynajmniej nie musiał po tym wszystkim siedzieć sam w pustym po napadzie domu. Tym bardziej, że nie pojmował jak włamywacz dostał się do środka. 
Chętnie też wsiadł do karetki z ratownikami, którzy zabrali panią detektyw. Przysiągł sobie, że podziękuje tej charyzmatycznej, zaskakującej i pięknej kobiecie. Jednak szybko z tego zrezygnował, gdy do szpitala, wypytując o nią przybył niejaki James Holmes. Widocznie Firmanowi nigdy nie pisane było powodzenie w uczuciach. 

*

- Jesteś poważna?! Co ci odbiło, żeby w środku nocy wyjeżdżać?! - Holmes próbował się uspokoić i nerwowo chodził w kółko po szpitalnej stołówce. 
- Zrozum, że nie potrafię bez tego żyć. To jest wpisane w moja naturę. Zagadki, tajemnice, działanie. Nuda mnie zabija - wyjaśniła.
- Tym razem mogło cię zabić z goła co innego - uprzytomnił jej mąż i założył ręce na piersi. 
Sherry westchnęła, odgarnęła włosy z czoła i przycupnęła przy jednym z pustych stolików. Było za wcześnie, by cokolwiek serwowano w stołówce, ale mimo wszystko pozwolono jej zabrać coś do jedzenia z kuchni. Musiał tylko poczekać, aż ktoś jej otworzy drzwi. 
- To pani miała wejść do kuchni? - spytała pulchna kobieta, która właśnie wkroczyła do pomieszczenia z pękiem kluczy.
Holmes tylko skinęła głową i zaraz poderwała się z miejsca. Prześlizgnęła się za kobietą do kuchni i zaraz odszukała to, co chciała - kiszone ogórki. Zagarnęła w dłonie cały słoik i zaraz zabrała się za jego opróżnianie. 
- Mam nadzieję, że nie nadużyję w ten sposób swojego przywileju? - spytała z ogórkiem w ustach pani detektyw.
Posiadaczka klucz, która dopiero co włączyła światło, spojrzała krzywo na wygłodniałą Sherry. Pokręciła głową, zapewniając pacjentkę, że to nic wielkiego, a równocześnie nie rozumiejąc jej ani trochę. 
- Na pewno nie chce pani nic więcej? - upewniała się pulchna kobieta.
- Gdyby tak było jakieś ciastko czekoladowe, to byłabym wdzięczna - oświadczyła stanowczo Holmes i kiwnęła głową na potwierdzenie swoich słów.
Słysząc to jej mąż wychylił głowę ze stołówki i spojrzał na nią z lekka przerażony. 
Gdy wrócili do pokoju, lekarz już na nich czekał. Uśmiechał się przyjaźnie i przeglądał kartę pani detektyw. 
- Wyniki nie pokazują żadnych nieprawidłowości. Została jeszcze jedna możliwość, którą powinniśmy sprawdzić - poinformował i posłał kobiecie szeroki uśmiech.

*

James raz jeszcze spojrzał na swoje przerażone odbicie w lustrze. Czuł się potwornie skrępowany czekając w przedsionku damskiej toalety. Nie mógł jednak zawieść swojej żony, jedynej kobiety, na której mu zależało. Jednak możliwość, że Sherry... Po prostu nie mógł dopuścić do siebie myśli o tym, ze będzie... Cały czas przechodziły go dreszcze zdenerwowania. Wreszcie pani Holmes wyszła z toalety, ściskając cienki paseczek. 
- Sama nie spojrzałam - poinformowała - Zrobimy to razem - wydukała i wypuściła powietrze z płuc. 
Na jej ustach malował się szeroki uśmiech. Oparła głowę o ramie Jamesa, który objął ją w pasie. Jego przerażone spojrzenie i jej podniecony wzrok spoczęły na wąskim pasku. 
Wynik był pozytywny.
- Nasz mały Mycroft - wyszeptała uradowana Sherry - Będzie dobrze James. Będziesz wspaniałym tatusiem - ucałowała go w policzek i ruszyła ku drzwiom wyjściowym. 
W progu zatrzymała się i obejrzała na męża. Ten wciąż przerażony i sparaliżowany wpatrywał się w lustro. Ta informacja ciągle nie mogła do niego dotrzeć.
- Jak to możliwe? - wydukał i odwrócił się do żony - Ja ojcem? 
- Serio chcesz słuchać mojego wykładu o początkach życia? O tym jak mężczyzna i kobieta muszą się do siebie zbliżyć, że męski...
- Zakończ - na jego usta wpłynął nieśmiały uśmiech - Wiesz, że nie o to mi chodzi.
- Nie wiem - odparła z zadziornym uśmiechem i chwyciła go za rękę.
- Nasz mały Mycroft... - James nieśmiało powtórzył wypowiedzianą wcześniej przez Sherry frazę i delikatnie pokręcił głową - A ja ciągle pamiętam nasza rozmowę. O twoich marzeniach, co do dzieci i moich marzeniach, co do ich nieposiadania. 
--------------------------------------------------------------
Przepraszam za błędy! 
I tak... Mało kryminalnie, wiem. 
To przez ten bark czasu, przepraszam. 
Jak to często bywa, nie jestem zbyt zadowolona.

7 komentarzy:

  1. Wspaniały rozdział bardzo mi się podobał. Oczywiście Sherry nie mogła się powstrzymać. Wcale mnie to nie dziwi. Chętnie przeczytam więcej. Lubię twoje opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wie, że robię to z opóźnieniem, ale - dziękuje :)
      Takie słowa budują i dają chęć do ciągnięcia tego naopowiadania dalej. Cieszę się, że Ci się podobało :3

      Usuń
  2. Ooo, będzie mały Holmes! tak właściwie, to przeczuwałam to, odkąd zaczęła wymiotować u tego pisarza na schodach :D Kobieta, która wcześniej robiła sekcję zwłok gołębiowi, teraz nie podejdzie do martwego psa? trochę dziwne mi się to wydało, chociaż fakt, że ten mężczyzna już od kilku dni trzyma zwierzaka na werandzie też mnie zniesmaczył. i teraz z jednej strony liczę na to, że w następnym rozdziale będzie jakaś sprawa do rozwikłania, a z drugiej nie mogę się doczekać, aż dziecko się urodzi, chociaż muszę przyznać, ze nie mogę wyobrazić sobie Sherry jako takiej opiekuńczej mamusi, opiekującej się swoim dzieckiem :P
    pozdrawiam i weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak - mały Holmes x) Taki też był zamysł, żeby czytający dopuścił do siebie myśl o ciąży pani detektyw, bo w sumie to było nieuniknione, że wkrótce do tego dojdzie. No i bum!
      Mogę ci też zdradzić, że następny rozdział będzie po prostu rozwiązaniem tej sprawy, choć oczywiście sam fakt ciąży znacząco wpłynie na bohaterów :3

      Usuń
  3. Czyżby nawiązanie do "Sekretnego okna" Kinga?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak :) Aczkolwiek zamierzam inaczej poprowadzić tę sprawę.
      Mimo to nie zamierzam ukrywać, że "Sekretne okno" było moją inspiracją :>
      Jeden z najlepszych filmów ever <3

      Usuń
    2. Zapomniałam dodać "bo autorskiego tekstu Kinga JESZCZE nie czytałam".
      Aczkolwiek mam taki zamiar, gdy tylko znajdę odpowiednią książkę :)

      Usuń